Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włamywacz - pechowiec

Mariusz Parkitny, 25 listopada 2005 r.
Na rok więzienia skazał kamieński sąd mieszkańca miejscowości pod Wolinem za niecodzienne włamanie do sklepu. Mężczyzna zasłynął tym, że na widok właściciela, który go przyłapał, chciał wezwać policję.

Chodzi o bezrobotnego 32-letniego Andrzeja T. z zawodu operatora ładowarki. Oskarżony był już wcześniej karany, ale do niedawna skutecznie unikał więzienia. W sierpniu br. wpadł na pomysł, aby włamać się do sklepu znajomego Czesława J.

- Kompletnie mnie zaskoczyło, gdy go zobaczyłem w sklepie. Kurtkę miał wypchaną paczkami papierosów. A przecież byliśmy znajomymi. Pomagaliśmy mu, gdy miał kłopoty - mówi Czesław J.

Była godz. 23, gdy T. sforsował boczne drzwi sklepu i wszedł do środka. Chwilę później przez otwarte drzwi wszedł właściciel lokalu.

- Wróciłem akurat z trasy. Poszedłem do sklepu, aby wziąć butelkę piwa. Zaskoczony zobaczyłem uchylone drzwi. Wszedłem - opowiada Czesław J.

Za ladą przykucnął oskarżony, licząc na to, że właściciel go nie zobaczy. Ale nie udało mu się. Między panami wywiązał się niecodzienny dialog.

- Co ty tu robisz - zapytał zdziwiony właściciel sklepu.

- To ja się ciebie pytam, co ty tu robisz tej porze. Wszedłem, bo drzwi były otwarte, ale nie powiem Ci kto wyłamał zamek - odpowiedział zagadnięty.

- A co masz w takim razie pod kurtką?

- Już nic - odpowiedział T. podnosząc kurtkę z której wysypało się dwadzieścia pięć paczek papierosów oraz olejek do opalania.

Oskarżony próbował uciekać ale Czesław J. zatrzymał go. Wtedy T. zagroził właścicielowi sklepu, że wezwie... policję.

Gdy wyszli ze sklepu, oskarżony jeszcze próbował ucieczki. Miał pecha, bo zahaczył się o tzw. elektrycznego pastucha. Na szczęście urządzenie nie było pod prądem. Upadek uniemożliwił jednak dalszą ucieczkę. Kilka minut później przyjechała policja, którą wezwał Czesław J.

T. przyznał się do winy. Opowiedział, jak przed włamaniem pił alkohol i jak wypytywał żonę właściciela sklepu, kiedy ten wróci do domu.

- Do sklepu wszedłem z głupoty po papierosy i wódę. Ale nie zdążyłem tego zabrać, bo Czesiek wszedł - wyjaśniał podczas przesłuchania.

Próbował też przekonać sąd, aby go nie aresztował.

- Po dwóch dniach spędzonych na policji mam dość - argumentował.

Sąd jednak nie dał się przekonać. Aresztował włamywacza-pechowca, a potem skazał go na rok więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński