Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porto Qebra: Aleksandra Dobę napadli bandyci i okradli

pit
ww.aleksanderdoba.pl
- Mąż stracił mnóstwo sprzętów, m.in. potrzebne do nawigacji - mówi żona, Gabriela Doba. - Były bardzo niebezpieczne chwile. Bandyci mieli broń, maczety. Mierzyli do niego.

- Na pewno zrabowali mi: dwa telefony satelitarne, dwa telefony komórkowe, dwa GPS-y, SPOT-a, UKF, dwa aparaty fotograficzne, dwa zegarki, kompas zapasowy, dwie latarki, lornetkę, dwie przetwornice napięcia, wiele baterii, rzeczy osobiste, liny, beczkę wodoszczelną Prijona, dwie karty bankowe, karty pamięci z nagranymi zdjęciami ( 2x 8GB) i kilka nowych 16GB i 8GB, różne ładowarki, EPIRB-a - wylicza pan Aleksander w swoim dzienniku.

Kajakarz, który w swoim niesamowitym rejsie przepłynął Atlantyk, opisuje zdarzenie: z niedzielnej nocy.
"Byłem poddany presji pięciu bandytów z karabinem i maczetami. Udało mi się w trakcie napadu nadać sygnał alarmowy.

W wyniku totalnego, brutalnego przeszukiwania mojego kajaka zrabowano mi wiele cennych rzeczy. Chcieli się chyba przed samymi sobą pokazać jacy są hardzi, bo prześcigali się w tym kto lepiej zniszczy kajak.
Zaczęło się wszystko od tego, że wpłynąłem w mały, długi (na 40 km kanał). Najczęściej przy takich małych ramionach mogłem z bliska obserwować życie mieszkańców, fotografować ich domostwa i lepiej poznawać przyrodę.

Podpłynęło do mnie kilka łodzi gdy przepływałem koło wioski. Byli to młodzi ludzie. Straszyli mnie, że płynięcie dalej jest niebezpieczne, bo tam są bandyci, co strzelają z pistoletów w głowę. Radzili wrócić do wioski, przeczekać u nich do rana, a potem będą mnie eskortować przez niebezpieczny teren.

Zgodziłem się wrócić do wioski. Zawróciliśmy i holowali mnie swoją łodzią "peck peck" mając kajak przy burcie. Po dopłynięciu do wioski zapraszali mnie na jedzenie, a kajak miałem zostawić przy brzegu uwiązany na linie. Wyjąłem kłódki i linki i zamknąłem wszystkie włazy. Okazało się, że to wśród "przyjaciół" nie uchodzi i zepchnęli mnie na wodę.

Gdy płynąłem dalej sam i minąłem wioskę wypływając na szerokie wody Solimoes dopłynęli do mnie "przyjaciele" na szybkiej motorowej łodzi. (...) wyjęli karabin i maczety i mówili - płyniemy razem do brzegu. Tam nie chcieli bym otworzył luki, lecz walili po nich maczetami, linki też przecięli maczetami. Zaczęli walić maczetami i wiosłem po kajaku(...). Kazali mi wysiąść na brzeg a sami rabowali kajak przez trzy godziny. Co chwile mierzyli do mnie z karabinu i wymachiwali maczetą. (...) Do otwierania brutalnego wszystkiego używali maczet. Cześć rzeczy wyrzucali do wody; gdy próbowałem protestować - jeszcze bardziej robili mi na złość.
Żona kajakarza przyznała w rozmowie z "Głosem", że bez częśći sprzętów, które męzowi zrabowano, planowana podróż w kierunku Ameryki Północnej nie będzie możliwa. Na razie Aleksander Doba nie podjął decyzji, co dalej.
Rejs przez Brazylię w kierunku Peru też stoi pod znakiem zapytania. Kajak ma bowiem liczne uszkodzenia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński