Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcą zarabiać na krewetkach?

Marzena Domaradzka, 22 lutego 2003 r.
Obecnie przy obieraniu krewetek pracuje około 100 kobiet. Niebawem w reskiej firmie rozpoczną pracę bezrobotni z Brojc i Gryfic.
Obecnie przy obieraniu krewetek pracuje około 100 kobiet. Niebawem w reskiej firmie rozpoczną pracę bezrobotni z Brojc i Gryfic. Marzena Domaradzka
Do Powiatowego Urzędu Pracy w Gryficach wpłynęła przed dwoma tygodniami oferta firmy z Reska poszukującej pracowników do przetwórni krewetek.

Gryficcy bezrobotni z dość dużym zainteresowaniem pytali o możliwość podjęcia pracy. W Resku chętnych nie było.

- Kilkanaście osób pytało o tę ofertę, wiem że część się zdecydowała. Firma zapewnia swój transport - powiedziała reporterowi "Głosu" Jolanta Mazurek z Powiatowego Urzędu Pracy w Gryficach.

Zakład przetwórstwa krewetek istnieje w Resku od 9 lat. Wielokrotnie rozsyłał oferty pracy do "pośredniaków" na terenie własnej oraz sąsiednich gmin. Bez skutku. W hali, która mogłaby pomieścić 150 osób, pracuje tylko 100 pań.

- Ogłaszaliśmy się już w wielu miejscach i nadal szukamy rąk do pracy - mówi Krystyna Kuchalska, specjalista ds. administracyjno-kadrowych w przetwórni.

Skąd tak małe zainteresowanie reskowian pracą przy krewetkach, skoro bezrobocie w mieście nie maleje?
Otóż firma nie zatrudnia na stałe, a jedynie na umowę o dzieło, w związku z czym pracownik nie ma ubezpieczenia. - To chyba główny z powodów, który wielu zniechęca. Weźmy na przykład matkę samotną z dziećmi. Choćby nawet miała dobre chęci, nie zdecyduje się, bo przecież w jej sytuacji opieka lekarska jest najistotniejsza - mówi Jolanta Mazurek z PUP w Gryficach.

Ofertą mogą więc być zainteresowane osoby, które są np. ubezpieczone przez małżonka lub innego członka rodziny.
- Ci, co chcą pracować to, pracują. Są tu panie, które od kilku lat przychodzą. Oczywiście, są też tacy, którzy wolą wyciągać rękę po zasiłek. To kwestia mentalności - mówi Krystyna Kuchalska.

Po Resku krążą różne opinie o pracy w zakładzie. Niektórzy narzekają, że niewprawiona osoba niewiele zarobi, że bolą dłonie z zimna, bo krewetki są mrożone, a czasem to i uczulenia można dostać.

- Jak się człowiek przyłoży, to i 5 kilo a nawet więcej dziennie obierze - mówią kobiety siedzące w firmowej hali za dużymi stołami. Przed każdą leżą tacki z przygotowanymi do obierania krewetkami.
- Jedni pracują szybko, inni wolniej, ale jak krewetka jest świeża, tak jak dziś, to można nieźle zarobić - tlumaczy jedna z pracownic, uważana za rekordzistkę. I choć chętnie opowiada o swojej pracy, nie chce ujawnić nazwiska.

Jak jest dobry miesiąc i zakład nie ma przestojów, spowodowanych sztormami i przerwami w polowach, to można zarobić ponad 700 złotych.
- Płacimy 6,70 złotych na rękę od kilograma jeśli pracownik dziennie obierze ponad 4 kilo. Jeśli mniej, wówczas za kilogram liczymy po 5 złotych - mówi Krystyna Kuchalska.

Praca w zakładzie odbywa się tylko na jedną zmianę. Kobiety rozpoczynają o 4 rano i pracują tyle godzin, ile chcą. Nikt nikogo nie zmusza do siedzenia do godz. 16.
- Są pracownice, które zakładają sobie pewną normę do wyrobienia i na przykład po zrobieniu 5 kilogramów kończą pracę. Inne pracuję "do oporu" - wyjaśnia kadrowa.

Świeże krewetki trafiają się tylko przez dwa miesiące - w październiku i listopadzie; to czas najlepszy na połowy. Później do przerobu idzie materiał mrożony.
- Pracujemy, bo kto nam da na życie? Opieka też odsyła do zakładu - mówią pracownice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński