Nasza Czytelniczka opisuje sytuację z piątku, 7 stycznia. Po godz. 18 poszła do Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej. Jak twierdzi, było ciemno, zimno (-3 st.C) i wiał wiatr.
- A przed drzwiami przychodni stoi dziesięcioro chorych - twierdzi. - Pielęgniarka nie pozwalała nam ani na chwilę wejść do środka. Kiedy mimo to weszłam do przedsionka, by się zagrzać, po prostu mnie wyrzucono. Wezwana pani doktor zagroziła, że jeśli nie wyjdę na dwór, to przestanie przyjmować pacjentów. Wyszłam. Przecież ci ludzie stali na mrozie tyle czasu. Nie mogłam ryzykować, by ich poświęcenie poszło na marne.
Pani Renata poczekała jeszcze kilkanaście minut w kolejce. Jak mówi, tyle, ile mogła wytrzymać. W końcu, zziębnięta, zrezygnowała. Większość czekających z nią chorych również poszła do domów.
- Moim zdaniem, organizacja pracy przychodni jest zła, tak się ludzi nie traktuje. Na dodatek chorych - podkreśla. - Poza tym jestem zdumiona tym, w jaki sposób zwracał się do pacjentów personel przychodni. Te pokrzykiwania...
Nasza Czytelniczka złożyła skargę w zachodniopomorskim oddziale NFZ. Wpłynęła we wtorek.
Zadzwoniliśmy do przychodni przy ul. bł. W. Kadłubka. Dowiedzieliśmy się, że ze względu na niebezpieczeństwo zakażenia koronawirusem, w poczekalni przychodni może przebywać najwyżej dziesięć osób. Wynika z tego, że pozostali muszą czekać na dworze.
- To nie tak. Większość pacjentów przychodzących do przychodni nocnej i świątecznej, w ogóle nie powinna tam trafić - zauważa dr Wiesława Fabian, kierująca przychodnią. - Zgłaszać się tu powinny tylko osoby z ostrym bólem brzucha lub klatki piersiowej i dzieci do drugiego roku życia. I inni w nagłych wypadkach!
Z codziennej praktyki wynika jednak, że większość pacjentów zgłaszających się do lekarza po godz. 18, to chorzy z infekcją, którzy nie dostali się do POZ, osoby, które nie poszły do pracy i potrzebują zwolnienia oraz osoby potrzebujące skierowanie na test w kierunku COVID-19.
- I tworzą kolejkę. Zupełnie niepotrzebnie - zapewnia nasza rozmówczyni. - Zasada jest taka, że najpierw trzeba zadzwonić. Lekarz po wstępnej konsultacji, zdecyduje, czy pacjent powinien natychmiast przyjść na badanie, czy jednak ma poczekać do rana i zgłosić się do swojego lekarza rodzinnego. Co do osób przychodzących po skierowanie na test covidowy (a to jest największa grupa zgłaszających się), to powinni je sami wygenerować w domu - jest specjalna aplikacja, która to umożliwia.
Jak tłumaczy Wiesława Fabian, jest jeszcze jedna korzyść z kontaktowania się z lekarzem przez telefon.
- Po rozmowie z pacjentem lekarz bardzo często jest w stanie się domyślić, czy dzwoniący może być zakażony i od razu skierować go na test - tłumaczy.
Dzięki temu, osoby potencjalnie chore na COVID nie wychodzą z domu. Ale pandemia i organizacja pracy przychodni nie tłumaczy, dlaczego jesteśmy dla siebie nawzajem niegrzeczni.
- Wydolność systemu ochrony zdrowia się załamuje - twierdzi dr Fabian. - Lekarze mają przez pandemię wielokrotnie więcej pracy. Są przemęczeni. U nas, w dużym stopniu, również zachowaniem pacjentów. Na wizytę czeka się ostatnio tak długo, bo przynajmniej jedna trzecia osób z infekcją, u których wykrywamy COVID udowadnia nam, że to jest zupełnie inna choroba, zapalenie gardła, oskrzeli itp. Awantury na tym tle są codziennie. A to wydłuża czas przyjęcia. I wyczerpuje.
ZOBACZ TEŻ:
Bądź na bieżąco i obserwuj:
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?