Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecinianka zachwyca książkowymi ilustracjami czytelników w całym kraju

Małgorzata Klimczak
Małgorzata Klimczak
Ilustracje: Aleksandra Szwajda
Ilustrując książki tworzy wyjątkowe, kolorowe, fantazyjne światy, zapełnione ciekawymi postaciami. Wystarczy, że spojrzymy na słodką świnkę o imieniu Niuniuś, a uśmiech sam wejdzie nam na twarze. Ma talent, dzięki któremu każdy może przywołać w sobie dziecko i po prostu poczuć się dobrze.

Jakie ilustracje z książek z dzieciństwa najbardziej zapadły pani w pamięć?

- Wydawałoby się, że każdy ilustrator (zważywszy na zawód, jaki wykonuje) ma w swojej pamięci szufladki, w których chowa książkowe wspomnienia, które dały podwaliny do jego przyszłej twórczości. Dlatego może rozczaruję taką odpowiedzią, ale w moim przypadku tak nie jest (uśmiech). Szczerze powiedziawszy, to nawet nie mogę przypomnieć sobie ani jednego konkretnego tytułu z dzieciństwa. Rodzice bardzo dużo czytali mi na dobranoc, głownie były to małe obrazkowe książeczki z kiosku (lata 90. pozdrawiają!), ale w pamięci nie pojawia mi się żaden obraz, żadna ilustracja. Może to i lepiej, bo przynajmniej nie mam w głowie sentymentalnego ideału i mogę rysować, co chcę i jak chcę.

Najpierw było ilustrowanie książek dla dorosłych, czy od razu dla młodszych czytelników?

- Na początku w ogóle nie było w planach robienia ilustracji. Malowałam od dziecka, ale plastyczne ciągoty pchały mnie raczej w stronę bycia grafikiem - ład, porządek, minimalizm, matematyczne proporcje. Chciałam grzać fotel w agencji reklamowej i robić identyfikacje wizualne, czyli logosy, które po dziś dzień mają w moim sercu specjalne miejsce. Czułam się w tym bardzo dobra, a coraz większa liczba firm przychodzących po zaprojektowanie dla nich znaku tylko mnie utwierdzała w tym, że grafika to moja ścieżka kariery - do tej pory mam banana na twarzy, jak widzę w całym mieście swój projekt logo „Zrobione w Szczecinie”. Chaos zwany oświeceniem powitał mnie na studiach, kiedy trafiłam do Pracowni Ilustracji prowadzonej przez dr Sylwię Godowską. To na tych zajęciach zwątpiłam w swój „pomysł na siebie” i zaczęłam czuć coś więcej do ilustracji, zwłaszcza tej dziecięcej. Pracownia miała w sobie coś magicznego, po prostu obudziłam się i poczułam, że to tym chcę się zajmować do końca życia. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestawiłam się z porządku i minimalizmu na kolorowe środki wyrazu czy fantazyjne formy. I w końcu odpowiadając na zadane pytanie – pierwsza była ilustracja dla młodszych czytelników, a ta dla dorosłych jest obecnie miłym przerywnikiem od dzieciowych tematów.

Szczecinianka zachwyca książkowymi ilustracjami czytelników w całym kraju
Ilustracje: Aleksandra Szwajda

Studiowała pani grafikę, która jest mocno powiązana z naukami ścisłymi, a jednak poszła pani w kierunku ilustracji, mocno opartym na wyobraźni.

- Na pewno nie powiedziałabym, że odeszłam od kierunku związanego z wyobraźnią. Praca grafika też opiera się przede wszystkim na niej – co prawda, jest ona lekko ograniczona (choć nie zawsze) przez reguły i zasady, ale w żadnym wypadku jej tam nie brakuje. Mój sposób myślenia nie zmienił się, teraz po prostu zarządzam swoją wyobraźnią i dostosowuję ją do konkretnego projektu. To trochę jak z pieczeniem ciast – baza jest ta sama, a to pozostałe składniki decydują o dominującym smaku oraz o finalnej formie. Tak samo jest z wyobraźnią: do logo używam jej ze szczyptą porządku i konstrukcji, do ilustracji ze szczyptą koloru i zabawy, a do robienia animacji, plakatów czy książek z jeszcze innymi przyprawami. Ciasta wychodzą najróżniejsze, ale wszystkie są tak samo smaczne i satysfakcjonujące. Na ten moment najbardziej kocham pichcić ilustrację i ogromnie jestem wdzięczna, że mogę to robić codziennie – w ramach pasji i pracy.

Pracując przy ilustracji książek trzeba dać się prowadzić swojej wyobraźni. Wtedy można coś stworzyć. Ale też trzeba stać mocno na ziemi i trzymać się terminów, dobrze organizować sobie pracę. Można to pogodzić?

- Miło, że porusza pani temat przyziemności, bo mam wrażenie, że artyści chyba w dalszym ciągu są stereotypowo postrzegani jako władcy wolnego czasu, którzy kontemplują sztukę w promieniach zachodzącego słońca i tam od czasu do czasu zrobią sobie obrazek. No niestety, ale we współczesnym pędzie nie da się siedzieć tylko z głową w chmurach. Terminy, terminy i jeszcze raz terminy! Fajnie, jak ma się tylko jeden projekt i można go rozłożyć w kalendarzu, ale zazwyczaj tych projektów ma się naście, więc trzeba je naprawdę dobrze rozplanować. A czy można pogodzić kreatywne działanie ze zorganizowaniem? To zależy od człowieka, jego charakteru oraz higieny pracy. Ja w pracy ilustratora jestem człowiekiem orkiestrą i jakoś daję sobie radę. Nie powiem, czasami jest naprawdę ciężko ogarnąć naraz kilka dużych projektów, ale chyba lubię jak się dużo dzieje. Mówi się, że w drodze do celu ważniejsza jest sama droga i coś w tym jest, ponieważ satysfakcjonujące jest patrzenie jak coś powstaje z niczego. Potem na końcu trasy patrzy się na swoje dzieło okupione stresem, wyrzeczeniami, niekiedy bólem pleców i rozdygotanym sercem od jedenastu wypitych kaw. Ale jest w tym również nauka, nowe doświadczenie, radość i duma. Przy każdym projekcie można się dużo dowiedzieć o sobie samym, o swoich ograniczeniach oraz o swoich mocnych stronach. A wracając – myślę też, że rynek sam weryfikuje adaptacje artystów do rzeczywistych, przyziemnych warunków, bo jeśli nie będą się oni wywiązywać z umów, to nie będzie dla nich kolejnych zleceń. Więc jeśli chce się dostawać następne projekty, to trzeba reprezentować sobą odpowiedzialność, terminowość oraz rzetelność.

Ilustracja dziecięca daje więcej możliwości niż ta dla dorosłych?

- Każda z nich rządzi się swoimi prawami i każdy ilustrator czuje, która z nich stwarza mu więcej możliwości. To bardzo indywidualna sprawa. Ja lepiej i bezpieczniej czuję się w dziecięcym świecie, ale to też nie znaczy, że będę ograniczona w tym drugim. Tu chyba chodzi o sprawność w dostosowaniu środków wyrazu do zadanego tematu. Jeśli miałabym ilustracyjnie pokazać na przykład słowo „miłość”, to zinterpretowałabym je szybciej oraz na więcej sposobów w dziecięcym stylu. Ten proces zachodziłby w mojej głowie podświadomie i nie musiałabym się długo zastanawiać nad wyobrażeniem oraz dobraniem odpowiednich technik plastycznych. W ilustracji dla dorosłych musiałabym się chwilę zastanowić i przemyśleć całą koncepcję. W tym momencie jestem bardziej dostrojona do ilustracji dziecięcej i staram się odkryć cały jej potencjał - bawię się nią, próbuję nowych technik, poszukuję nowych stylów na wyrażanie siebie.

Szczecinianka zachwyca książkowymi ilustracjami czytelników w całym kraju
Ilustracje: Aleksandra Szwajda

Czy tworząc dla dzieci trzeba na chwilę stać się znowu dzieckiem i nie bać się sobie pozwolić na pokazywanie świata w sposób nierzeczywisty czy nienaturalny?

- Dzieckiem jesteśmy cały czas, tylko o tym zapominamy. Ubieramy dorosłe skarpetki, pijemy dorosłą kawę, jedziemy do dorosłej pracy dorosłym samochodem i myślimy, że jesteśmy dzięki temu dorośli. A przecież każdy z nas ma w sobie dziecko, które czasami chce pospać do 11, zjeść lody z bitą śmietaną, poskakać po zamarzniętej kałuży czy potulić swojego ulubionego pluszaka. Na szczęście ja nie muszę wchodzić w buty dziecka, żeby ilustrować, bo codziennie łączę te dwa światy i pozwalam każdej ze stron wtrącić swoje trzy grosze w proces kreatywny. Pracuję w dorosłej pracy z dziecięcą radością i ciekawością. A światy, które tworzę, mogą składać się z fantazyjnych form czy nierealnych kolorów, ale to nie znaczy, że są nierzeczywiste. Każde odejście od realizmu jest zaproszeniem odbiorcy do własnej interpretacji, rozpoznania swoich emocji i przeżycia ilustrowanej historii na własny indywidualny sposób. Nie boję się tworzyć takich światów. Ba! - ja uwielbiam je kreować na milion sposobów.

Czy tego rodzaju praca otwiera człowieka? Pozwala wyrzucić z siebie różne fantazje i marzenia?

- Myślę, że tak. Jest jakaś zależność, że gdy marzę o tym, żeby mieć rudą spódnicę w kropki, to moje ciche pragnienie materializuje się u któregoś ilustrowanego bohatera. Jeśli w danym momencie intensywniej myślę o urlopie w zimnej Norwegii, to dziwnym trafem kolorystyka ilustracji jest bardziej mroźna, a gdy w domu nie mam kwiatów, to sama je sobie rysuję na poprawę humoru i nawet czuję ich zapach. Praca ilustratora daje wolność w tworzeniu tego, czego się chce i otaczaniu się pięknymi rzeczami. Uwielbiam też pewnego rodzaju samowystarczalność, bo jak czegoś potrzebuję, to po prostu sobie to tworzę. Chcę obraz z pieskiem do przedpokoju - robię. Chcę nową tapetę na telefon - robię. A jak mój mąż będzie chciał ilustrowany portret ulubionego zespołu na koszulce, to też mu zrobię. I to uczucie jest naprawdę świetne, bo ogranicza mnie jedynie moja wyobraźnia.

Kiedy opowiedziałam koledze, że tworzy pani serię książek o Niuniusiu, zapytał, dlaczego bohaterem została akurat świnka, a nie inne zwierzątko. Więc dlaczego?

- Na to pytanie pani kolega niestety nie uzyska odpowiedzi ode mnie (uśmiech). To autorka książek wymyśliła, że Niuniuś ma być słodką, trzyletnią świnką, a ja starałam się zilustrować jej wyobrażenie najlepiej jak mogłam. Dziecięca ilustracja książkowa jest odpowiedzią na tekst, więc w większości przypadków takie szczegóły są już z góry ustalone i zawarte w fabule. Czasami ilustrator ma wolną rękę, jeśli chodzi o zaproponowanie graficznego świata, ale jednak zdecydowanie częściej dostaje gotowe elementy, z których musi zrobić coś ładnego. Ilustrator ma wpływ na to, w jakim stylu powstanie rysunek, w jakiej kolorystyce, w jakim klimacie. To on buduje kompozycje, napięcie czy ładunek emocjonalny. I nawet jeśli nie podejmuje decyzji o tym, czy ktoś ma być świnką, to jednak cała magia kreacji zależy od niego. Choć i tu zdarzają się wyjątki, bo bywa, że ilustrator jest jedynie narzędziem, a to zleceniodawca decyduje jak niebieskie ma być niebo albo że trawa ma być zieleńsza. Na szczęście ja nie jestem aż tak prowadzona za rękę i mogę działać swobodnie.

Szczecinianka zachwyca książkowymi ilustracjami czytelników w całym kraju
Ilustracje: Aleksandra Szwajda

Książki dla dzieci zawsze mają jakiś pierwiastek edukacyjny, jaki element edukacyjny można zawrzeć w książce o strachu?

- Domyślam się, że nawiązuje pani do mojej autorskiej książki „Piotruś Nieustraszony”. Tylko, że to nie jest książka o strachu, a o pokonywaniu go. Głównym jej celem jest pokazanie dziecku, że noc i kryjące się w niej strachy (dźwięki, cienie, światła) wcale nie muszą być powodem do lęku, a wręcz przeciwnie - mogą stać się pretekstem do świetnej zabawy i bliższej relacji z rodzicem. Wyodrębniłam w niej 10 najczęstszych strachów nocnych, do których powstały opisy: profesjonalne porady konsultowane z psychologiem dziecięcym dające rodzicom konkretne wskazówki jak oswoić dziecko z danym lękiem oraz teksty kierowane bezpośrednio do dzieci, w których to Piotruś Nieustraszony udowadnia, że nie ma się czego bać. Książka świeci w ciemności i ma do tego specjalną latarkę, która jest bardzo ważnym elementem całego procesu oswajania ze strachami. Ta książka to moje pierwsze „autorskie dziecko”, ponieważ nie robiłam tam tylko ilustracji, ale też pisałam tekst. Uwielbiam takie holistyczne projekty, gdzie sama decyduję o wszystkim. Ogromną przyjemność sprawia mi też podejmowanie tematów społecznych i stwarzanie rzeczy, które mogą służyć innym w słusznym celu. Taka powinna być też sztuka: poruszająca i edukacyjna. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że ta książka naprawdę pomaga, wspiera maluchy i daje mnóstwo radości. Jeśli ktoś jest ciekawy tej książki i chciałby ją zobaczyć (i kupić) na żywo, a nie tylko w internecie, to serdecznie zapraszam do Moniki i Konrada z Kamienicy w Lesie (moim zdaniem najlepszej kawiarnio-księgarni w Szczecinie). Monika Szymanik zawsze tak pięknie i z wielkim zaangażowaniem opowiada o Piotrusiu Nieustraszonym, jest dla niego jak mama chrzestna.

Napisała pani też książkę „Jak TO ugryźć”, która porusza kwestię edukacji seksualnej. Może teraz jest dobry czas, żeby trafiła do szerszego grona, szczególnie młodego?

- Trudno powiedzieć czy to dobry czas. Pamiętajmy, że żyjemy w Polsce, gdzie edukacja seksualna jest wielkim tematem tabu i raczej rozmawianie o tym jest postrzegane jako szerzenie zgorszenia i niecenzuralnych treści (o zgrozo!). Na przekór temu zrobiłam edukacyjną, ale przyjazną książkę dla młodzieży w ramach obrony swojej pracy magisterskiej. „Jak TO ugryźć” to zabawnie ilustrowane kompendium uzupełniające wiedzę z zakresu zajęć Wychowania do życia w rodzinie. Jako że w swoim poletku ilustracyjnym staram się podejmować tematy służące społeczeństwu, chciałam podziałać w tej materii i pomóc młodym ludziom zrozumieć ich seksualność oraz odpowiedzieć na pytania często pozostawiane bez odpowiedzi. Chciałam udowodnić, że materiały dydaktyczne wcale nie muszą być podane w typowej formie podręcznika, a mogą stanowić ciekawą formę graficzno-ilustracyjną, która zaciekawi młodego odbiorcę i zachęci go do zgłębienia lektury, nie będzie wywoływać u niego poczucia zażenowania oraz przede wszystkim przekaże mu fundamentalne informacje tak delikatnym temacie.
Książka zdobyła 3 nagrody: Nagrodę Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego „Najlepsze Dyplomy Artystyczne 2020”, nagrodę „Najlepsze dyplomy 2020” w ogólnopolskim konkursie organizowanym przez Font Nie Czcionka oraz wyróżnienie honorowe DESIGN32 Najlepsze dyplomy projektowe Akademii Sztuk Pięknych 2020, ale niestety do tej pory żadne wydawnictwo nie wyraziło chęci jej wydania. Chciałabym bardzo, żeby trafiła ona do szerszego grona, ale to trochę niezależne ode mnie, a ja sama nie mam jeszcze siły przebicia. Mogę dalej wysyłać ją do wydawnictw i czekać na lepsze czasy (uśmiech).

Była pani wykładowczynią na Akademii Sztuki w Szczecinie. Co daje praca z młodymi ludźmi wchodzącymi w zawód artystyczny?

- O rany, czy to ten moment, że powinnam poczuć się staro (śmiech)? Mam 28 lat i chyba jeszcze zaliczam się do grupy młodych ludzi (uśmiech) Co daje taka praca? – na pewno nie obniża jeszcze średniej wieku w znaczący sposób, ale na pewno daje mikro satysfakcję, że stwarza się takiemu człowiekowi solidną bazę do rozwijania swoich umiejętności. Fajny, empatyczny i zaangażowany wykładowca jest zawsze potrzebny studentowi do rozwinięcia skrzydeł. Kto wie, a może ja zapaliłam komuś iskrę do wyznaczenia sobie drogi zawodowej? – tak, jak to było w moim przypadku z pójściem w kierunku ilustracji.

A jakie są pani najbliższe plany zawodowe?

- Niezmiennie i nieustająco mam ambicje, żeby robić jeszcze więcej książek dla dzieci. Obcowanie z ilustracją jest tym, co chcę robić dzień w dzień i czerpać z tego tyle, ile się da. Mam też ogromne marzenie, żeby w końcu zrealizować i wydać wszystkie swoje autorskie pomysły, które są naprawdę dobre i powinny ujrzeć światło dzienne. Był czas, kiedy chciałam otworzyć swoje wydawnictwo, ale widzę jak ciężki jest to kawałek chleba chyba wolę jednak zostać przy robieniu książek od A do Z. Chciałabym też w końcu znaleźć przestrzeń na otworzenie sklepu internetowego ze swoimi plakatami, ale na razie hamuje mnie logistyka takiego przedsięwzięcia oraz fakt, że nie umiem pójść w media społecznościowe (co nie ukrywajmy, ale jest podstawą marketingu w dzisiejszych czasach). Jeśli chodzi o najbliższe plany zawodowe, to na horyzoncie są same ilustracje, z czego się ogromnie cieszę, bo mam ogromne pole do popisu oraz rozwoju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński