MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Morze wódki "garażówki"

Elżbieta Lipińska
W niepozornym garażu znajdowała się prawdziwa manufaktura. Świadczą o tym nie tylko znaleziony spirytus i etykiety, ale także kapslownica, dzięki której odróżnienie nielegalnego alkoholu od legalnego jest praktycznie niemożliwe. Jedynym legalnym płynem, z którego w Choszcznie robiono Finlandię czy Smirnoffa, była woda destylowana.
W niepozornym garażu znajdowała się prawdziwa manufaktura. Świadczą o tym nie tylko znaleziony spirytus i etykiety, ale także kapslownica, dzięki której odróżnienie nielegalnego alkoholu od legalnego jest praktycznie niemożliwe. Jedynym legalnym płynem, z którego w Choszcznie robiono Finlandię czy Smirnoffa, była woda destylowana. Elżbieta Lipińska
Takiej ilości spirytusu, jaka wpadła ostatnio w ręce choszczeńskiej policji, nie miały razem wszystkie sklepy w powiecie.

Gdyby mieszkańcy Choszczna, włączając dzieci i starców, uraczyli się tymi procentami, przez kilka dni by nie trzeźwieli. Gdyby potem zobaczyli, w jakich warunkach produkowano Finlandię, Smirnoffa czy Absoluta, rozchorowaliby się jeszcze bardziej.

Spirytus czy markowe wódki, oferowane za połowę ceny, miały wzięcie. Ostrożniejsi klienci pytali na wszelki wypadek, co to za alkohol, ale sprzedawcy uspokajali mówiąc, że taki tani, bo ze strefy wolnocłowej na promie albo z Czech.

Pewnie by nikt go nie kupił wiedząc, że pochodził z obskurnych szop, w których trudno byłoby trzymać nawet zwierzęta. Podawano go między innymi na weselach z etykietami "Wódka weselna".

Cud, że nikt się nie zatruł

Co więc tak naprawdę pili weselnicy? Na razie dokładnie nie wiadomo. Policjanci z Choszczna czekają na opinię biegłych sądowych. Może to potrwać, bo chodzi o prawie 6500 litrów alkoholu pochodzącego z niewiadomego źródła. Jest to największa, jak dotąd, afera spirytusowa w województwie zachodniopomorskim.
Może się okazać, że była to trucizna.

Tak jak w przypadku 600 litrów spirytusu, które na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku zarekwirowano 51-letniemu Henrykowi J., taksówkarzowi z Choszczna. Ekspertyzę wykonali biegli toksykolodzy z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. Cytujemy tylko jej maleńki fragment: "W badanym alkoholu stwierdzono glikol poliprylenowy. Jest to silna trucizna metaboliczna. Wielokrotne spożycie tego alkoholu lub spożycie dużej ilości naraz prowadzić może do poważnych konsekwencji zdrowotnych u ludzi, m.in. uszkodzeń nerek i wątroby".

Za wieszakiem i pod podłogą

Jak się potem okazało, sprawa Henryka J. to był ledwie wierzchołek góry lodowej. W prawdziwym serialu, jaki potem się rozpoczął, pierwszą nielegalną rozlewnię policjanci znaleźli w willowej dzielnicy przy ulicy Zielnej. Była sprytnie zamaskowana. Kiedy funkcjonariusze weszli do domu 46-letniego Dariusza K., wcale się nie spodziewali, że wystarczy odsunąć wieszak, aby znaleźć się w prawdziwym alkoholowym sezamie.

Odkryli prawie 600 litrów spirytusu i około 400 różnej pojemności butelek z zawartością rozcieńczonego już alkoholu. Okazało się, że to nie było wszystko, bo w garażu i na piętrze budynku znalazło się jeszcze 60 litrów spirytusu i ponad 80 butelek przygotowanej do sprzedaży wódki. Zabezpieczono też kilkaset pustych butelek, paski kodów kreskowych, tysiące nakrętek oraz etykietek markowych wódek.

Dariusz K. prowadził jeszcze sklep przy ulicy Wolności, w którym ten alkohol sprzedawano. Na półkach co prawda go nie było, ale znajdował się pod podłogą. - Wycięty w posadzce za ladą otwór przykrywała płyta wiórowa. Wystarczyło ją odsunąć i wyjąć butelki - mówi aspirant sztabowy Jakub Zaręba, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Choszcznie.

Pana K. zatrzymano na 48 godzin. Złożył zeznania i wyszedł do domu. Znalezione u niego 700 litrów spirytusu i ponad 270 litrów gotowej do sprzedaży podrobionej wódki zmagazynowano w policyjnym garażu.

Policjanci jeszcze nie zdążyli spisać łupów znalezionych u K., gdy już następnego dnia natrafili na kolejną nielegalną alkoholową hurtownię. Mieściła się ona w niczym nie wyróżniającym się garażu na obrzeżach miasta. Wprawdzie widać go było z pociągu jadącego w kierunku Szczecina, ale nikt nie przypuszczał, ile dobra mogło się w nim znajdować.

A było tam 780 litrów spirytusu zapakowanego w pięciolitrowe plastikowe pojemniki. Na gorącym uczynku zatrzymano emerytowanego funkcjonariusza służb mundurowych, 50-letniego Zbigniewa K., mieszkającego w willi przy ulicy Energetyków.

W ręce policji wpadł też dostawca akcesoriów potrzebnych do nielegalnej produkcji. Był to 26-letni Robert C., który przyjechał aż z Białej Podlaskiej. Przywiózł kilka tysięcy etykiet od Smirnoffa, Finlandii, Absolutu i Mustanga oraz z napisem "Spirytus rektyfikowany". Nie zabrakło też kodów kreskowych oraz oryginalnych butelek.

Rodzinny biznes

Grozi nawet śmierć

dr Wojciech Homenda, specjalista chorób wewnętrznych

- Alkohole niewiadomego pochodzenia są najczęściej albo źle oczyszczone w procesie produkcji, albo zawierają domieszkę środków chemicznych. Jednym z nich jest płyn chłodniczy borygo. Smakują jak zwykły alkohol kupiony w sklepie, często trudno je odróżnić. Prócz objawów typowego upicia się taki alkohol powoduje osłabienie, zawroty głowy, dolegliwości ze strony układu pokarmowego, zaburzenia widzenia. Zatrucie takim alkoholem może doprowadzić do ostrej niewydolności nerek, uszkodzenia centralnego układu nerwowego, kwasicy metabolicznej, a nawet ślepoty. Jak każdy alkohol, działa on także toksycznie na wątrobę. Ostra niewydolność nerek może być przyczyną śmierci. Tacy pacjenci trafiają najpierw na oddziały wewnętrzne szpitala, a następnie są przekazywani do stacji dializ i tam poddawani dializowaniu nerek. Mało kto wie, że jedną z metod leczenia takich zatruć jest dożylne podawanie alkoholu etylowego, który, mówiąc najprościej, neutralizuje trujące substancje w organizmie.

Obydwu panów policjanci zatrzymali. Ledwie zdążyli ich przesłuchać, kiedy w następnym miejscu wykryto nielegalny alkohol. Tym razem policjanci spenetrowali wynajęte obskurne pomieszczenie przy wyjeździe do Recza.

- Znajdowała się w nim kompletna, choć prymitywna, linia technologiczna do rozlewania alkoholu - opowiada rzecznik policji.
Zabezpieczono 355 litrów spirytusu, 758 półlitrowych butelek podrobionego markowego alkoholu, lejki, kapslownice, etykiety, kody kreskowe, kapsle i tysiące pustych butelek.

Do policyjnego aresztu trafiła 42-letnia Mariola K., żona zatrzymanego dzień wcześniej 50-letniego Zbigniewa K. z Choszczna, oraz jej brat, 26-letni Sebastian Ch. z Krzyża Wielkopolskiego. Rodzinną firmą kierował były mundurowy.

- Miał ciężką pracę, bo niczym świstak z reklamy - zawijał te sreberka - żartują choszcznianie na wieść o kapslowaniu butelek oryginalnymi narzędziami.

Wartość rynkowa alkoholu znalezionego w tych trzech miejscach wynosiła około 300 tysięcy złotych. W sumie było tego ponad 1800 litrów spirytusu i 656 litrów podrobionej wódki.

- Takiej ilości alkoholu przestępcy nie byliby w stanie sprzedać na lokalnym rynku. Tę wersję potwierdzają notatki znalezione podczas przeszukania nielegalnej rozlewni - mówi sierżant sztabowy Adam Pawłowski z Zespołu Operacyjnego do Walki z Korupcją i Przestępczością Gospodarczą.

Po złożeniu zeznań w miejscowej prokuraturze wszyscy zatrzymani zostali wypuszczeni na wolność. Policyjne magazyny były już pełne, kiedy okazało się, że zatrzymany jako pierwszy Dariusz K. nie powiedział wszystkiego. Jego składzik spirytusu w domu i sklepie był niczym w porównaniu z hurtownią, którą miał jeszcze we wsi w gminie Bierzwnik. Położona na uboczu stodoła była chyba idealnym miejscem do przechowywania trefnego towaru. Znaleziono tam aż 4600 litrów alkoholu i kilka tysięcy plastikowych butelek.

Według zeznań właścicielki stodoły, w składowanych kartonach miały znajdować się meble w paczkach. Kobieta nie kryła zaskoczenia, kiedy zamiast stolików i krzeseł zobaczyła przykryte czarną folią pudła zawierające spirytus w plastikowych butelkach.

- Policzenie tego i przewiezienie do komendy trwało wiele godzin. Pracę funkcjonariuszy utrudniał deszcz oraz brak światła, spowodowany zerwaniem linii energetycznej przez wichurę - mówi rzecznik Zaręba.

Prokuratura Rejonowa w Choszcznie zastosowała wobec Dariusza K. po raz kolejny dozór policyjny. - Podejrzani złożyli zeznania. Nie zachodzi obawa mataczenia, więc zostali wypuszczeni na wolność. Prowadzone jest postępowanie, które prawdopodobnie zakończy się aktem oskarżenia i skierowaniem do sądu - wyjaśnia prokurator Barbara Aloksa.

Policjantom zrobiło się ciasno

W wyniku likwidacji dwóch nielegalnych rozlewni i dwóch magazynów policjanci zabezpieczyli w sumie ponad 6400 litrów spirytusu i 656 litrów podrobionej wódki o wartości rynkowej wynoszącej ponad 640 tysięcy złotych.

W Komendzie Powiatowej Policji w Choszcznie zabrakło miejsca na przechowywanie towaru. Zapełnione są wszystkie pomieszczenia magazynowe, garaże, a nawet świetlica. Policjanci nie wykluczają, że nielegalnego alkoholu może być jeszcze więcej. Ich zdaniem sprawa jest rozwojowa. Na poczet kar majątkowych zajęli... trzy auta oraz trzy tysiące złotych.

- Podejrzani przez lata żyli w luksusie, ze skromnych emerytur wybudowali domy i jeździli po świecie, a teraz okazuje się, że są tacy biedni - dziwią się mieszkańcy Choszczna, którzy być może kupowali trefny alkohol.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński