Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Kensy: Chciałbym trenować w Polsce (cz. 1)

Marcin Dworzyński [email protected]
Adam Kensy
Adam Kensy
O zbieraniu butelek, grze w Pogoni, największym rozczarowaniu w życiu, sukcesach trenerskich w Austrii i żalu do Antoniego Piechniczka opowiada Adam Kensy.

Białośliwie

Tam się urodziłem. Niewielka miejscowość, a raczej zupełna wieś, licząca wtedy jakieś 700 mieszkańców. Położona między Bydgoszczą a Piłą. To właśnie tam po raz pierwszy zagrałem w piłkę. Grali także moi bracia. Tata zaczął mnie trenować jak miałem 5 lat. Miałem sporo szczęścia. Założono drużynę trampkarzy w której występowali 16-latkowie. Rozegrałem wtedy swój pierwszy mecz, a miałem zaledwie 10 lat. Wiadomo, dzieliła mnie od nich przepaść fizyczna.

Pamiętam, że podczas pierwszego meczu wygrałem nawet jeden pojedynek. Trafiłem nogą w piłkę, a przeciwnik się o nią przewrócił - zebrałem wtedy dużo braw.

Potem wyprowadziliśmy się do Nakła, gdzie przez cztery lata grałem wszędzie gdzie się dało. Zazwyczaj były to betonowe podwórka. Nie było wtedy porozwieszanych tablic z napisami "zakaz gry w piłkę". Problem był inny... Brak piłki. Pełno ludzi do grania, a tak naprawdę nie było czym grać. Kiedyś umówiliśmy się na mecz klasa na klasę, ale nie doszedł on do skutku z wiadomych przyczyn... Postanowiłem w klasie zmotywować kolegów i złożyć się na piłkę. Wszyscy zbieraliśmy butelki, sprzedawaliśmy szmaty i papiery... No i było czym grać.

Piłka za butelki

Znów uśmiechnęło się do mnie szczęście. Mając 14 lat w Nakle utworzono zespół trampkarzy w którym z miejsca uczyniono mnie kapitanem drużyny - jak się później okazało, tych opasek kapitańskich nosiłem na ramieniu wiele. Pierwszy mecz rozegrałem z Gwiazdą Bydgoszcz, to był taki początek tej "poważniejszej" piłki. Później wszystko jakoś poszło z górki. Rok później, jako 15-latek zagrałem nawet w seniorach Czarnych Nakło, nie wiem teraz czy było to zgodne z przepisami ze względu na wiek.
Po tym meczu zaczęły się mną interesować bydgoskie zespoły jak Budowlani, Zawisza czy Chemik (dawny Zachem). W końcu zdecydowałem się przejść właśnie do tego ostatniego. Początkowo nie grałem, ponieważ kluby nie mogły się ze sobą dogadać. Czarni Nakło walczyli wtedy o utrzymanie w lidze. Negocjacje się przedłużały. W Zachemie w końcu powiedzieli mi - wróć do Czarnych, zagraj w trzech ostatnich meczach, a potem do nas przyjdziesz i tak też uczyniłem.

W Bydgoszczy otrzymałem pierwsze pieniądze. Mój tata zarabiał wtedy ok. dwóch tysięcy. Ja, mając 16-lat dostałem tyle samo. Połowę oddałem rodzicom, drugą część wpłaciłem na książeczkę. Grając w Zachemie walczyliśmy o awans do drugiej ligi. Właśnie wtedy zwróciła na mnie uwagę reprezentacja Polski do lat 18. To był prawdziwy przełom piłki w Polsce. Dotychczas w reprezentacjach występowali zawodnicy tylko ze Śląska. Przykładowo drużyna z Katowic mogła w juniorskich turniejach zajmować dalsze miejsca, a i tak dwunastu zawodników z tego zespołu otrzymywało powołania. Teraz było inaczej. W tym roczniku reprezentacji, z tych bardziej znanych grali m.in. Janusz Kupcewicz. Później doszedł Zbigniew Boniek, który początkowo siedział na ławce. Dopiero kiedy trochę podrósł zaczął robić postępy, aż mnie przegonił i się wybił. Ostatecznie nie udało się z Zachemem wywalczyć awansu, ale moje nazwisko ze względu na udane występy w klubie i pojawienie się w reprezentacji juniorskiej było głośne.

Pogoń

Klub z bogatą historią, tradycjami no i kibicami. Przejście tam było moim pierwszym poważnym wyzwaniem. Nie zastanawiałem się ani sekundy. No ale znów miały miejsce przepychanki między klubami. Na szczęście szybko udało się rozwiązać problem. W Szczecinie po raz pierwszy zetknąłem się z w pełni profesjonalną piłką. I... znów miałem wiele szczęścia.

Trafiłem na dobrych zawodników jak np. Leszek Wolski, Zenon Kasztelan i Jan Mikulski. Dzięki nim nauczyłem się prawdziwej taktyki. Byłem młody, zagotowany i wszystko chciałem robić sam. Także wygrywać. Uwielbiałem się kiwać i robiłem to aż do przesady. Podczas jednego sparingu koledzy z drużyny dali mi dobrą lekcję, której nigdy nie zapomnę. Podczas gry stanęli na boisku i ciągle mnie wołali oddając mi piłkę, puszczając samego do przodu. A ja, młody, brałem piłkę, jechałem do przodu i traciłem. Wtedy tak naprawdę otworzyli mi oczy na rozsądniejszą grę. Wiedziałem już, że sam meczu nie wygram. Już nie tylko kiwałem ale i podawałem.

Szatnia

Z wejściem do tego miejsca jest tak, że starsi zawodnicy najpierw patrzą jak grasz. Wtedy decydują czy jesteś akceptowany lub nie. Mnie na szczęście zaakceptowali. Widzieli i wiedzieli, że swoją grą mogę im pomóc. Wiedziałem to także ja. Kiedyś graliśmy ze Śląskiem Wrocław. Zagrałem wtedy bardzo słabo. Schodzimy po przerwie do szatni i trener Bogusław Hajdas zadecydował, że na drugą połowę już nie wyjdę. Wtedy ku mojemu zaskoczeniu zawodnicy wstawili się za mną i powiedzieli trenerowi, że Kensego nie można ściągnąć z boiska. Trener wściekł się i wyszedł z szatni trzaskając drzwiami. Wśród piłkarzy zapanowała konsternacja. Stwierdzili jednak, że zdanie trenera trzeba szanować i poradzili bym jednak się rozbierał. Po chwili wraca Hajdas, spogląda na mnie i mówi, żebym się nie przebierał.

Wkupne oczywiście musiało być. Był kiedyś taki lokal naprzeciw dawnego kina Koloseum. No i trzeba było chłopakom stawiać, ale i tak miałem ulgę przez wzgląd na moją dobrą grę.

W I lidze debiutowałem w spotkaniu z Legią Warszawa. Podczas spotkania na boisku... nic nie widziałem, taki byłem zagotowany. Nie dość, że to był mój pierwszy mecz ligowy na takim szczeblu, to rywalem była jeszcze warszawska Legia.

Reprezentacja

Regularnie występowałem w reprezentacji do lat 21. W pierwszej drużynie narodowej wystąpiłem trzykrotnie. Wszystkie z nich odbyły się w ramach eliminacji do mistrzostw Europy w 1984 roku. W tym dwukrotnie mierzyłem się ze Związkiem Radzieckim. 22 maja w Chorzowie zremisowaliśmy 1:1. 9 października w Moskwie przegraliśmy 0:2. Miałem 27 lat. Byłem ograny w lidze. Wiadomo, że był to nasz największy wróg. Chociaż kiedy byłem tam dwa razy na urlopie i poznałem wtedy mieszkańców było miło. No ale politycznie to wróg numer jeden obok zachodnich sąsiadów. Na stadionie gorąca atmosfera i wszechobecna wrogość... Jednak na murawie w rywalizacji nie dało się tego odczuć. W ZSRR grali wyśmienicie piłkarze jak np. Oleh Błohin, z którym później spotkałem się ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu w lidze austriackiej. W krajach radzieckich, podobnie jak w Polsce wyjechać grać za granicę, można było dopiero po trzydziestce.

Po meczach z ZSRR przeżyłem największe rozczarowanie w mojej karierze. Trener Antoni Piechniczek sporządził coś na wzór raportu, w którym było napisane, że m.in tacy zawodnicy jak Stefan Majewski, Józef Młynarczyk, Zbigniew Boniek i Adam Kensy - zdali egzamin, czyli tej kadrze byli przydatni. Później jednak regularnych powołań nie otrzymywałem. Zagrałem co prawda jeszcze w meczu z Portugalią, ale na tym koniec. Mam o to do Piechniczka ogromny żal. Nigdy nie wyjaśnił ze mną tej sprawy...

Tęsknota za Szczecinem

Na dwa sezony odszedłem z Pogoni do Zawiszy Bydgoszcz. Z jednej strony musiałem odbyć służbę wojskową, z drugiej Pogoń spadała z ligi, a prowadził ją trener, który nas niszczył.

Konstanty Pawlikaniec, to był profesor, który chyba nigdy nie grał w piłkę. Wymyślił sobie, że tak nas wytrenuje, że będziemy mogli codziennie rozgrywać mecze i się przy tym nie męczyć. I tak nas wytrenował, że spadliśmy do drugiej ligi. Jego obecność w zespole nie miała za wiele wspólnego z piłką. Ten trener do Pogoni nie pasował. Klub także był winny, że w odpowiednim momencie nie zareagował. Chciał mnie do siebie ściągnąć Górnik Zabrze, chciała Legia Warszawa. W młodości bardzo kibicowałem Górnikowi, grał tam przecież Włodzimierz Lubański. Nie chciałem jednak tam iść. Przerażał mnie klimat tego regionu i gwara ludzi - taka dziwna jakaś... To nie było dla mnie. Mnie ciągnęło do Szczecina. Do miasta z którego pochodzi moja żona...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński