Druga wyprawa
Druga wyprawa
Trasa transatlantyckiej wyprawy kajakowej prowadzi z portugalskiej Lizbony do brzegów Florydy, pomiędzy kontynentami Europy i Ameryki Północnej. Odległość po ortodromie wynosi 3600 mil morskich. Zaplanowana trasa, prowadząca najpierw w rejon Wysp Kanaryjskich, a następnie po południowej krawędzi Wyżu Azorskiego, ma ponad 4500 mil morskich (8500 km) długości. To druga wyprawa transatlantycka kajakarza z Polic. W pierwszej, jako jedyny na świecie przepłynął Atlantyk z kontynentu do kontynentu (wypłynął z Dakaru, zakończył wyprawę u wybrzeży Brazylii). W 99 dni pokonał kajakiem 5394 km. Teraz chce dopłynąć z Lizbony do amerykańskiej Florydy - prawie 9 tys. km. Patronat prasowy nad imprezą sprawuje "Głos Szczeciński".
Kapitan Andrzej Armiński, strateg wyprawy kajakarza z Polic z Lizbony do Florydy mówił wczoraj w rozmowie z "Głosem", że "Olo" ma jeszcze około 1300 mil do pokonania.
- Przy sprzyjających wiatrach może dotrzeć do mety w ciągu miesiąca - podkreśla nasz rozmówca. - Jeśli będą mniej przyjazne, Olek będzie potrzebował około półtorej miesiąca. Na razie wiatry są sprzyjające. Przez dwa tygodnie Olek w ciągu doby pokonywał 70-80 mil. Ostatnie trzy dni były gorsze, ale przez najbliższy tydzień znowu będzie sprzyjający pasat. Kapitan przyznaje, że problemem jest łączność a właściwie jej brak. Telefon satelitarny przestał działać, zapasowego nie udało się uruchomić. SPOTa udaje się włączyć od czasu do czasu, ostatnio sygnał był tylko przez trzy dni.
- Jeśli chodzi o nawigację, Olek jest samodzielny, ma GPS, kompas, nawet tablet z zaprogramowaną trasą - dodaje kapitan. Brak łączności jest problemem jednak dla najbliższych.
- Jestem zaniepokojona, nie można wymienić nawet kilku słów informacji esemsem - przyznała wczoraj żona podróżnika. Trochę niepokoju wywołał też sam kajakarz, który "wezwał" pomocy! Na szczęście wszystko się wyjaśniło.
Dobre wiadomości przekazał z ośrodka ratowniczego w Norfolk oficer dyżurny Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni. Statek, który "złapał" sygnał spotkał się Olkiem. Ten oświadczył, że na kajaku wszystko w porządku, odrzucił propozycję pomocy.
Żona kajakarza święta spędziła w domu, z synem i jego rodziną. Próbowali łączyć się z "Olem" sms-ami.
- Nie martwię się o jego wytrzymałość fizyczną - podkreśla pani Gabriela. - W tak ekstremalnych warunkach, samotności, najważniejsza jest psychika. Dlatego tak bardzo potrzebuje pozytywnych informacji, które stanowią dla niego siłę.
Kajakarz po raz drugi święta Bożego Narodzenia spędził w kajaku, samotnie, na środku szalejącego oceanu. Teraz czas na sylwestra. Żona zapewniła, że mąż wkraczając w 2014 rok wypije szampana.
- Ma małą butelkę na tę okoliczność - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?