Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogoń Szczecin: Ktoś pamięta, o co gramy?

Marcin Dworzyński
Takafumi Akahoshi  to dobrze wyszkolony technicznie zawodnik. Do najtwardszych jednak nie należy. A czasami właśnie dobrze pojętą agresywnością można wygrać spotkanie.
Takafumi Akahoshi to dobrze wyszkolony technicznie zawodnik. Do najtwardszych jednak nie należy. A czasami właśnie dobrze pojętą agresywnością można wygrać spotkanie.
Wczorajszy mecz pokazał, że problem z pamięcią mają piłkarze Pogoni Szczecin. Po ich postawie nie było widać, że mają świadomość rangi spotkania oraz tego, czym Lech Poznań jest dla szczecińskiej widowni.

Drużyna Lecha Poznań, nawet ta w wydaniu Amiki Wronki, to rywal, który od zawsze budził szczególne emocje. Prestiżowe spotkania, określane derbami północno-zachodniej Polski przyciągały na trybuny więcej widzów niż zwykle. Dlaczego? Bo to po prostu Lech, a w ślad za Lechem ciekawa historia poprzednich starć, emocje na boisku i walka, bo stawką takich spotkań nie są tylko trzy punkty, ale kibicowska wartość dodana.

W przypadku takich spotkań jeśli przeciwnika nie można pokonać, to należy zagrać tak, by rywal pamiętał o tym meczu przez kolejne dni. Może zabrzmi to nieetycznie, ale spotkania dwóch zwaśnionych drużyn rządzą się swoimi prawami. Przez 90 minut nie należy cofać nogi i robić wszystko, by rywal czuł oddech na plecach. Tymczasem sędzia Bartosz Frankowski pokazał tylko pięć żółtych kartek. Mniej, niż ma to w zwyczaju (średnia na ten sezon wynosi 5,46 kartki na mecz).

Mądrzejsi widzowie, ci którzy nie rzucali śnieżkami w (swoich) zawodników, oczekują widocznej na murawie determinacji. Bo historia spotkań na Twardowskiego pokazuje, że nawet przegrywając, można zebrać brawa za walkę. Tej w meczu z Lechem w lany poniedziałek zabrakło, a stwierdzenie, że widownia przez zawodników została "olana" nie będzie przesadą.

Bogusław Baniak, były trener Pogoni i Lecha przed meczem mówił, że kiedyś ogromną rolę w derbowych spotkaniach pełnili Radosław Majdan i Grzegorz Matlak, którzy nakręcali zespół do sportowej bitwy. Teraz coraz częściej w przedmeczowych wypowiedziach zawodników słychać, że to mecz jak każdy inny - co już na starcie jest ogromnym błędem, bo przez to ulatnia się prawdziwy charakter tego spotkania.

Kto teraz ma przejąć pałeczkę po Majdanie i Matlaku? Który z zawodników ma świadomość rangi takiego spotkania? Spójrzmy na kadrę Lecha. Od małego związani z poznańskim regionem są Hubert Wołąkiewicz i Marcin Kamiński. Wiele lat występów w barwach Kolejorza ma kapitan Rafał Murawski. Po przerwie na murawie pojawili się młodzi, którzy z poważną piłką poznawali się właśnie w tym klubie: Karol Linetty i Mateusz Możdżeń. Materiał jest. A u nas?

Świadomość powagi spotkania z Lechem jest bogactwem. W zespole Pogoni pod tym względem panuje bieda. Taka, że aż piszczy. Bo kto z grających miał być tym, który wytłumaczy reszcie powagę tego meczu? Radosław Janukiewicz, siedzi na ławce. Trochę na upartego Przemysław Pietruszka, który pochodzi z regionu, ale to zawodnik, który nie ma cech przywódczych, a meczu i tak nie dokończył. Edi Andradina? Owszem przywiązany do Pogoni, ale to nie jest typ zawodnika, który jest typem walczaka. Sporo do udowodnienia miał Wojciech Golla, jednak byłemu lechicie nie było dane na boisku się pojawić.

Trudno emocjonalnego zaangażowania oczekiwać od obcokrajowców, a tych na szczecińskiej murawie w wyjściowych składach pojawiło się dwunastu (po sześciu na zespół), czyli stanowili ponad połowę zawodników.

Niestety ogień przy okazji konfrontacji Pogoni z Lechem przygasł i jeśli o sile Portowców nie będą stanowić zawodnicy związani z tym klubem nie tylko kontraktem, ale także serduchem, to niedługo po wyjątkowości tych starć, pozostaną tylko pożółkłe strony archiwalnych gazet.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński