MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Płacili za nie swoją działkę

Marek Rudnicki
- Donald Tusk zachęcał do powrotu z emigracji do Polski twierdząc, że teraz otwiera się tu dla nas kraj nowych możliwości - mówi z ironią Wojciech Łyszkowicz. - Jak praktycznie wyglądają te możliwości widzę na przykładzie tego, jak miasto Szczecin traktuje mojego ojca.
- Donald Tusk zachęcał do powrotu z emigracji do Polski twierdząc, że teraz otwiera się tu dla nas kraj nowych możliwości - mówi z ironią Wojciech Łyszkowicz. - Jak praktycznie wyglądają te możliwości widzę na przykładzie tego, jak miasto Szczecin traktuje mojego ojca. Marcin Bielecki
Zaczęło się 5 lat temu. Jacek Łyszkowicz postanowił dom i ogród przejąć na własność. Do tej pory było to wieczyste użytkowanie. Okazało się jednak, że część ogrodu nie należy już do niego tylko do gminy.

Nasz komentarz

Nasz komentarz

Marek Rudnicki

Wnuk Stefana, Wojciech Łyszkowicz mówi mi, że sprawa jest już głośna wśród Polaków w Irlandii. Znajomi Irlandczycy dziwią się, że w Polsce tyle lat po wojnie sprawa własności ziemi nie jest załatwiona.

- Tęsknię za Polską i chciałbym wrócić kiedyś na ojcowiznę - napisał do "Głosu" syn pana Jacka, Wojciech, który od wielu lat pracuje w Irlandii. - Przeraża mnie świadomość, że po powrocie zastanę w naszym ogródku kogoś obcego. Bo tak chce dziś miasto, które przez 50 lat miało bałagan w swoich dokumentach.

Nikt im nie zwrócił uwagi

Zdaniem miejskich urzędników część ogrodu należy do gminy. Tak uważają na podstawie posiadanych dokumentów.

- Jeśli tak jest to dlaczego najpierw mój dziadek, a później ojciec przez 50 lat opłacali w urzędzie za ten ogród wieczyste użytkowanie - dziwi się pan Wojciech. - Nikt nam nie zwrócił uwagi.

Mało tego, przed laty miasto zażądało od pana Jacka, by postawił wzdłuż posesji nowy płot.

Nowe działki

Sprawa własności podważona została przez miasto w 2000 r, gdy Jacek Łyszkowicz postanowił zamienić wieczystą dzierżawę na pełną własność. Podczas załatwiania niezbędnych formalności urzędnicy miejscy stwierdzili, że nie cały ogród należy do niego, a tylko część.

- Nieoczekiwanie pojawiła się na planach działka z numerem 65 położona między działkami nr 5 i 6. Dotąd nikt o takiej działce i z takim numerem nie wiedział. Tym bardziej, że w akcie notarialnym, który dostał ojciec, jest sprzedaż domu wraz z ogrodem.

Co na to sąd

Pan Jacek oddał sprawę do sądu. Przegrał. Sąd rejonowy stwierdził, że działka jest własnością miasta. Odwołał się więc do sądu apelacyjnego. Ten raz jeszcze analizując sprawę orzekł zasiedzenie.

- Ojciec zimą musiał odgarniać śniegu przy płocie całego ogrodu, bo inaczej groziła mu kara - mówi Wojciech Łyszkowicz. - Nikt, nawet władza nie wiedziała wówczas, że część ogrodu do nas nie należy.

Radca zaprzecza sądowi

Sąd podczas rozprawy odwoławczej stwierdził, że w przypadku państwa Łyszkowiczów należy mówić o zasiedzeniu. Dał tym samym prawo panu Jackowi wykupienia kawałka należącego do gminy.

- Złożyłem wniosek do miasta o zasiedzenie zgodnie z werdyktem sądu. Ale miasto stwierdziło, że nie jestem "samoistny".

- Wnioskodawca nie spełnił koniecznego warunku posiadania samoistnego przedmiotowego gruntu - napisał w opinii radca miejski, co oznacza, że nie może starać się o ten kawałek z tytułu zasiedzenia.

- Radca, który nigdy nie była na żadnej rozprawie, nie tylko podważyła wyrok sądu, ale zasugerowała, ze dziadek i ojciec są kłamcami - denerwuje się syn Wojciech.
Pan Jacek kilka dni temu złożył apelację do sądu okręgowego w Szczecinie. Mówi, że nie podda się ze względu na pamięć ojca. Dotrze nawet do Strasburga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński