Moim zdaniem
Moim zdaniem
Tadeusz Jarzębak, prezes Okręgowego Zarządu
PZD w Szczecinie:
- Ta sprawa jest mocno zagmatwana i może dobrze, że trafiła do sądu. Pani Piszczoła porusza w niej nie tylko kwestię swojego prawa do działki, ale również podstaw prawnych istnienia PZD. A to, czy ma rację czy nie, niech rozsądzą raz na zawsze sędziowie.
- Najdziwniejsza w tej sprawie nie jest postawa jakiegoś prezesa konkretnych działek, ale to, że zarząd Polskiego Związku Działkowców, który "rządzi i wymaga" nie posiada nawet rejestracji w Krajowym Rejestrze Sądowym - mówi Grażyna Piszczoła. - Stawiam więc pytanie, jakie prawo ma PZD narzucania czegokolwiek działkowcom, skoro nie ma umocowania prawnego?
Uprawiali ją od 31 lat
Mąż pani Grażyny, Marian otrzymał działkę w 1977 r., gdy pracował w Morskiej Obsłudze Radiowej Statków w Szczecinie. Wówczas to ten ugór miasto przekazało nieodpłatnie MORS z przeznaczeniem na działki pracownicze. Podzielono go na działki, ogradzając, wytyczając ścieżki, budując altany i nawożąc ziemię.
- W stanie wojennym, w roku 1984 zażądano od nas za te działki wpłaty wpisowego w wysokości 1 tys. zł oraz dodatkowo 8 tys. zł kaucji - mówi pani Grażyna. - Nikt nie śmiał protestować, bo sprzeciw groził wyrzuceniem z uprawianych ogródków.
Odmówili wydania klucza
Pan Marian zmarł w ubiegłym roku. Od kilku lat chorował, nie zawsze więc był na swojej działce. Pani Grażyna też jej nie odwiedzała zbyt często, bo opiekowała się mężem. Wszelkie jednak opłaty wnosiła.
- Zbuntowałam się dopiero w tym roku, kiedy zarząd Polskiego Związku Działkowców ustalił stawkę opłat za działkę w wysokości 14 gr/m kw., podczas gdy ROD zażądał 20 gr/m kw. oraz dodatkowej kwoty 60 zł "tytułem czynszu społecznego" - mówi pani Grażyna. - Pytam, na co te pieniądze? Na utrzymywanie urzędników?
Gdy chciała wejść na teren ROD, by zobaczyć, co dzieje się na jej działce i by skosić trawę, zarząd odmówił jej wydania klucza.
Niech rozsądzi to Temida
- A później pojawił się u mnie mężczyzna w sprawie mojej działki i był zdziwiony, że ona jest moja i ja nic nie wiem, że mi ją zabrano - mówi zdenerwowana. - Widocznie, gdy dłuższy czas nie pojawiałam się, działkę oddali komuś z całym majątkiem i uprawami.
A teraz nie wiedzą, jak się z tego wykręcić. Według przepisów, nie mieli do tego prawa, bo ustawa mówi, że działka po śmierci jednego z małżonków przechodzi na współmałżonka.
Z prezesem ROD "Skolwinka"Zenonem Lachem, mimo kilkukrotnych prób, nie udało nam się skontaktować.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?