Władze obu miast są bezsilne. Dopalacze nie są bowiem w Polsce zabronione.
- Dopóki nie zmienią się przepisy, to takie kuriozalne sytuacje będą miały miejsce - denerwuje się Robert Karelus z Urzędu Miasta Świnoujścia.
Zapowiada, że jeśli dopalacze nie znikną, to urzędnicy ogrodzą je lub przysłonią reklamami. To jedyne co można zrobić.
Zastępca burmistrza Międzyzdrojów dodaje, że będzie próbował porozmawiać z właścicielem działki, na której stoi namiot i przekonać go, żeby wymówił miejsce. Nie chciał powiedzieć kto nim jest.
- Powiem tylko tyle, że akurat tej osobie wyjątkowo nie przystoi udostępniać swój teren pod takie świństwo - stwierdził krótko.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy, że właścicielem działki jest pracownik służby zdrowia. Mateusz Flotyński zapowiedział też, że poinformuje sanepid i poprosi o kontrolę towaru, którym handluje się w namiocie.
Sprawa zaczęła się tydzień temu w Świnoujściu. Podczas stawiania rzeźb Magdaleny Abakanowicz namiot z dopalaczami zauważył zastępca prezydenta Ryszard Kowalski.
- A to co jest?! - spytał zdenerwowany.
Namiot był zamknięty. Urzędnicy natychmiast zaczęli sprawdzać. Okazało się, że właścicielem jest mężczyzna z Poznania. We wniosku o zgodę na handel napisał, że będzie sprzedawał pamiątki. Mało tego, postawił namiot nie w tym miejscu, na które dostał zgodę.
- Czekaliśmy ze strażą miejską przez cały dzień, ale nikt się nie pojawił - opowiada Robert Karelus. - W końcu przyszła jakaś dziewczyna. Powiedziała, że tylko sprzedaje.
Namiotem z dopalaczami oburzeni byli właściciele sąsiednich placów zabaw dla dzieci.
- Trzeba będzie pilnować wszystkie dzień i noc - mówiła nam pani pracująca przy dmuchanej zjeżdżalni. - Nie wiadomo, kto tu będzie przychodził i co robił. Naćpają się i wszystko nam poniszczą.
Początkowo chciano w asyście policji zwinąć namiot i zabrać do urzędu. Okazało się jednak, że prawo na to nie zezwala. Wysłano więc właścicielowi wypowiedzenie umowy.
- Problem w tym, że go nie odebrał i raczej trzeba liczyć się z tym, że tego nie zrobi - mówi Robert Karelus. - Ma umowę do końca lipca. Zadzwonił tylko do urzędu i zagroził, że jeśli dalej będziemy go szykanować (jak to określił), to poda miasto do sądu. Ale my się nie boimy. Niech podaje. Nie chcemy w naszym mieście takiego świństwa i tyle.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?