Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziki ryją w ich kartoflach

Wioletta Mordasiewicz
Rolnicy z Wiechowa swoją przyszłość widzą w czarnych barwach. A wszystko przez dziki, które niszczą efekt ich pracy.
Rolnicy z Wiechowa swoją przyszłość widzą w czarnych barwach. A wszystko przez dziki, które niszczą efekt ich pracy. Wioletta Mordasiewicz
Rolnicy z powiatu stargardzkiego żalą się, że dziki niszczą im uprawy. Gospodarze walczą z myśliwymi o wypłatę odszkodowań.

Pan Antoni ze wsi koło Marianowa jest właścicielem 300 hektarów ziemi. To największy rolnik w okolicy. Jeszcze do niedawna ponad 20 ha obsadzał ziemniakami. Ale z tego zrezygnował. Bo ich uprawa stała się nieopłacalna. Właśnie ze względu na dziki.

- Teraz mam tylko 12 hektarów ziemniaków, ale już ok. 4 ha jest zryte przez dziki - mówi gospodarz z Wiechowa. - Tak jest co roku. Wszyscy mamy tego dość. Ciężko pracujemy, żeby jakoś żyć. A dzika zwierzyna nie ma dla nas litości. Pole wygląda jak pobojowisko.

Przychodzą do ogródków

Zwierzyna zryła też pole pana Czesława, który obsadził 4,5 ha ziemniakami.
- Już teraz wiem, że z połowy tego pola nic nie będzie - żali się rolnik. - Dzików jest za dużo. U nas grasują dwa stada. W jednym jest ponad 30 dzików. Niszczą co popadnie. Najchętniej kopią w ziemniakach. Na innych uprawach też robią szkody. Najgorsze jest to, że nie ma na nich sposobu. Tak się tu rozpleniły, że wchodzą nawet do ogródków na wsi i ryją.

Pani Sylwia jest właścicielką gospodarstwa rolnego o powierzchni ponad 70 ha. Od kilku lat na uprawie ziemniaków jest stratna.

- Odszkodowania, które wypłacają koła łowieckie są śmiechu warte - mówi pani Sylwia. - Nie pokrywają nawet kosztów, które ponosimy co roku na obsadzenie pola ziemniakami. A gdzie nasza praca? Przez te dziki nie będziemy w stanie wywiązywać się z naszych zobowiązań kontraktacyjnych. Poza tym, niektórzy z nas otrzymują dotacje. Jak na polu nic nie ma, to przestaniemy dostawać jakiekolwiek pieniądze.

- Nie chodzi nam tylko o odszkodowania, ale o te dziki - zapewnia pani Romulada, właścicielka 16-hektarowego gospodarstwa w Wiechowie. - Niech koła łowieckie lepiej zabezpieczają nam pola. Żeby te dziki nie marnowały naszej pracy. Po prostu ręce opadają. Jest ich za dużo. Elektryzatory, które nam proponują koła łowieckie, dają słaby efekt. Jak przybiega stado, prąd trzepnie kilka zwierzaków. Ale co z tego? Wstają na nogi i dalej ryją. Kiedyś koła wynajmowały stróżów, którzy pilnowali pól. Ale teraz z tego zrezygnowały. A to był chyba najlepszy sposób na ochronę naszych upraw.

Nic nie pomaga

Problem niszczenia upraw rolnikom powraca co roku jak bumerang. Leśne zwierzęta niszczą im uprawy. Nie znaleziono dotychczas sposobu, by temu skutecznie zapobiegać.

- W innych krajach unijnych rolnicy takich problemów nie mają - mówi pan Antoni. - Tylko u nas w Polsce wszyscy są bezradni. Nie ma też określonej stawki odszkodowań za zniszczenia. A powinien być ustalony jakiś konkretny limit. Koła łowieckie nasze straty szacują jak chcą. Tak jak im pasuje.

Rolnikom nie wolno puszczać na pole psów, by pilnowały upraw. Jedyne co mogą zrobić, to sami czuwać przy ziemniakach, palić nocami ognisko i odstraszać zwierzaki głośnymi dźwiękami.

- To jakaś paranoja - mówią rolnicy. - A kiedy niby mamy spać? Nie chcemy odszkodowań. Tylko, żeby te dziki dały nam spokój. Dotychczasowe metody zabezpieczania upraw stosowane przez koła łowieckie są nieskuteczne. Kiedyś bardziej się do tego przykładały.

Zwierzęta leśne to dla gospodarzy wielki problem. Koła łowieckie tłumaczą, że zatrudnianie ludzi to z kolei dla nich zbyt duży koszt. I dlatego proponują rolnikom, posiadającym większe areały elektryzatory, czyli ogrodzenia pod prądem. Dają też rolnikom środki do nasączania, których zapach ma odstraszać szkodniki. Tworzą pola zaporowe, na których sieją kukurydzę, by dziki mogły na nich pojeść i nie iść w szkodę dalej.

- Sposobów jest tysiące, ale rolnicy muszą z nami współpracować - mówi Tadeusz Awsiuk, prezes stargardzkiego koła łowieckiego "Rogacz", które jest dzierżawcą 18,5 tys. hektarów ziemi. - A nie zawsze chcą. Największy kłopot mamy z tymi gospodarzami, którzy mają kilkadziesiąt arów ziemniaków. Dla nich takie uprawy są bardzo ważne. Byli tacy, którzy za hektar chcieli 28 tysięcy odszkodowania. Jakby uprawa ziemniaków była tak opłacalna, to też zostałbym rolnikiem. Sąd przychylił się do naszej propozycji odszkodowania. Ale na razie jakoś dogadujemy się z rolnikami. Nie jest źle.

Podają myśliwych do sądu

Rolnicy są odmiennego zdania. Mówią, że każde odszkodowanie muszą u myśliwych wywalczyć. A i tak zawsze jego wysokość nie jest dla nich satysfakcjonująca. Nierzadko sprawa kończy się w sądzie, bo gospodarze nie mogą polubownie dogadać się z kołami łowieckimi.

- Ale przecież my tych kwot nie bierzemy z kapelusza! - broni się myśliwy z Sierakowa. - Mamy osoby do szacowania szkód. Jeśli ktoś ma wątpliwości można powołać biegłych. Płacimy zgodnie z ustawą. Zawsze można tę sprawę wyjaśnić w sądzie.

Niektórzy rolnicy idą do sądu po sprawiedliwość.
- Tam gdzie chodzi o pieniądze, zawsze będą konflikty - mówi Tadeusz Awsiuk. - Nie da się tego uniknąć. Oni walczą o wysokie odszkodowania, które my musimy płacić. Nie dostajemy pieniędzy znikąd. Płacimy im ze składek członkowskich. Rolnicy błędnie uważają, że tylko na nas spoczywa obowiązek zabezpieczania upraw przed szkodnikami. Ale to przecież są ich pola. Poza tym, właścicielami lasów, w których mieszkają dziki jest Skarb Państwa.

Koła łowieckie tłumaczą, że nie mogą robić odstrzału dzików wedle upodobania. Bo są wyznaczane plany łowieckie. I muszą się nimi kierować. Obowiązują też okresy ochronne, w których odstrzał jest zabroniony. Nie wolno na przykład strzelać do loch, które prowadzą młode. W ubiegłym roku koło łowieckie "Rogacz" wypłaciło rolnikom ok. 60 tys. zł odszkodowań. Bo była ostra zima i dzików było mniej. Natomiast dwa lata temu kwota wypłaconych odszkodowań wyniosła 140 tys. zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński