Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe miejsca dla pacjentów z Covid-19 w szpitalu wojewódzkim przy ul. Arkońskiej w Szczecinie

Szymon Wasilewski
Szymon Wasilewski
Szpital wojewódzki w Szczecinie ma kolejne miejsca dla pacjentów najciężej przechodzących zakażenie wirusem SARS-COV-2. Lecz wielu z nich, nawet jeśli opuści łóżka intensywnej terapii, czeka jeszcze długa droga do pełnego powrotu do zdrowia na innych oddziałach.

Trzy miesiące zajęło przygotowanie wyłączonego z użytku budynku "G" na terenie szpitala wojewódzkiego przy ul. Arkońskiej w Szczecinie, aby stworzyć w nim 88 miejsc dla pacjentów z Covid-19. To pozwoli stopniowo przywracać regularną pracę na oddziałach, na których leczeni są pozostali pacjenci.

Uruchomienie wyremontowanego budynku i przeniesienie tam części pacjentów z COVID-19 pozwoli na stopniowe uruchamianie oddziałów szpitalnych oraz Zintegrowanego Bloku Operacyjnego dla pacjentów niezakażonych SARS-COV-2. Umożliwi to także reorganizację pracy placówki w taki sposób, by oddziały specjalistyczne mogły - przynajmniej częściowo - rozpocząć funkcjonowanie w „normalnym” trybie.

ZOBACZ TEŻ:

Przebudowa polegała na utworzeniu oddzielnych dla każdej sali chorych węzłów sanitarnych, wykonaniu nowej instalacji gazów medycznych oraz stworzeniu instalacji elektrycznych. Utworzono w większości pokoje jedno- lub dwułóżkowe oraz kilka trzyłóżkowych. Dodatkowo wyremontowane zostały korytarze, dyżurki pielęgniarek, gabinety zabiegowe, pomieszczenia dla personelu oraz pomieszczenia pomocnicze.

- Wartością dodaną tej inwestycji jest zwiększenie ilości łóżek intensywnej terapii. Niestety, pacjenci trafiają do nas w bardzo złym stanie, często jest to stan krytyczny. Są to dramatyczne przebiegi chorób, bardzo ciężko leczy się te rozwinięte zespoły covidowe - mówi dr Zenon Czajkowski, ordynator Oddziału Anestezjologii, Intensywnej Terapii i Zatruć w szpitalu wojewódzkim przy ul. Arkońskiej w Szczecinie.

WIDEO: Wzrost zakażeń. Będą szpitale tymczasowe

Wirus atakuje nie tylko płuca

Z czego wynika, że pacjenci trafiają do szpitala w tak ciężkim stanie? Przyjeżdżają za późno, czy wirus jest wyjątkowo groźny?

- Wydaje mi się, że wszystkie czynniki sprzyjają temu, że ci pacjenci są tak chorzy. Po pierwsze, bardzo nagły przebieg zakażeń. Często jest tak, że chorzy starają się unikać kontaktu z lekarzami i trafiają później, co niestety eliminuje ich potencjalnie z możliwości leczenia antywirusowego. Sam wirus atakuje nie tylko układ oddechowy, ale wszystkie narządy. W związku z tym leczenie nie polega tylko na terapii wymiany gazowej, ale i leczeniu serca - wyjaśnia dr Czajkowski.

Co gorsza, nawet jeśli pacjent jest już w stanie opuścić oddział intensywnej terapii, zdarza się, że jego powrót do pełni zdrowia jest jeszcze bardzo długi, bo wirus pozostawia powikłania nie tylko w płucach.

- Nie jesteśmy w stanie oceniać następstw leczenia koronawirusa, napór na intensywną terapię jest tak silny, że my chorych przekazujemy do leczenia w innych oddziałach, gdy stwierdzimy, że oni są wydolni oddechowo. Nawet ta wydolność oddechowa często oznacza, że są to chorzy, którzy są mimo wszystko bardzo osłabieni. Mają niewielką siłę mięśniową, istotne ubytki neurologiczne, czy to obwodowego, czy centralnego układu nerwowego. Są też pacjenci, którzy po chorobie mają niewydolne serce. Zdarza się, że tych obciążeń u chorych, którzy nie wymagają już intensywnej terapii, jest jeszcze bardzo dużo, a ich droga do odzyskania pełni sił jest bardzo daleka. Chodzi o pełną sprawność w sensie samoobsługi, nie mówię już o powrocie do aktywności zawodowej - dodaje ordynator.

ZOBACZ TEŻ:

"Natychmiast zatrudnię 100 pielęgniarek"

A tych ciężko chorych wciąż przybywa. W poprzedni piątek przy Arkońskiej było ich trzynastu, a już po weekendzie dwudziestu. Co prawda obecna sytuacja jest bardziej "komfortowa" niż jesienią, kiedy chorych było znacznie więcej. - Wtedy mieliśmy właściwie walkę o każde łóżko, żeby pacjentów można było przyjmować - mówi dr Czajkowski.

Każda taka osoba wymaga pomocy wielu osób, a brak personelu, zwłaszcza pielęgniarskiego to wciąż ogromy problem polskiego systemu służby zdrowia.

- Tych miejsc dla pacjentów mogłoby być więcej, ale brakuje nam personelu - twierdzi dyrektor szpitala wojewódzkiego w Szczecinie, Małgorzata Usielska.

Pytana, jak duże są to braki, odpowiada:

- Jestem w stanie zatrudnić od dzisiaj sto pielęgniarek, natychmiast. Zatrudniamy np. studentki pielęgniarstwa, mam nadzieję że one po zakończeniu studiów wrócą. Niewiele więcej możemy zrobić, bo tyle jest osób na rynku pracy. To problem całego systemu medycznego w Polsce - dodaje dr Usielska.

Otwarcie nowego budynku być może da oddech lekarzom, jeśli chodzi o organizację pracy, rozlokowanie pacjentów, ale im samym nawału zadań nie odejmie. - Dla anestezjologów, czy lekarzy intensywnej terapii w całej Polsce, nie było, nie ma i długo nie będzie żadnego oddechu. Jesteśmy u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej - komentuje dr Czajkowski.

Bądź na bieżąco i obserwuj:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński