Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabili naszą Anię dla zabawy

Piotr Polechoński, 13 lipca 2004 r.
Zamordowana dziewczyna pochodziła z naszego regionu. Z okolic Rymania. - Ktoś naszą córeczkę brutalnie zamordował i wyrzucił jak psa z pociągu. Czy coś takiego można kiedykolwiek wybaczyć? Nie można! Nigdy! - rozpacza Jerzy Dybowski, ojciec bestialsko zamordowanej 21-letniej Ani.

W piątek późnym popołudniem na dworcu kolejowym w Toruniu policjanci zatrzymali jednego z podejrzanych, 23-letniego mężczyznę, a w sobotę nad ranem, w jednej z miejscowości w okolicach Torunia, jego o rok młodszego wspólnika.

Dożywocie to żadna kara

Mordercy poznali się na dworcu kolejowym. Podróż rozpoczęli - w dniu urodzin jednego z nich, 22-latka - z makabrycznym zamiarem "uczczenia" tego dnia zabiciem człowieka.

1 lipca Ania Dybowska pojechała zdawać egzaminy
na wyższą uczelnię do Warszawy. O 3 rano w Toruniu dosiedli się do niej dwaj mężczyźni w wieku 22 i 23 lat. Przedstawili się jako studenci i nawiązali rozmowę. Kiedy zorientowali się, że podróżuje sama, zasłonili okna, a potem zakneblowali, pobili i dusili swoją ofiarę.W końcu wyrzucili ją z jadącego pociągu.

- Niech to państwo wreszcie coś z zrobi z tymi zwierzętami w ludzkiej skórze! Dożywocie to dla nich żadna kara. Powinno się im odebrać życie w taki sam sposób, w jaki oni odebrali życie mojej córce - domaga się Jerzy Dybowski. - Wiem, że kara śmierci dziecka mi nie przywróci, ale tu chodzi też o sprawiedliwość i ochronę każdego życia, a nie tylko życia tych, którzy mordują. Moja Ania nie żyje, a oni teraz będą oglądać sobie telewizję w więzieniu - mówi ocierając łzy.
- To było zdolne, dobre dziecko. Nigdy nie brakowało jej ambicji i wiary we własne siły. Stroniła od dyskotek i zabawy, zawsze tylko ta nauka i nauka - ze łzami w oczach wspomina Bogusława Dybowska, matka dziewczyny.

Do końca życia będzie pamiętać chwilę, gdy Ania wsiadała do samochodu wraz z ojcem, który miał ją odwieźć do Rymania. Stamtąd busem miała dojechać do Kołobrzegu. - Nagle odwróciła się, krzyknęła: "Cześć, mamuś!" i cała roześmiana pomachała mi ręką na pożegnanie. I pomyśleć, że jeszcze tej nocy ktoś ją pobił, zakneblował i udusił. I za co? No proszę powiedzieć: za co?! - pyta.

Więcej w papierowym wydaniu "Głosu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński