Pokonanie trasy z Helu, skąd wyruszył, do Świnoujścia zajęło mu trzy dni. Średnio dziennie w 5,5 do 6 godzin jazdy robił 150 km.
- Wszystko zależy od tego, kogo spotkam na drodze - mówił nam wczoraj z uśmiechem pan Artur. - Lubię ludzi, lubię z nimi rozmawiać i często tracę z tego powodu sporo czasu.
Przygotowania do wyprawy rozpoczął we wrześniu ubiegłego roku. Największym problemem było zdobycie quada. Gdyby musiał go kupić, to cała wyprawa kosztowałaby przynajmniej 65 tys. złotych. Miał szczęście. Pojazd pożyczyła mu firma GMS z Tarnowskich Gór. Pan Artur nie miał doświadczenia, ale szybko załapał o co chodzi w jeździe quadem. Firma zdjęła mu z głowy jeszcze jeden ważny problem. Na całej trasie ma zapewniony serwis techniczny pojazdu.
Dzięki temu koszt wyprawy zmniejszył się przynajmniej o połowę. Na wyposażenie wydał około 16 tys. złotych. Teraz najwięcej pieniędzy idzie na paliwo. Śmiałkowi pomagają też funkcjonariusze Straży Granicznej. Może nocować z ich strażnicach po drodze, pomagają też w inny sposób.
- Boję się trochę Bieszczad - mówi pan Artur. - Boję się, bo nigdy tam nie byłem, ale jednocześnie bardzo mnie pociągają.
To nie pierwsza taka wyprawa pana Artura. Tyle, ze teraz jedzie sam. Wcześniej ze znajomymi niemal 30-letnim UAZ-em pojechali do Irkucka na Syberii. Pan Artur obie nogi stracił 20 lat temu w wypadku kolejowym.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?