- Nie ma co się dziwić, że wyjechali - mówi jeden z sąsiadów. - Ludzie im pod nogi pluli, że takiego syna zwyrodnialca wychowali.
- Wyprowadzili się chyba z miesiąc temu, może dwa. Dokąd? Tego nikt nie wie - dodaje Eugeniusz Japtok, świnoujski radny, także sąsiad Włodarków. - Trudno o nich cokolwiek powiedzieć. Wiem tylko, że ojciec jeździł dorożką, woził Niemców. Jego syn, ten skazany, też w ten sposób dorabiał. Nie przelewało im się nigdy.
W domu przy ul. Mazowieckiej Tomasz Włodarek, przebywał rzadko. Częściej nocował u swojej dziewczyny na Karsiborzu - jednej z wysp należących do Świnoujścia.
- Ona do końca nie wierzyła, że to Włodarek był gwałcicielem - mówi Barbara Bouzan z Karsiborza. - Ale potem wstydziła się nawet po ulicach chodzić. Teraz już się pokazuje, ma nawet nowego chłopaka.
Narzeczona Tomasza Włodarka nie chciała z nami rozmawiać.
- Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że to on jest gwałcicielem, tak troszczył się o swoją dziewczynę - mówi inny mieszkaniec Karsiborza (chce pozostać anonimowy). - Kiedyś pożyczał ode mnie spawarkę.
Barbara Bouzan wspomina, że gdy dowiedziała się, kim jest gwałciciel była przerażona. - Pamiętam, że nim go złapali, bałam się wieczorami wracać do domu. A on był tak blisko nas.
Strach w Świnoujściu
Z materiałów zgromadzonych w czasie śledztwa wynika, że Tomasz Włodarek nie atakował na Karsiborzu. Najczęściej do gwałtów dochodziło w dzielnicy nadmorskiej Świnoujścia, w zalesionych terenach koło wydm i promenady.
W pierwszych dniach marca 2000 roku świnoujska policja dokonała makabrycznego odkrycia. Przy bunkrze z II wojny światowej na wydmach leżały zwłoki 22-letniej Anety P. Kobieta nie miała na sobie butów, sukienki, rajstop. Tych części garderoby nigdy nie odnaleziono. Sekcja zwłok wykazała, że kobieta została zgwałcona, a śmierć nastąpiła w wyniku kilkudziesięciu uderzeń twardym przedmiotem i duszenia.
Policja wszczęła śledztwo. - Na początku nie mieliśmy nic - mówi świnoujski policjant, który zajmował się sprawą. - Do sprawdzenia było około ośmiu tysięcy ludzi.
Intensywne działania policji nie powstrzymywały Włodarka. 17 czerwca 2000 r. przebrany w kominiarkę napada na wydmach 19-letnią dziewczynę. Strasząc pistoletem, zmusza ją do stosunku. 16 sierpnia 2000 roku dochodzi do kolejnego gwałtu - na siedemnastolatce. I tym razem Włodarek ma zamaskowaną twarz, grozi pistoletem. Czy był to straszak, czy prawdziwy pistolet, tego prawdopodobnie nie dowiemy się nigdy. W trakcie śledztwa nie udało się odnaleźć broni.
Niespełna tydzień później w świnoujskim Parku Zdrojowym Tomasz Włodarek napada na dwie dziewczyny. Gwałci tylko jedną, druga prosi, żeby ją zostawił, bo jest w ciąży.
Kolejny gwałt zdarzył się w grudniu 2000 roku na Warszowie. Ofiara miała 17 lat.
Na Świnoujście padł strach. Bali się mieszkańcy, turyści omijali świnoujskie wyspy.
- Obroty zaczęły spadać - mówi Łucja Sitkiewicz z domu uzdrowiskowego "Henryk". - Kobiety nie chciały ryzykować zdrowia i życia. Od czasu, gdy policja złapała gwałciciela sytuacja wróciła do normy.
Próbka numer 421
Do odnalezienia mordercy-gwałciciela policja powołała specjalną ośmioosobową grupę śledczą złożoną z najlepszych specjalistów wydziału dochodzeniowego i kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Świnoujściu, a także z oficerów Wydziału Dochodzeniowego i Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej w Szczecinie.
Metoda DNA
Metoda DNA
Coraz częściej stosowana w badaniach kryminalistycznych metoda DNA została opracowana w połowie lat osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych. Polega ona na porównaniu kodu genetycznego znalezionego na ofierze z DNA potencjalnego zabójcy. Do Polski przeniosła ją w 1992 roku Akademia Medyczna a Gdańsku.
- Wysokie koszty tej metody to mit - przekonuje profesor Ryszard Pawłowski. - Sprawdzenie jednej próbki kosztuje około 300 zł i jest porównywalne z badaniami krwi. Ale metoda DNA daje prawie stuprocentową pewność.
Policjanci badali każdy szczegół, sprawdzali każdy ślad. Kilkutysięczna grupa osób do sprawdzenia malała coraz bardziej.
O współpracę w śledztwie poproszono profesora Ryszarda Pawłowskiego z Akademii Medycznej w Gdańsku, który sprawdzał kod genetyczny z krwi i spermy znalezionej na ciele zamordowanej Anety P. i kolejnych zgwałconych ofiar.
- Co tydzień wysyłaliśmy do profesora Pawłowskiego partie próbek kodów genetycznych od osób, w przypadku których zachodziło najmniejsze nawet prawdopodobieństwo, że mogą być gwałcicielem - mówi jeden z oficerów ośmioosobowej grupy śledczej.
Profesor Ryszard Pawłowski twierdzi, że była to pierwsza sprawa w Polsce, podczas której prowadzono badania na tak dużą skalę.
- Metoda sprawdzania DNA jest stosowana w kraju od 10 lat - dodaje profesor Pawłowski. - Wykorzystywałem ją m.in. przy sprawie innego wielokrotnego gwałciciela, "Wampira z Bytowa" i "Skorpiona" - zabójcy, który grasował na terenie Gdańska.
Zdaniem profesora, dotychczasowe techniki kryminalistyczne, polegające na badaniu grupy krwi są bardzo zawodne. - Grupę krwi AB ma 40 procent społeczeństwa, tymczasem
prawdopodobieństwo, że kod DNA powtórzy się, jest prawie równe zeru.
421 próbka nadesłana przez specjalną grupę śledczą i sprawdzona przez profesora Pawłowskiego, okazała się niemal identyczna z DNA pozostawionym na ciele ofiar gwałtów.
- Kod był na tyle podobny, że wiedzieliśmy już, że gwałcicielem musiał być ktoś z rodziny wytypowanej osoby - mówi oficer prowadzący śledztwo. - To był przełom, śledztwo naprało rozpędu.
Okazało się, że próbka 421 pochodziła od brata gwałciciela. Był kwiecień 2001 roku. Tomasza Włodarka zatrzymano w sobotnie popołudnie, 16 czerwca 2001 roku. Gwałciciel razem z kolegą jadł frytki w barze Gryf. Nie stawiał oporu. Sprawiał wrażenie zaskoczonego. Nie przyznał się do winy ani wtedy, ani podczas procesu. W trakcie śledztwa policjanci ustalili, że Tomasz Włodarek był również sprawcą gwałtu na 15-letniej dziewczynce, do którego doszło w Świnoujściu w 1997 r.
Nie cofnie się przed niczym
Proces wielokrotnego gwałciciela rozpoczął się w kwietniu 2002 roku przy drzwiach zamkniętych. Zadecydował o tym sędzia Maciej Strączyński, ze względu na dobro ofiar zeznajacych na kolejnych rozprawach.
W areszcie Włodarek próbował udawać chorego psychicznie. Biegli psychiatrzy stwierdzili jednak, że jest poczytalny. Potem w trakcie rozprawy, usiłował przekonać sąd, że padł ofiarą spisku jakieś bliżej nie określonej grupy przemytniczej. Sąd i temu nie dał wiary.
Prokurator Włodzimierz Cetner wniósł o karę dożywotniego więzienia a także o to, by Włodarek nie mógł się ubiegać o warunkowe zwolnienie wcześniej niż po 40 latach odbywania kary.
Sąd uznał Włodarka winnym wszystkich zarzutów. Skazał go na karę dożywotniego więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po 35 latach.
- Ten człowiek, dla zaspokojenia swoich potrzeb nie cofnie się przed niczym - uzasadniał wyrok Maciej Strączyński. - Sąd nie weźmie na siebie odpowiedzialności wypuszczenia tego człowieka na wolność. Oskarżony to taki przestępca, który może wyjść na wolność dopiero wtedy, gdy jego psychika, a brzydko mówiąc hormony, ulegną zmianie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?