MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Olo" 1300 mil od Florydy. Kajakarz z Polic coraz bliżej celu

Piotr Jasina
Aleksander Doba zanim wyruszył na wyprawę. Teraz przed nim samotny sylwester. Jego żona powiedziała nam, że podróżnik ma ze sobą małą butelkę szampana.
Aleksander Doba zanim wyruszył na wyprawę. Teraz przed nim samotny sylwester. Jego żona powiedziała nam, że podróżnik ma ze sobą małą butelkę szampana. Archiwum – Andrzej Szkocki
Policzanin Aleksander Doba coraz bliżej celu wyprawy. Niestety łączność satelitarna zawiodła. Z kajakarzem na razie nie ma kontaktu. Urządzenia udaje się uruchomić od czasu do czasu.

Druga wyprawa

Druga wyprawa

Trasa transatlantyckiej wyprawy kajakowej prowadzi z portugalskiej Lizbony do brzegów Florydy, pomiędzy kontynentami Europy i Ameryki Północnej. Odległość po ortodromie wynosi 3600 mil morskich. Zaplanowana trasa, prowadząca najpierw w rejon Wysp Kanaryjskich, a następnie po południowej krawędzi Wyżu Azorskiego, ma ponad 4500 mil morskich (8500 km) długości. To druga wyprawa transatlantycka kajakarza z Polic. W pierwszej, jako jedyny na świecie przepłynął Atlantyk z kontynentu do kontynentu (wypłynął z Dakaru, zakończył wyprawę u wybrzeży Brazylii). W 99 dni pokonał kajakiem 5394 km. Teraz chce dopłynąć z Lizbony do amerykańskiej Florydy - prawie 9 tys. km. Patronat prasowy nad imprezą sprawuje "Głos Szczeciński".

Kapitan Andrzej Armiński, strateg wyprawy kajakarza z Polic z Lizbony do Florydy mówił wczoraj w rozmowie z "Głosem", że "Olo" ma jeszcze około 1300 mil do pokonania.

- Przy sprzyjających wiatrach może dotrzeć do mety w ciągu miesiąca - podkreśla nasz rozmówca. - Jeśli będą mniej przyjazne, Olek będzie potrzebował około półtorej miesiąca. Na razie wiatry są sprzyjające. Przez dwa tygodnie Olek w ciągu doby pokonywał 70-80 mil. Ostatnie trzy dni były gorsze, ale przez najbliższy tydzień znowu będzie sprzyjający pasat. Kapitan przyznaje, że problemem jest łączność a właściwie jej brak. Telefon satelitarny przestał działać, zapasowego nie udało się uruchomić. SPOTa udaje się włączyć od czasu do czasu, ostatnio sygnał był tylko przez trzy dni.

- Jeśli chodzi o nawigację, Olek jest samodzielny, ma GPS, kompas, nawet tablet z zaprogramowaną trasą - dodaje kapitan. Brak łączności jest problemem jednak dla najbliższych.

- Jestem zaniepokojona, nie można wymienić nawet kilku słów informacji esemsem - przyznała wczoraj żona podróżnika. Trochę niepokoju wywołał też sam kajakarz, który "wezwał" pomocy! Na szczęście wszystko się wyjaśniło.

Dobre wiadomości przekazał z ośrodka ratowniczego w Norfolk oficer dyżurny Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni. Statek, który "złapał" sygnał spotkał się Olkiem. Ten oświadczył, że na kajaku wszystko w porządku, odrzucił propozycję pomocy.

Żona kajakarza święta spędziła w domu, z synem i jego rodziną. Próbowali łączyć się z "Olem" sms-ami.

- Nie martwię się o jego wytrzymałość fizyczną - podkreśla pani Gabriela. - W tak ekstremalnych warunkach, samotności, najważniejsza jest psychika. Dlatego tak bardzo potrzebuje pozytywnych informacji, które stanowią dla niego siłę.

Kajakarz po raz drugi święta Bożego Narodzenia spędził w kajaku, samotnie, na środku szalejącego oceanu. Teraz czas na sylwestra. Żona zapewniła, że mąż wkraczając w 2014 rok wypije szampana.

- Ma małą butelkę na tę okoliczność - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński