Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Napadł na bank w Wielgowie z miłości. Nie chciał, aby rzuciła go dziewczyna

Mariusz Parkitny
Prokurator żądał dla Pawła K. (na zdjęciu wchodzi na ogłoszenie wyroku) 2 lat i 4 miesięcy więzienia. Oskarżony ma zapłacić 2 tys. zł. grzywny.
Prokurator żądał dla Pawła K. (na zdjęciu wchodzi na ogłoszenie wyroku) 2 lat i 4 miesięcy więzienia. Oskarżony ma zapłacić 2 tys. zł. grzywny. Fot. Andrzej Szkocki
Dwa lata więzienia w zawieszeniu dla mężczyzny, który w sierpniu z bronią napadł na placówkę PKO w Wielgowie. Potrzebował gotówki na wyjazd z narzeczoną do Szwajcarii. Proces zaczął się dzisiaj i zakończył wyrokiem. Najniższym jaki można można dostać za rozbój. Historia niespełna 30-letniego Pawła K. jest niecodzienna.

Wątek kryminalny przeplata się wielką miłością i potężnym pechem, który od dłuższego czasu prześladuje mężczyznę.

Do tej pory nie był karany. Od sierpnia siedział w areszcie. Przed zatrzymaniem pracował jako kurier. Mieszka z rodzicami w Szczecinie. Od stycznia przygotowywał się do wyjazdu z narzeczoną do Szwajcarii. Znali się od czterech lat. Na pokrycie wydatków wziął 35 tys. zł. kredytu. Mieli go spłacać we dwoje po zdobyciu pracy w Zurichu. Termin wyjazdu zaplanowano 21 sierpnia br. Dzień wcześniej Paweł K. napadł na agencję banku w Wielgowie. Kasjerkę, Magdalenę S. zastraszył niedziałającą berettą. Pistolet był prezentem od kolegi.

- Paweł rano miał wybrać pieniądze z kredytu. Nie wiedziałam, że ich nie ma - mówiła Agnieszka W., narzeczona.

Okazało się, że kredyt w niejasnych okolicznościach narzeczony wydał i nie mieli już za co jechać do Szwajcarii. Stąd pomysł na obrabowanie banku. Ale Paweł K. twierdzi, że napad był impulsem.

- Nie planowałem tego. Nie chciałem zawieść narzeczonej. Bałem się, że jak znowu coś nie wyjdzie, to ona zakończy związek. Od kilku tygodni cierpiałem na depresję. Kilka dni przed napadem miałem wypadek samochodowy. Coś wpadło mi przez otwarte okno i uderzyłem w drzewo. To pogorszyło mój stan psychiczny - tłumaczył przed sądem.

Jednak z pomocy lekarza nie skorzystał. Sąd nie uwierzył, że napad był impulsem. Oskarżony przygotował się do przestępstwa. Dzień wcześniej pojechał do Wielgowa, aby rozeznać sytuację. Zapłacił nawet tam rachunek za prąd, choć mieszka w drugiej części Szczecina.

- Długa jazda autobusem uspokaja mnie - tłumaczył.

Twierdzi, że w dniu napadu zabrał pistolet, bo chciał go oddać koledze. Ale jak zauważył prokurator, nawet nie wiedział gdzie kolega dokładnie mieszka.

- A teraz dawaj pieniądze - zastraszył kasjerkę agencji banku w Wielgowie. Na pulpicie położył pistolet skierowany lufą w jej stronę. Nie bił jej i nie krzyczał. Przerażona kobieta wydała mu utarg. Niespełna 6 tys. zł. Jeszcze tego samego dnia wynajął samochód i z narzeczoną wyjechali do Szwajcarii. Ale tam znowu pech. Kumpel, który miał załatwić im pracę nie zadzwonił. Wtedy dostał informację od rodziny, że szuka go policja. Postanowił, że zgłosi się na komisariat. Kasjerkę przeprosił.

- To nie jest zły chłopak. Chciał poprawić i tak już nadwątlony image wobec narzeczonej. Chciał wyglądać jak mężczyzna, a zaryzykował całym życiem - tłumaczył mec. Arkadiusz Bojakowski, obrońca Pawła K.

Także sędzia Małgorzata Szacoń znalazła w zachowaniu oskarżonego dużo okoliczności łagodzących.

- To był napad inny niż wszystkie, dlatego stopień jego szkodliwość jest mniejszy. Sprawca nie krzyczał, nie zrobił fizycznej krzywdy ofierze. Przeprosił ją. Dobrowolnie oddał się w ręce policji - wyliczała.

Mimo kłopotów narzeczona nie zostawiła Pawła K. Wyrok nie jest prawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński