Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski James Bond

Marek Rudnicki
Bronisław Zientala.
Bronisław Zientala. Archiwum
Życie i śmierć Bronisława Zientali są pełne zagadek. Miał pseudonim Groźny i był ostatnim partyzantem w Szczecinie.

W historii tej wątek walki powojennego podziemia przeplata się ze zmaganiami dwóch wywiadów. Tego prosowieckiego z przydomkiem "polski" i polskiego, kierowanego przez 120. sekcję bezpieczeństwa przy II Korpusie na Zachodzie. W tle kwestia najbardziej bulwersująca: wyrok śmierci sądu szczecińskiego wydany już w wolnej Polsce, sankcjonujący stalinowską pragmatykę.

Zastanawiające orzeczenie

W październiku 1992 r. Urszula Ligocka, córka podporucznika Bronisława Zientali, złożyła do sądu wojewódzkiego w Szczecinie wniosek o uznanie wyroku na ojcu za niebyły.

Rozprawa odbyła się 8 lutego 1993 r. Sąd częściowo unieważnił wyrok byłego Wojskowego Sądu Rejonowego w Szczecinie z 13 października 1950 r. Z 15 punktów oskarżenia, 12 uznano za nieważne. Trzy najważniejsze dla prawdy historycznej, jak i prawdziwej przyczyny skazania Groźnego na śmierć, podtrzymano w mocy. W uzasadnieniu sędziego znalazła się dość istotna argumentacja. A mianowicie, że czyny ppor. Zientali zostały popełnione w interesie obcego państwa oraz godziły w interes Państwa Polskiego jako takiego i to niezależnie od jego ustroju politycznego i społecznego.

Uciekał i walczył

Bronisław Zientala w 1942 r. wywieziony został na roboty przymusowe do Kolonii. Po dwóch miesiącach uciekł i wrócił do kraju. Ponownie wywieziony, tym razem do Monachium, raz jeszcze uciekł. Wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, a następnie do Armii Krajowej. Po konflikcie z dowódcą oddziału (ps. Kmicic) przeszedł do Narodowych Sił Zbrojnych, do Brygady Świętokrzyskiej grupy Żbika.

W czasie Powstania Warszawskiego pełnił rolę zaufanego oficera łącznikowego między generałem Borem-Komorowskim, a dowództwem Brygady Świętokrzyskiej. W czasie walk odznaczony został krzyżem Virtuti Militari oraz trzykrotnie Krzyżem Walecznych.

Jak kameleon

Odtworzenie powojennej historii ppor. Zientali jest dziś bardzo trudne. Jedno jest pewne - nie poddał się.

Pracował jako kurier Delegatury Rządu na Kraj. Dostarczał m.in. informacji dla oddziałów AK Nurta, Wilka i Groźnego. Ściśle współpracował z pułkownikiem Janem Sowińskim, oficerem wywiadu władz emigracyjnych. Do szczególnych zalet Zientali należała niezwykła zdolność wnikania w struktury organizacyjne bezpieki.

Manifestując wielką miłość do czerwonej władzy, wstąpił do milicji. Pracował m.in. w Komendzie Głównej Milicji w Warszawie. Pełnił też funkcję komendanta gmachu Komendy Miejskiej MO we Wrocławiu. Jako zaufany człowiek bezpieki pracował w Świnoujściu, mieście postrzeganym jako ważny punkt styku działań różnych wywiadów. Był tu szefem finansów komendy MO.

Metody działania

Pracując w strukturach bezpieczeństwa publicznego wcielał się w rolę, niczym bohater filmu "Pułkownik Kwiatkowski".

Najpierw rozpracowywał placówkę z drobiazgową skrupulatnością, zbierając wszelkie informacje, jakie mogłyby przydać się wywiadowi II Korpusu na Zachodzie. A gdy już wszystko wiedział, rekwirował całą kasę komendy i znikał. Zdobyte pieniądze trafiały później na cele podziemia.

Rozpracowywanie struktur agend Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przeprowadzał niemal schematycznie. Oto przykład. W listopadzie 1945 r. przejął zasoby finansowe komendy wrocławskiej. Swoimi ścieżkami dotarł na Zachód, gdzie zameldował się u gen. Szyszko-Bogusza, zastępcy gen. Andersa, któremu przekazał wszystkie zdobyte informacje. Pół roku później, zaopatrzony w świadectwo pobytu w obozie koncentracyjnym, ponownie był w Polsce.

Wpadł w Szczecinie

Na Pomorzu uczestniczył w pracy podziemnej siatki AK. Przerzucała na Zachód spalonych żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Z nielicznych akt (przetrzebionych przez UB i SB) można się zorientować, że podczas przesłuchań nikogo nie zdradził.

Kilka razy wpadał i zawsze uciekał. Prócz tego ostatniego razu, 21 lipca 1949 roku, gdy aresztowano go w Szczecinie. Stało się to w mieszkaniu przy ulicy Wojska Polskiego 49/19. Zawieziono go do aresztu śledczego przy ulicy Małopolskiej. I stąd próbował uciec. Tym razem bez powodzenia.

W odwecie za próbę ucieczki ubecy skatowali go taboretami i grubymi kołkami. Współwięźniowie, widząc wrzucaną do celi bezwładną, oblaną krwią postać przypuszczali, że Zientala już nie żyje. Tak jeden z nich wspomina: - To ciało przypominało jeden wielki, krwawy ochłap mięsa.

Pierwowzór filmowego pułkownika

Jakim sposobem udało mu się zostać szefem finansów w placówce świnoujskiej, pozostanie tylko jego tajemnicą. Dwa miesiące rozpracowywał jednostkę pod kątem terenu, metod pracy milicji i UB, składu osobowego i ochrony granicy. Kiedy był gotów, wyjechał do Szczecina po pobory dla całej komendy.

Wziął pieniądze i znikł. Pojawił się w sztabie Korpusu na Zachodzie. Komenda Wojewódzka MO była w szoku. Długo hierarchowie UB i milicji nie mogli uwierzyć w zniknięcie swojego zaufanego funkcjonariusza.

W przerwach pomiędzy poszczególnymi wcieleniami nie ukrywał się. Uważał, że pod latarnią jest najciemniej i ostentacyjnie nosił mundur majora wojska polskiego. Siostra, Janina Prosnak, tak wspominała: - Powtarzałam mu wielokrotnie, by nie nosił tego munduru, ale on twierdził, że właśnie w mundurze wojskowym jest najbardziej bezpieczny.

Tajemnica zniknięcia akt

Można przypuszczać, że w trakcie działań operacyjnych Groźny zdobył wiele dowodów na to, że ówcześni notable dopuszczali się malwersacji finansowych i to na dużą skalę. Na jaką, to wiedzieli tylko śledczy ppor. Jan Stachowiak z UB oraz nadzorujący śledztwo ppłk. Kazimierz Golczewski.

Być może to właśnie przesądziło, że zrobiono wszystko, by Groźny nie miał pokazowej rozprawy, a część akt znikła. Zachód planował wymienić go na jednego z sowieckich szpiegów. Sam Zientala (co wspominają jego współtowarzysze), też do końca był pewien, że zostanie wymieniony.

Bezpieczeństwo państwa

Gdy szukałem przed laty dokumentów na temat Groźnego, próbując dotrzeć do akt w MSW, tkwiące na teczkach napisy "Tajne" skutecznie zablokowały dostęp do nich. Te nieliczne, do których udało się wejrzeć w 1990 r. w archiwum szczecińskiej milicji, były bardzo zdekompletowane. Większość z nich Służba Bezpieczeństwa zabrała do swoich archiwów w latach sześćdziesiątych. Potwierdza to adnotacja z 26 maja 1950 r. (zrobiona jeszcze za życia Zientali) przez funkcjonariusza UB, ppor. Jana Stachowiaka: - Mogą zostać ujawnione okoliczności, których zachowanie w tajemnicy jest niezbędne ze względu na bezpieczeństwo państwa.

Zamiast podsumowania

W 1951 r. Janina Prosnak odwiedziła Areszt Śledczy przy ul. Kaszubskiej w Szczecinie, gdzie trzymano jej brata. Naczelnik Zygmunt Domański oświadczył jej, że Zientala zachorował i nagle zmarł. W rzeczywistości 30 stycznia 1951 r. został rozstrzelany przez pluton egzekucyjny, którym dowodził ppor. Józef Kula.

Rozstrzelanie nadzorował osobiście podprokurator kpt. Paweł Hudyma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński