Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Interes na zmarłych

Emilia Chanczewska, 23 kwietnia 2004 r.
Wśród stargardzkich zakładów pogrzebowych panuje nieuczciwa konkurencja.

Rok temu, na początku maja 2003, na łamach "Głosu Stargardzkiego" poruszaliśmy temat sposobu udzielania informacji o usługach pogrzebowych ("Trumna z pierwszej ręki"). Temat powraca, lecz w nieco innym wymiarze.

Czarny wizytownik

Do naszej redakcji dotarł anonim od osoby zorientowanej w temacie usług pogrzebowych, która uważa, że w szpitalnym prosektorium faworyzowany jest zakład z ul. Szkolnej. Technik sekcyjny tam kierował ludzi, którzy pytali o dobry zakład. Sprawa został załatwiona i wyjaśniona od ręki. Dyrektor szpitala oddał swój prywatny wizytownik po to, by w prosektorium w jednym miejscu znalazły się wizytówki wszystkich zakładów. Wizytownik od środy udostępniany jest osobom zainteresowanym.

- Zgon osoby bliskiej jest tragedią, ludzie przychodzą roztrzęsieni z pytaniem, jak należy dokonać pochówku - mówi Ryszard Chmurowicz, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej. - Pracownik prosektorium przedstawia wszystkie zakłady, bez żadnej sugestii. Nie może robić reklamy! Nie chcę komentować anonimowego, obraźliwego listu. Niech ta osoba się ujawni, przyjdzie na rozmowę.

W szpitalnym prosektorium można teraz zajrzeć do wizytownika, w którym są informacje o zakładach pogrzebowych w Stargardzie, a także w Szczecinie i Choszcznie.

- Robimy wszystko, by nie było cienia wątpliwości, by uszanować tę wyjątkową sytuację - mówi Krystyna Smolarek, naczelna pielęgniarka szpitala. Do pani Smolarek od tej pory można zgłaszać wszelkie nieprawidłowości, związane z informowaniem o usługach pogrzebowych. Czeka na nie pod numerem 577 63 55 wewn. 206.

"Zimny chirurg"

- Jestem od tego, żeby pomóc! - mówi technik sekcyjny Jerzy Borowski, od 16 lat pracujący w szpitalnym prosektorium. - Ludzie pytają, co mają zrobić. Jest mi obojętne, gdzie pójdą. Żaden zakład nie daje mi grosza, nie zakładałbym sobie pętli na szyję, przecież za takie rzeczy można iść do kryminału! Teraz boję się nawet odezwać. Niektórzy w takich sytuacjach zachowują się tak, jakbym to ja był winny zgonu. Poza tym rodziny same chodzą, szukają gdzie najtaniej.

Bardzo rzadko zdarza się, że maluję i ubieram zwłoki. Nie biorę za to pieniędzy, nawet nie ma takiego cennika. Żałuję, że u nas nie jest tak, jak na Zachodzie, że za wszystkie sprawy związane z pochówkiem odpowiada Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
Osoby współpracujące z Borowskim mówią o nim, że jest fachowcem. Z drugiej zaś strony zastanawiają się, czy nie lepiej byłoby, gdyby prosektorium stało się prywatne.

- W szpitalu prywatna firma prowadzi kuchnię, dlaczego prosektorium nie mogłoby być prywatne? - zastanawia się jeden z przedstawicieli nekrobiznesu.

Pracownicy stargardzkiej służby zdrowia są jednak przekonani, że istnieje układ prosektorium - "Hades", mówią że Borowski, nazywany przez nich "zimnym chirurgiem", podchodzi do swojej pracy z rutyną i bez zawodowej etyki. Że szpital przejął ten układ od pogotowia, które do 1999 r. było w strukturach SP ZZOZ. W latach '90 pogotowie sponsorowane było przez "Hades". Zakład zakupił krzesła, koce i dresy dla pracowników pogotowia. Także sprzęt na szpitalny oddział intensywnej terapii.

- "Hades" zawsze był preferowany, stąd tak się wypromował, a innym bardzo ciężko się przebić - mówi były pracownik szpitala. - Nie potwierdziły się plotki o powstaniu zakładu pogrzebowego naprzeciwko szpitala.

Obecnie w Stargardzie są cztery zakłady pogrzebowe: przy ul. Spokojnej, Szkolnej, Warszawskiej i Wiejskiej.

Pijany trębacz

Jak było przed laty? Zero konkurencji i zero jakości. Zdarzył się pijany trębacz, o grabarzach nie wspominając. Brudne ręce, brudne gumowce. Obsługa pochówku w większości składała się z recydywistów, ludzi z marginesu społecznego. To niewdzięczne zajęcie. MPGK od dwóch tygodni szuka grabarza. Goła pensja wynosi 1500-1700 zł plus nadgodziny. A chętnych brakuje.
- Ktoś kogoś eliminuje - mówi jedna z osób z branży. - To jest niezdrowa konkurencja, walka między zakładami. Teraz zaczęła się nagonka na "Hades", to dobry, porządny zakład, który nie musi już na siłę zabiegać o klientów. To pewnie Warszawska atakuje "Hades"!

Współwłaściciel zakładu z Warszawskiej, Wacław Olczak zapewnia, że to nie od nich wychodzą takie rzeczy. Przyznaje, że spadła u nich liczba pogrzebów, winą za tę sytuację obarcza m.in. wygranie przez miasto przetargu na tzw. przewozy prokuratorskie: zmarłych o nieustalonej tożsamości, ofiar wypadków, czy zwłok na sekcje.

Wcześniej informacje z policji kierowane były właśnie do Olczaka - byłego policjanta. Proceder został ukrócony, gdy po zmarłego na ulicy człowieka przyjechał jednocześnie "Hades" (wezwany przez pogotowie) i Olczak (wezwany przez policję). Ten przypadek sprzed kilku lat był głośny w Stargardzie. Teraz MPGK wywozi także martwe płody ze szpitala, zdarza się to dość często. Za jedną taką usługę płacą 20 złotych.

- Nie mamy sygnałów, że w szpitalu jest coś nie tak - mówi Wacław Olczak, który rok temu, na naszych łamach, opowiadał że ponoć lekarze już na oddziałach wskazują zakład pogrzebowy. - Najbardziej interesuje mnie jednak, dlaczego zgony nocne są obsługiwane wyłącznie przez jeden zakład? Ani do mnie, ani do zakładu miejskiego nie ma takich zgłoszeń. Mam pewne przypuszczenia, ale brakuje dowodów, dlatego nie mogę nikogo o nic podejrzewać.

Sprzedają "skóry"?

- W Stargardzie nie ma "produkcji skórek" - zapewnia nas inny informator. - Ale prywatne zakłady płacą lekarzom za skierowanie do nich rodziny zmarłego. 50 zł za osobę. Lekarze naganiają. Tak było i tak jest! Tylko miejski zakład nie płaci, bo nie ma na to środków.

- To rynek, jak każdy inny - mówi Tadeusz Bieńkowski, wieloletni kierownik Zakładu Obsługi Urządzeń Komunalnych, gdzie znajduje się zakład pogrzebowy i administracja cmentarza (jego zarządcą jest Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej). - W Stargardzie są trzy liczące się zakłady. Między nimi jest konkurencja, czasem zdrowa, czasem nie. My reklamujemy się wszędzie, gdzie jest to możliwe, bo zauważamy często, że ludziom brakuje informacji. Staramy się mieć jak najwyższy poziom, nie odstawać od innych. Pierwszy kontakt ma lekarz, będący przy zmarłym. Uważam, że powinien mieć przy sobie wykaz wszystkich zakładów pogrzebowych i zostawiać go przy zmarłym.

Osoby, mające dostęp do takich dokumentów twierdzą, że można zauważyć niepokojącą regułę - lekarz wypisujący kartę zgonu a konkretny zakład pogrzebowy, chowający zwłoki.

W stargardzkim pogotowiu, od czasu afery, wywołanej przez artykuł o pogotowiu "Łowcy skór" (GW 23.01.2002 r.) rodzina osoby zmarłej podpisuje oświadczenie, że nikt z zespołu pogotowia nie udzielał żadnych informacji, dotyczącej zakładów pogrzebowych. Jest ono dołączane do karty zgonu. Natychmiast też znad okienka dyspozytora znikła kartka z informacją. Pamiętamy, że reklamowała ona usługi "Hadesu". Informacja o pozostałych zakładach w pogotowiu była, ale nie na wierzchu.

- Wiele się zmieniło, bardzo rygorystycznie podchodzimy do tej sprawy - przyznaje Stefan Stojanowski, kierownik pogotowia ratunkowego w Stargardzie. - Nie mamy prawa udzielać informacji, czy rozdawać wizytówek. Wszystko jest uczciwie załatwiane, ręczę za lekarzy, pracujących w pogotowiu. Jeżeli zgon następuje w karetce, zwłoki przewożone są do chłodni, znajdującej się na Giżynku. Nie interesuje nas, co dzieje się z nimi dalej.

Z naszych informacji wynika, że rodziny rzeczywiście podpisują oświadczenia, ale często - będąc w szoku - mimo tego wypytują o zakłady pogrzebowe. Wcześniej sanitariusze mieli ze sobą wizytówki i ponoć pokazywali przypadkowo wybraną zainteresowanym. Wspominają, że nie czuli nacisku. Dziś muszą odsyłać rodziny zmarłych do biura numerów.

"Hades": nie ma układów

Faktem jest, że najlepszą renomą i największą popularnością cieszą się Usługi Pogrzebowe "Hades". To spółka rodzinna, prowadzona przez troje rodzeństwa i ich matkę. W "Hadesie" słyszymy zapewnienia, że nie ma żadnych układów, że wszystko jest w porządku. Nie ma afer, każdy pilnuje swojej pracy.

- Ciągle nas atakują - denerwuje się jednak Maria Łozińska, która wspólnie z dziećmi prowadzi "Hades". - Staramy się uczciwie wypełniać swoje obowiązki, zgodnie z etyką i sumieniem. Pracujemy stale na swoją opinię, przecież to nie sklep z bułkami! To nie my kierujemy klientów, nie decydujemy, jaki zakład wybiorą. Z nikim nie współpracujemy. Nawet nie znamy stargardzkich lekarzy. Nie mamy nic wspólnego z tymi podejrzeniami.

Kilka lat temu, gdy pogotowie ratunkowe było jeszcze w strukturach szpitala, "Hades" kupił krzesła, koce i dresy dla pogotowia. Dla szpitala zakupił strzykawkę infuzyjną na oddział intensywnej terapii. Zapewniają, że nie była to pomoc zakładu lecz indywidualnych osób - jego właścicieli.

- Szpital zwrócił się o pomoc, czułam się w obowiązku pomóc - tłumaczy Maria Łozińska. - Pomagamy też innym ludziom, na przykład domowi dziecka.

"Hades" intensywnie reklamuje się w prasie i telewizji, jednak - jak twierdzą właścicielki - najwięcej klientów dociera tam "pocztą pantoflową". Także tych, których bliskich śmierć zastała w nocy.

- Pracujemy uczciwie i sumiennie, śpimy spokojnie, a największą zapłatą jest dla nas podziękowanie od zadowolonej osoby, która w cierpieniu potrafi przyjść z dobrym słowem - dodaje Małgorzata Głowacz, współwłaścicielka "Hadesu". - To się dla nas liczy, nie opinia konkurencji. Anonimy są kłamliwe. Złe słowo może zabić. Nie mamy żadnych układów!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński