Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Damian Ukeje o nowej płycie i współpracy z Nergalem

Andrzej Szkocki
- Pod koniec miesiąca ruszamy z trasą koncertową. Zaczynamy w Olsztynie, 16 marca będziemy grać na pewno w Szczecinie - zapewnia Damian Ukeje.
- Pod koniec miesiąca ruszamy z trasą koncertową. Zaczynamy w Olsztynie, 16 marca będziemy grać na pewno w Szczecinie - zapewnia Damian Ukeje. Andrzej Szkocki
Rozmowa z Damianem Ukeje, muzykiem ze Szczecina, którego pierwsza płyta właśnie ukazała się na rynku

- Pierwszy sukces po zwycięstwie The Voice of Poland jest. Twoja debiutancka płyta "Ukeje". Jak spędziłeś te kilka dni od premiery?
- Na obgryzaniu paznokci (śmiech). No, denerwuję się, denerwuję się bardzo, bo to jest debiut. Jestem gościem z talent show, więc gdzieś trzeba pokazać, że nie jest to typowa produkcja z wytwórni, tylko prawdziwie rockowe dzieło.

- Skoro już poruszyłeś temat talent show, to trochę go pociągniemy. Są różne opinie na temat takich programów. Mówi się, że bardziej promują jury niż młode gwiazdy.
- Talent show to jedna z form wyrażania siebie. Jasne, że ci prowadzący to prawdziwe gwiazdy, jury jest na piedestale. Ale my w tamtej chwili byliśmy zespołem, który mało grał. Jeździliśmy na festiwal, które wygrywaliśmy, ale za tym nic nie szło. I co? I dzięki talent show zaszliśmy trochę dalej. Ja nie mówię, że zaszliśmy na jakieś szczyty, ale jesteśmy znacznie dalej od miejsca, w którym byliśmy chociażby półtora roku temu, więc w moim przypadku jak najbardziej cieszę się, że tak się stało. Jasne, że teraz trzeba będzie odejść od tego kilka kroków w bok, odciąć się lekko i zbudować sobie od podstaw rynek, ale chyba o to właśnie chodzi.

- Tobie się udało. Odniosłeś swój mały sukces, ale patrząc na ilość tych programów, to niewiele jest gwiazd z chodu talent show. Co ciebie wyróżnia?
- Nie mnie o tym sądzić. Nie ma chyba jakiejś zasady. To chyba musi być właściwy moment, właściwy czas i miejsce. Może trochę talentu, ale i tak wszystko opiera się przede wszystkim o ciężką pracę. I wcale nie ma gwarancji, że się uda.

- 2 marca rusza druga edycja The Voice of Poland. Nowi jurorzy. Twoim zdaniem lepsi, gorsi? Będzie kolejna gwiazda?
- Nie mam zielonego pojęcia. Ja jestem fanem nowego. Cieszyłbym się też, gdyby jurorzy pozostali ci sami, ale uważam, że nowe nie znaczy gorsze. Jestem ciekawy, co mają do pokazania. Z resztą to nie są osoby z przypadku (Justyna Steczkowska, Patrycja Markowska, Marek Piekarczyk z TSA oraz Baron i Tomson z Afromental). To są osoby, które osiągnęły bardzo wiele na polskim rynku muzycznym. A czy uda się kogoś wypromować? To nie do końca zależy od jurora, trenera. Trzeba mieć pomysł na siebie. Gdybym ja nie miał pomysłu na siebie, to nie da się od tak porwać ludzi tylko tym, że wygrałem. Jak wygrałem miałem spotkanie z producentem. Padło pytanie: co robimy? Odpowiedziałem, że oczywiście płyta rockowa. Na to mój producent, osoba mądrzejsza ode mnie mówi: - No wiesz stary, ale muzyka rockowa to bardzo szerokie pojęcie. Musisz wiedzieć, co chcesz robić. Na szczęście ja wiedziałem, ale mam masę znajomych, którzy świetnie śpiewają, ale tego pomysłu im brakuje. Im szybciej masz świadomość co chcesz sobą reprezentować, tym łatwiej.

- Z jednej strony twój osobisty sukces, płyta. Z drugiej strony nie zawsze pochlebne opinie na temat ciebie i twojej muzyki. Singiel "Bezkrólewie" spotkał się z dość negatywnymi opiniami.
- Ja nigdy nie brałem do siebie negatywnych opinii, o ile nie są konstruktywne. W momencie, w którym podjęliśmy decyzje wspólnie z chłopakami z zespołu o tym, że biorę udział w The Voice of Poland od razu wiedziałem, że wystawiam się na jakiś celownik. Nie da się podobać wszystkim i to nawet nie o to chodzi, by podobać się wszystkim. Cieszę się, że wzbudzam jakiekolwiek emocje. Źle by było, gdyby tych emocji nie było w ogóle.



- Jest to pierwsze obiecane dziecko, debiutanckie dziecko. Ale jakiś czas temu obiecywałeś też inne. Wspólne z twoim trenerem Nergalem. Kiedy możemy się go spodziewać?
- Jestem optymistą. Nagraliśmy wspólnie kilka kawałków w zaciszu gdańskiego studia. Około dziesięciu demówek mamy na obecną chwilę. Materiał właściwie płodzi się sam. Powstaje w bardzo fajnych warunkach. Nic nie jest nam narzucane, tylko siadamy. Bierzemy gitary na kolana i coś tam nagle powstaje od nuty do nuty. Ale nie ma tutaj ciśnienia, pośpiechu. Adam wiedział, że ja mam teraz swoją płytę, więc spokojnie. On też ma swój Behemoth, więc każdy z nas ma swoje muzyczne dziecko, a to ma być trzecie nasze wspólne.

- To chyba nie jest łatwa współpraca. Dwa dość silne charaktery.
- Dwa silne charaktery, ale gdzieś mamy wspólny cel, więc nie ma tu totalnej dominacji w zespole jednej osoby. Obaj mamy silną osobowość, ale nie mierzymy tego, nie pokazujemy kto ma lepszy samochód, albo kto jeździ na wyższym koniu (śmiech). Na razie dogadujemy się na stopie koleżeńskiej. Dodam, że oprócz tego, że gramy razem, to nawet się troszeczkę lubimy.

- Promocja płyty to koncert, wywiady. A gdzie w tym wszystkim jest rodzina? Narzeczona?
- No jejku, słuchaj... życie prywatne troszeczkę gdzieś tam się pozmieniało u mnie, więc jakby sprawa narzeczeństwa jest już troszeczkę nieaktualna.

- Czyli jesteś wolny? Jest nadzieja dla fanek?
- Tak, tak... No, nie do końca... To jest sprawa, która nie chciałbym, żeby była na celowniku. Teraz chcę się skupić na tym, nad czym pracowałem prawie dwa lata. Zaraz pod koniec miesiąca ruszamy z trasą koncertową. Zaczynamy w Olsztynie, 16 marca będziemy grać na pewno w Szczecinie. To jest chyba teraz dla mnie najważniejsze, a życie prywatne? No gdzieś tam na pewno ludzie będą się dowiadywać ciekawostek, bo dużo się pozmieniało. Nasłuchujcie, oglądajcie, ale przede wszystkim słuchajcie muzyki.

- Widzę, że nie chcesz rozmawiać o narzeczonej, więc porozmawiajmy o zespole. Co dalej z Fat Belly Family? Chyba nie bardzo masz jeszcze dla nich czas?
- No tak, mniej troszeczkę. Nie ukrywam, że na fanpagu zespołu pojawiła się informacja o zawieszeniu działalności. To była rzecz, którą braliśmy pod uwagę od dłuższego czasu, bo ja z jednej strony komponowałem całe życie swój własny materiał, który nie do końca wpisywał się w to, co Fat Belly Family sobą reprezentowało. Nie twierdzę, że był lepszy, czy gorszy. Po prostu był inny. Kiedy pojawiła się opcja, żeby oba materiały i mój i Fat Belly Family trafił do wytwórni okazało się, że mój jest odrobinę lepszy. Po prostu było nad nim mniej pracy. Dla mnie, jako dla osoby, która komponowała, tworzyła własną muzykę od podstaw była to po prostu wielka szansa. Bo jak nie teraz, to kiedy? Wiesz, kiedy wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią, że to właśnie ta chwila to trudno ich nie słuchać. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Niestety, Fat Belly Family na pewno na tym ucierpiało. Myślę, że chłopaki rozumieją, jak jest. Z resztą mam z nimi kontakt. Zabieram ich do projektu Ukeje, wspólnie gramy. Więc na koncertach będzie można nas zobaczyć prawie w pełnym składzie.

- Jak ostatnio rozmawialiśmy mówiłeś, że część utworów powstała jeszcze przed programem. Nie spieszyłeś się zbytnio. Były jakieś chwile wątpliwości, wahania?
- Nie, chciałem po prostu nad tym materiałem popracować. Miał być jak najlepszy, więc potrzebował czasu. Wszystko musiało być świadome, świadome teksty, muzyka, smaczki na czwartym, czy piątym planie. Poza tym nie bez znaczenia były moje problemy zdrowotne, które dopadły mnie w zeszłym roku. Zapalenie opon mózgowych, stan ciężki. Dochodziłem do siebie przez trzy miesiące. Nie było wiadomo, czy uda mi się to w pełni, czy nie będę przykuty do łóżka, bo naprawdę się tam u mnie posypało. Ale chciałem przede wszystkim, żeby to co w pełni jest moje, było też dobre. Nie jestem fanem rzeczy, które powstają w wielkim pędzie, bo wygrałem program. U mnie to tak nie działa. Chcę wpisać się w rynek muzyki rockowej na dłużej niż rok, a to jest środowisko bardzo konserwatywne. Nie uznają ściemy, czy półśrodków, więc trzeba dawać z siebie wszystko.

- Skoro pierwsza płyta już na twoim koncie, to teraz jakie plany?
- Jezu, wiesz różne rzeczy powstają w mojej głowie. Mam kilka nowych rzeczy już skomponowanych. Ale też jest plan, jak już rozmawialiśmy wydania z Nergalem. To ma być fajne, oldschoolowe brzmienie. Takie połączenie AC/DC i Foo Fighters, mam nadzieję, że wyjdzie bardzo dobrze. A kolejna płyta może za rok, półtora. Chciałbym uniknąć czegoś takiego, że druga płyta jest wynikiem odrzutów z pierwszej, bo powstało mnóstwo kawałków i poszło do szuflady. Jestem fanem nowego i chcę, żeby to nowe na moich płytach było.

Rozmawiała Alicja Wirwicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński