Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inżynier kobieta? No to chemia! Jej zespół naukowców może odmienić losy świata [ROZMOWA]

Mateusz Lipka
II Liceum Ogólnokształcące im. Mieszka I w Szczecinie w 2004 roku ukończyła z wynikiem bardzo dobrym. Na studiach potrafiła przeznaczyć stypendium naukowe na ratowanie słoni w Afryce. Był taki moment, że chciała wyjechać tam na wolontariat. Na drodze stanęli jej rodzice.

Dalszą edukację kontynuowała na Politechnice Szczecińskiej (obecny ZUT), gdzie do tej pory odnosi sukcesy naukowe i dydaktyczne. Całkiem niedawno jej potencjał intelektualny dostrzegł minister. Doceniło ją również Narodowe Centrum Nauki. Zawsze chciała uczyć się czegoś ścisłego. Inżynier kobieta? No to chemia. Miała momenty zawahania. W trakcie studiów otrzymała pytanie życia, przez które poszła na drugi kierunek - inżynierię materiałową. Pytanie brzmiało: czy świat chronimy przed polimerami, czy polimerami? Odpowiedź przyszła w niedalekiej przyszłości. Okazało się, że polimery mogą uratować nie tylko słonie, ale całą naszą planetę.

Poznajcie dr hab. inż. Sandrę Paszkiewicz, której zespół naukowców może odmienić losy świata.

Mateusz Lipka– Mamy rok 2004. Sandra zdaje maturę. Gdyby wtedy ktoś powiedział Ci, że
w 2020 będziesz pracowała nad biodegradowalnym plastikiem, to co byś mu powiedziała?

Sandra Paszkiewicz - Tak szczerze? Że nie będzie to możliwe. W 2004 roku bardzo intensywnie uprawiałam brazylijskie jiu -jitsu. Zawsze to miałam z tyłu głowy. Każdego dnia trzeba było wstać wcześnie rano. Tak poukładać sobie plan dnia, żeby zdążyć na trening, czasem na dwa treningi. Myślałam, że tu – w sporcie - jest klucz do mojej przyszłości. Gdyby ktoś mi powiedział, że zostanę na uczelni, to bym mu nie uwierzyła.

– To jak widziałaś swoją przyszłość jako maturzystka?
- Był taki moment, że chciałam wyjechać do Afryki na wolontariat. To nie wchodziło w grę, ponieważ moja mama od razu mi to wyperswadowała.

– Zbuntowałaś się?
- Nie. Wytłumaczyła mi, że biała kobieta w Afryce to nie jest najlepszy pomysł. W tamtym czasie szalała tam epidemia HIV i AIDS. Osoby zarażone wierzyły, że jeśli biała kobieta prześpi się z chorym na AIDS, to go uzdrowi. Było to przerażającą prawdą, która skutecznie wyleczyła mnie z tego pomysłu.

– Miałaś jakiś plan B?
– Myślałam dość poważnie o medycynie. Później jednak pojawiła się chemia. Nie myślałam jednak nigdy, że zostanę na uczelni. Gdy człowiek ma 19 lat, to wizja kilkunastu lat nauki wydaje się wiecznością. W głowie miałam kierunek: zawodowy technolog leków. Zarobki jak na tamte czasy były ok, więc myślałam, że jest to dobry pomysł na życie.

– A nie chciałaś wyjechać do innego miasta? Migracje są popularne wśród maturzystów.
Sandra Paszkiewicz – To nie wchodziło w grę, ponieważ intensywnie trenowałam. Sport determinował moje życie. Odnosiłam sukcesy, nie chciałam wyjeżdżać. Politechnika Szczecińska była bardzo dobrą uczelnią. Chciałam iść na polibudę. To był świadomy wybór.

– Sandra na studiach. Nauka? Imprezy? Czy jedno i drugie?

- Trochę byłam takim smęciakiem, żeby nie powiedzieć nudziarą. Najlepsze zawsze miałam poniedziałki. Zajęcia kończyliśmy wykładem z matematyki o godz. 18.50. O 19. 30 zaczynałam trening. Musiałam na niego zdążyć. Pędem wylatywałam z wykładu, żeby złapać autobus. Wymagało to dobrej organizacji i logistyki. Na studiach nie piłam alkoholu. Wyczytałam gdzieś, że 10 gram alkoholu etylowego to zmarnowane dwa tygodnie treningu. Tak mi się wydaje, że moi koledzy na studiach mnie trochę nie lubili.

– Zazdrość?
– Być może. Jak ktoś robi dwa kierunki, to zazwyczaj musi podejść do wykładowcy. Wszyscy od razu takiego człowieka kojarzą. Często słyszałam za plecami - O to ta! Jak zwykle spóźniona. Podsumowując, miałam smutne studenckie życie. W zupełności mi to wystarczyło.

– Przewijamy w takim razie taśmę smutnego studenckiego życia. Zostajesz magistrem i co dalej? Też smutno? (śmiech)
- Mój promotor pracy magisterskiej bardzo chciał, żebym napisała doktorat. Zaproponował mi prof. Rosłańca w roli promotora. Był on gwiazdą na naszym wydziale (Wydział Inżynierii Mechanicznej i Mechatroniki ZUT), kierownikiem dużego projektu, prowadził badania wspólnie z Uniwersytetem w Cambridge. Prof. Rosłaniec to bardzo dobry człowiek. Nie spotkałam jeszcze na swojej drodze życia tak dobrej osoby. Zaraz po obronie pracy magisterskiej kończyłam jeszcze drugi kierunek studiów. Prof. nie robił mi żadnych problemów. Wspólnie jeździliśmy na konferencje naukowe, angażowaliśmy się w projekty międzynarodowe, dużo podróżowaliśmy. W krótkim czasie zdobyliśmy ogrom wiedzy.

– I to wszystko zaprowadziło Cię do plastiku z kukurydzy?
– Nazwę to jednak profesjonalnie (śmiech). Obecnie zajmuję się materiałami biobazującymi. To polimery, które nie są tak standardowe jak butelki i opakowania z ropopochodnego plastiku. Otrzymujemy je z surowców roślinnych. W naszym laboratorium zajmujemy się materiałami na bazie tzw. kwasu furanodikarboksylowego. Kwas ten otrzymuje się z polisacharydów. Przepis jest bardzo prosty. Mieli się kolby kukurydzy, gotuje i otrzymuje furfurale (łac. otręby). Jedna z pochodnych furfurali (związek o nazwie HMF) został okrzyknięty kilka lat temu najbardziej przyszłościowym związkiem chemicznym do syntezy materiałów biobazujących. My wykorzystujemy jedną z jego pochodnych.

– Dlaczego właśnie ten kwas?
- Ponieważ w swojej budowie przypomina kwas tereftalowy, z którego zrobiony jest PET (butelka PET). Ten biobazujący ma lepsze właściwości mechaniczne. To jest baza, od której wychodzimy.
W Katedrze Technologii Materiałowych ZUT mamy reaktor do syntezy poliestrów kondensacyjnych czyli właśnie np. PET. Naturalnie możemy wykorzystać reaktor, który posiadamy. Trochę go modyfikujemy, dzięki czemu syntezujemy materiały biobazujące.

– Bioplastik to sukces jednej osoby?
– Nie! Tworzymy zespół. Wszystkie osoby, które się na niego składają to kobiety. Jesteśmy cztery i wszystkie razem się wspieramy. Jedna z pań jest doktorantką po Uniwersytecie Jagiellońskim, Wydziale Chemii.

– A kto wpadł na to, że z kukurydzy można otrzymać plastik?
– To, że z kukurydzy można otrzymywać plastik wynika z naturalnego rozwoju technologii, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Mając te wiedzę napisałam projekt. Zostałam jego kierownikiem i otrzymałam dofinansowanie z Narodowego Centrum Nauki na kwotę miliona złotych. Tak naprawdę cztery lata temu zrobiliśmy pierwsze podejście w kierunku eko materiałów. Składaliśmy wnioski o dofinansowanie, jednak za każdym razem czegoś brakowało. Próbowaliśmy do skutku i udało się.

– Czy to, co robicie ma szansę, by zaistnieć w świecie, który tonie w plastiku?
Sandra Paszkiewicz – Myślę, że na 100 procent!

– Skąd ta pewność?
– Nasz zespół został już zauważony i doceniony w Europie. Zespół z ZUT jest członkiem międzynarodowej akcji COST dotyczącej otrzymywania i badania właściwości polimerów biobazujących. To co robimy opiera się na modyfikacji materiałów w taki sposób, żeby mogły być różnymi częściami w przemyśle opakowaniowym - nie tylko samą butelką, ale też etykietą, czy zakrętką. To byłoby dosyć ciekawe rozwiązanie. Jednak nie nadszedł na to jeszcze czas.

– A kiedy nadejdzie?
Sandra Paszkiewicz – Gdy skończymy projekt, to rozpoczniemy rozmowy z przemysłem. To plan na najbliższe dwa lata.

– Jest już jakieś zainteresowanie ze strony przemysłu?
– Tak. Pierwszy odzew pojawił się po materiałach, które ukazały się niedawno
w prasie. Na razie jednak nie możemy o tym mówić. Surowce, na których pracujemy są bardzo drogie. Projekt, który realizujemy opiewa na kwotę miliona złotych. W stosunku do kosztów produkcji takiej jednej biodegradowalnej butelki to nie jest dużo. Litr jednego surowca, z którego otrzymujemy pięć - sześć materiałów to 3 tysiące złotych. Wiadomo, że w tym momencie nikt tego nie kupi. Jeszcze trzy lata temu litr samego surowca kosztował 6 tysięcy złotych. Jest nadzieja, że nasze badania zostaną wprowadzone w życie.

– Kobieta na uczelni. Jest w stanie osiągnąć sukces?
– Inżynieria materiałowa jest kobietą. Nasz zespół jest tego najlepszym przykładem, gdyż na stanowiskach naukowo-dydaktycznych pracują same kobiety. Prawda jest taka, że jak my już idziemy na studia techniczne, to kończymy je, ponieważ jesteśmy bardzo zawzięte. Kobiety na takich kierunkach jak chemia mają większe wyczucie i większą staranność.

– Już niedługo kolejne pokolenie maturzystów stanie przed wyborem uczelni. Dlaczego powinni wybrać ZUT?
– Kocham Szczecin. Nie wybrałabym innego miasta. Na ZUT mamy bardzo dobrą infrastrukturę dla studentów. Jeśli ktoś wykaże minimalną chęć studiowania, to jako uczelnia mamy sporo kierunków, których nie ma na innych uniwersytetach. Nasz poziom - co widać w rankingach - jest na bardzo przyzwoitym poziomie. Uważam, że nasi programiści to jedni z najlepszych w Polsce. Nasza mechatronika? Rewelacja! Absolwenci inżynierii materiałowej nie mają problemów z pracą. Nie robią wstydu podczas rozmów kwalifikacyjnych. Na naszych zajęciach są grupy takie jak w Cambridge - często 6 – osobowe. Kontakt z wykładowcą wygląda zupełnie inaczej. Mamy więcej czasu, żeby ich przepytać. Główny technolog nie będzie patrzył czy jesteś z AGH czy ZUT. On zada pytanie: Co i jak połączyć ze sobą? Pracę dostanie ten, kto będzie znał odpowiedź. Gdybym miała drugi raz wybierać, to zdecydowanie wybrałabym ZUT. Nie poszłabym na inna uczelnię.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński