Nasz komentarz
Nasz komentarz
Marek Rudnicki
Wnuk Stefana, Wojciech Łyszkowicz mówi mi, że sprawa jest już głośna wśród Polaków w Irlandii. Znajomi Irlandczycy dziwią się, że w Polsce tyle lat po wojnie sprawa własności ziemi nie jest załatwiona.
- Tęsknię za Polską i chciałbym wrócić kiedyś na ojcowiznę - napisał do "Głosu" syn pana Jacka, Wojciech, który od wielu lat pracuje w Irlandii. - Przeraża mnie świadomość, że po powrocie zastanę w naszym ogródku kogoś obcego. Bo tak chce dziś miasto, które przez 50 lat miało bałagan w swoich dokumentach.
Nikt im nie zwrócił uwagi
Zdaniem miejskich urzędników część ogrodu należy do gminy. Tak uważają na podstawie posiadanych dokumentów.
- Jeśli tak jest to dlaczego najpierw mój dziadek, a później ojciec przez 50 lat opłacali w urzędzie za ten ogród wieczyste użytkowanie - dziwi się pan Wojciech. - Nikt nam nie zwrócił uwagi.
Mało tego, przed laty miasto zażądało od pana Jacka, by postawił wzdłuż posesji nowy płot.
Nowe działki
Sprawa własności podważona została przez miasto w 2000 r, gdy Jacek Łyszkowicz postanowił zamienić wieczystą dzierżawę na pełną własność. Podczas załatwiania niezbędnych formalności urzędnicy miejscy stwierdzili, że nie cały ogród należy do niego, a tylko część.
- Nieoczekiwanie pojawiła się na planach działka z numerem 65 położona między działkami nr 5 i 6. Dotąd nikt o takiej działce i z takim numerem nie wiedział. Tym bardziej, że w akcie notarialnym, który dostał ojciec, jest sprzedaż domu wraz z ogrodem.
Co na to sąd
Pan Jacek oddał sprawę do sądu. Przegrał. Sąd rejonowy stwierdził, że działka jest własnością miasta. Odwołał się więc do sądu apelacyjnego. Ten raz jeszcze analizując sprawę orzekł zasiedzenie.
- Ojciec zimą musiał odgarniać śniegu przy płocie całego ogrodu, bo inaczej groziła mu kara - mówi Wojciech Łyszkowicz. - Nikt, nawet władza nie wiedziała wówczas, że część ogrodu do nas nie należy.
Radca zaprzecza sądowi
Sąd podczas rozprawy odwoławczej stwierdził, że w przypadku państwa Łyszkowiczów należy mówić o zasiedzeniu. Dał tym samym prawo panu Jackowi wykupienia kawałka należącego do gminy.
- Złożyłem wniosek do miasta o zasiedzenie zgodnie z werdyktem sądu. Ale miasto stwierdziło, że nie jestem "samoistny".
- Wnioskodawca nie spełnił koniecznego warunku posiadania samoistnego przedmiotowego gruntu - napisał w opinii radca miejski, co oznacza, że nie może starać się o ten kawałek z tytułu zasiedzenia.
- Radca, który nigdy nie była na żadnej rozprawie, nie tylko podważyła wyrok sądu, ale zasugerowała, ze dziadek i ojciec są kłamcami - denerwuje się syn Wojciech.
Pan Jacek kilka dni temu złożył apelację do sądu okręgowego w Szczecinie. Mówi, że nie podda się ze względu na pamięć ojca. Dotrze nawet do Strasburga.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?