Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie czytam kryminałów

Rozmawiał Piotr K. Piotrowski, 18 września 2004 r.
Jerzy Radziwiłowicz.Urodził się w Warszawie i tam skończył szkołę teatralną. Przez 24 lata należał do zespołu Starego Teatru w Krakowie. Obecnie jest aktorem Teatru Narodowego w Warszawie. W pamięci widzów zapisał się przede wszystkim rolami w „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza” Andrzeja Wajdy. W „Glinie” gra oficera policji z wydziału zabójstw. O Andrzeju Gajewskim jego współpracownicy mówią, że „jest strasznie upierdliwy, ale nigdy się nie skundlił”.
Jerzy Radziwiłowicz.Urodził się w Warszawie i tam skończył szkołę teatralną. Przez 24 lata należał do zespołu Starego Teatru w Krakowie. Obecnie jest aktorem Teatru Narodowego w Warszawie. W pamięci widzów zapisał się przede wszystkim rolami w „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza” Andrzeja Wajdy. W „Glinie” gra oficera policji z wydziału zabójstw. O Andrzeju Gajewskim jego współpracownicy mówią, że „jest strasznie upierdliwy, ale nigdy się nie skundlił”. Archiwum
Rozmowa z Jerzym Radziwiłowiczem aktorem, którego obecnie możemy oglądać w tytułowej roli w serialu "Glina" Władysława Pasikowskiego.

- "Glina" to pierwszy w pańskim bogatym dorobku serial, w którym gra pan główną rolę. Czy - mimo dużego zawodowego stażu - było to dla pana jakieś nowe doświadczenie?

- Oczywiście, ponieważ nigdy nie grałem w takim serialu. Zupełnie nowym doświadczeniem było przede wszystkim to, że codziennie,
przez sześć miesięcy, jeździłem na zdjęcia. Ale, rzeczywiście, ma pan rację, że tu bohater jest "napisany" i prowadzony zupełnie inaczej. Pewne wątki stanowią zamkniętą całość w poszczególnych odcinkach, a jednocześnie należą do tej sumy, którą stanowi cały serial. To dla mnie była nowa rzecz.

- Nie obawia się pan pewnych niepożądanych konsekwencji związanych z serialową popularnością?

- Nie, dlaczego? Wszystko zależy od tego, co się robi poza tym. Tak naprawdę to jest dziwne pytanie. Bo pan pyta, czy aktor boi się tego, że spodoba się publiczności. Bez akceptacji publiczności nas właściwie nie ma.

- Marek Kondrat przez kilka lat kojarzony był z komisarzem Halskim...

- Marek Kondrat, poza tym, że był komisarzem Halskim, jest znakomitym aktorem Markiem Kondratem. Może nie patrzę na Marka jak zwykły widz, ale zawsze postrzegam go jako znakomitego aktora, a nie człowieka, który zagrał tę czy inną rolę.

- Przeważnie ma pan do czynienia z tak zwaną literaturą wysoką. Ale czy prywatnie lubi pan powieści kryminalne i filmy z tego gatunku?

- Kryminałów nie czytam, natomiast chętnie oglądam dobre filmy kryminalne. Wie pan, mówimy "filmy kryminalne", a to jest bardzo szerokie spektrum. Są na przykład filmy policyjne. Ale do filmów kryminalnych możemy też zaliczyć "Ojca chrzestnego". Znakomitych filmów, które również i ja cenię, powstało w tym gatunku bardzo wiele.

- Jeśli już wspomnieliśmy o literaturze wysokiej, to grał pan na scenie Raskolnikowa, w "Zbrodni i karzę". Czy prywatnie, jako Jerzy Radziwiłowicz, nie uważa pan, że Raskolnikow poniósł zbyt małą karę za swój czyn?

- Ale zesłali go przecież na długie lata na Syberię...

- Dziś znowu ludzie domagają się stosowania zasady oko za oko.

- Tu akurat nawiązuje pan do dyskusji na temat przywrócenia kary śmierci. To jednak, co napisał Dostojewski, jest inną rzeczą, ponieważ inne było jego patrzenie na świat i inaczej o tym myślał. Dostojewski wierzył, że człowiek może się odrodzić, odkupić swoje zbrodnie. To odkupienie następuje w finale "Zbrodni i kary", ale - jak pisze autor - to już jest zupełnie inna historia. Chyba i dziś przesłanie Dostojewskiego jest wciąż aktualne: człowiek nigdy nie jest do końca stracony i może się odrodzić.

- Kiedy "Psy" Władysława Pasikowskiego, reżysera "Gliny", zostały dobrze przyjęte przez publiczność, Andrzej Wajda powiedział, że może Pasikowski wie coś o widzach, czego nie wiedzą inni reżyserzy. Czy taka marketingowa wiedza potr

- Myślę, że niewątpliwie jest potrzebna, żeby robić filmy o tym, co widzów interesuje i co chcą oglądać. Oczywiście, można szlachetnie robić pewne rzeczy tylko dla siebie lub dla wąskiego grona odbiorców. Uważam jednak, że żaden z wielkich twórców kina, z Andrzejem Wajdą włącznie, nie wiedział czegoś o widowni, gdy robił swoje wielkie filmy. Taka wiedza z całą pewnością jest potrzebna. Inna sprawa, jakie się z niej wyciąga wnioski, co się dla tej widowni robi.

- Bardzo rzadko można pana oglądać w polskich filmach...

- Tak się złożyło. W Polsce nie grałem w filmach, za to zrobiłem kilka filmów we Francji.

- Czy z pozycji swoich doświadczeń w kinie francuskim może pan powiedzieć, jakie przewagi, pomijając trywialne kwestie finansowe, ma kinematografia francuska nad polską?

- Kwestie finansowe wcale nie są trywialne. Francuzi mają pieniądze, a z tego wynika możliwość robienia filmów. Zresztą, robią bardzo dużo filmów...

- Około dwustu rocznie...

- Właśnie. Jak się robi dwieście filmów rocznie, to spośród tej liczby trafi się paręnaście dobrych i parę bardzo dobrych, czasem wybitnych. W Polsce powstaje kilkanaście obrazów. Jak się przyłoży kryteria jakościowe do tych kilkunastu filmów, pojawia się wielki kłopot.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński