Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Otwórzmy dla Natalii serca i portfele!

Agnieszka Tarczykowska, 10 czerwca 2006 r.
Mama Natalii (w środku) i siostra Patrycja (z lewej) z utęsknieniem czekają na dzień, w którym siedmioletnia dziewczynka wróci do zdrowia i pełni sił.
Mama Natalii (w środku) i siostra Patrycja (z lewej) z utęsknieniem czekają na dzień, w którym siedmioletnia dziewczynka wróci do zdrowia i pełni sił. Agnieszka Tarczykowska
Życie chorej na padaczkę Natalki Kielar (na zdjęciu z chomikiem) z Nowogardu zależy od tego, czy jej rodzicom uda się uzbierać 70 tysięcy złotych. Dziewczynka jak najszybciej musi mieć wszczepiony stymulator nerwu błędnego.

Siedmioletnią Natalię nasi Czytelnicy poznali kilka miesięcy temu. Wtedy jej rodzice zbierali pieniądze na drogie leki dla dziecka, które teraz musieli odstawić. Dziewczynka trzy lata zmaga się z chorobą. Lekarze są bezradni. Środki doustne i dożylne nie działają, a sterydy, które Natalia zażywała, rujnują jej organizm. Konieczna jest operacja.

Objawy pojawiły się nagle

Do czwartego roku życia dziewczynka rozwijała się normalnie. Była zdrowym, uśmiechniętym dzieckiem. Objawy padaczki pojawiły się nagle i z ogromną siłą. Zaczęły niszczyć organizm Natalii. Dziewczynka coraz częściej traciła świadomość, przestała sama jeść i chodzić. Diagnoza brzmiała: padaczka lekooporna skrytopochodna.

- Gasła na naszych oczach - mówi Sylwia Przewoźniak, mama Natalii. - Jedyne, co wtedy pomagało zachować podstawowe funkcje życiowe, to sterydy. Natalia przyjmowała więc te leki, jednak po kilku miesiącach pojawił się silny uogólniony obrzęk. Konieczne było odstawienie leku. Cały czas jeździłam z Natalką do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Lekarze rozkładali ręce. Nikt nie wiedział, skąd się wzięła ta choroba u córki. Jedyną rzeczą, która może pomóc Natalce jest wszczepienie stymulatora nerwu błędnego. To koszt 60 tysięcy złotych, a potem córka musi przejść rehabilitację w Mielnie, która kosztuje 12 tysięcy.

Dla Natalii i jej rodziny to ogromne pieniądze. Rodzice dziecka nie mają oszczędności. Żyją z dnia na dzień głównie ze świadczeń pielęgnacyjnych i niewielkich zarobków ojca. Natalia ma jeszcze młodszego brata i starszą siostrę.

- 72 tysiące. Tyle jest warte zdrowie i życie mojego dziecka. Niby niewiele, ale skąd je wziąć? Walczymy o każdy grosz, bo zdrowie małej jest wszystkim, na co stawiamy. Szukamy pomocy wszędzie. Tylko dobra wola ludzi, którzy mogą się z nami podzielić groszem, jest w stanie uratować Natalkę - dodaje mama dziewczynki.

Choroba niszczy ją w oczach

Natalia ma 7 lat. Jest uczennicą Szkoły Podstawowej nr 1 w Nowogardzie. Jednak tylko formalnie. Dziecko powinno chodzić do zerówki, ale jej stan zdrowia nie pozwala na to. Dziewczynka uczestniczy w zajęciach indywidualnych.

- Tak bym chciała, żeby mogła być wśród dzieci. Niestety, jej stan zdrowia jest zbyt poważny. Natalka nie może normalnie chodzić. Padaczka wzbudza w niej ogromną agresję. Bardzo cierpi - opowiada pani Sylwia. - Jest osłabiona i wycieńczona chorobą. Boję się, że choroba zatrzyma jej rozwój, albo go zakłóci.

Gdyby rodzicom Natalii udało się uzbierać odpowiednią sumę na operację, mała mogłaby już za kilka miesięcy funkcjonować jak jej rówieśnicy.

- Na bieżąco jeździmy do CZD. Lekarze po wykonaniu odpowiednich badań mogliby myśleć o operacji, ale bez pieniędzy nie wykonają jej. Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje takich zabiegów. Szukam więc pomocy wszędzie. Napisałam list do ministra zdrowia, czekam na odpowiedź. Zwróciłam się z prośbą o pomoc także do Fundacji Polsat. Jeszcze nie wiem, jaka będzie ich reakcja. Musimy działać szybko, bo liczy się każdy dzień. Natalia nie może czekać długo na operację, choroba niszczy ją w oczach.

Pomogła szkoła

Nauczyciele i młodzież z SP nr 1 w Nowogardzie przejęli się losem dziewczynki. Organizują zbiórkę pieniędzy podczas wszelkich szkolnych imprez, sprzedają ciasta, robią kiermasze i loterie. Największa impreza na rzecz Natalii odbyła się w Dniu Dziecka w podstawówce, której dziewczynka jest uczennicą. Pieniądze dla Natalii będą też zbierane podczas lipcowych zawodów motocrossowych. Wspólnie z mamą Natalii szkoła przygotowała apele do firm i indywidualnych osób. Jak przyznaje pani Sylwia, odzew na razie jest niewielki. Mama Natalii z pomocą szkoły i PCK uzbierała niewiele ponad 5 tysięcy złotych.

- Głęboko wierzę, że się uda zebrać całą sumę - zdradza mama Natalii. - Proszę wszystkich ludzi, zwłaszcza przedsiębiorców, szefów firm, żeby nas wsparli. Każdy grosz się liczy. Zdrowie mojego dziecka warte jest tyle, na ile ludzie są w stanie otworzyć własne serca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński