Spokojną do tej pory wioską pod Goleniowem w poniedziałek wstrząsnęła wiadomość o dramacie, jaki rozegrał się w jednym z domów. Rodzeństwo z Bolechowa zaczadziło się od pieca, który kilka dni wcześniej zamontowali rodzice w pokoju dzieci. Wtedy nikt z rodziny nie przypuszczał, że dojdzie do tragedii.
- Gdyby człowiek mógł przewidzieć, że ten piec sprowadzi na nas taki dramat. Przecież wszystko działało dobrze, cieszyliśmy się, że dzieci mają ciepło w swoich pokoikach, które niedawno wygospodarowaliśmy z przyległych pomieszczeń gospodarczych - tłumaczą rodzice Patrycji i Kamila.
Babcia rodzeństwa, która mieszka z rodziną w jednym domu, mówi, że nie spodziewała się, że życie tak doświadczy ich rodzinę.
- Tak kochałam moich wnusiów, mieszkałam z nimi, codziennie widziałam i cieszyłam się każdym dniem, każdym ich sukcesem, dorastaniem i uśmiechem, którego tyle wnosili w ten dom. Jak teraz żyć, kiedy każdy przedmiot przypomina nam ich obecność?
Ludzie nie chcą wierzyć
Informacja o tragedii, która wstrząsnęła wsią, rozeszła się momentalnie po Bolechowie. Dwie godziny po zdarzeniu wszyscy głośno współczuli rodzinie pani Jadwigi i Janusza.
- Kiedy przez miejscowość przejeżdża pogotowie, od razu wiemy, że coś złego wydarzyło się komuś z nas. Tak też było poniedziałkowego poranka - wspomina Józefa Andruszewska. - Większość z nas dowiedziała się o tragedii przy samochodzie z chlebem, bo w wiosce nie mamy sklepu i wszyscy rano spotykamy się przy aucie dowożącym pieczywo. Wielu z nas najpierw nie chciało wierzyć, a potem większość płakała. To straszne, że nie spotkamy już na ulicy roześmianej buzi Patrycji i Kamila. Ja też się spłakałam.
Żal nam rodziców, bo to taka porządna i przyzwoita rodzina. Oni tak kochali te swoje pociechy i nagle jednego dnia stracili dwoje. Tragedia. Dawno w naszej wiosce nie zdarzyło się nic tak szokującego. Ja mieszkam tu od lat i nie pamiętam podobnego dramatu. I Boże uchowaj nas, żeby ich więcej nie było.
- Mnie też to się w głowie nie mieści, że w jednej chwili takie dwa aniołki odeszły od nas. Wszyscy przeżywamy ten dramat razem. Rodzice odchodzą od zmysłów z żalu i rozpaczy, a my łączymy się z nimi w bólu - powiedziała "Głosowi" Maria Olejnik.
Puste miejsce w ławce
Patrycja chodziła do szóstej klasy, a Kamil do piątej. Oboje dojeżdżali do szkoły w Goleniowie. - Do tej samej szkoły chodziła kiedyś ich mama Jadwiga - wspomina Krystyna Klimecka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Goleniowie. - Pamiętam ją jako dobrą uczennicę i takie same były jej dzieci. Grzeczne i dopilnowane przez rodziców, a to najważniejsze. Trudno nam dziś pogodzić się z tą nieoczekiwaną i nagłą śmiercią Patrycji i Kamila.
O Patrycji nauczyciele mówili "przylepa". - Bo zawsze przychodziła i opowiadała o swoich przeżyciach, radościach, o tym, co robiła na lekcjach i po. Zawsze przybiegała roześmiana, z rudymi kucykami i tymi uroczymi piegami na nosku. Wszędzie jej było pełno. Była taka roześmiana, otwarta i lubiana w klasie, dlatego nazywaliśmy ją "przylepą". Trudno prowadzić lekcje, kiedy patrzę na puste miejsce w ławce - opowiada Agnieszka Kwiecień, wychowawczyni Patrycji.
- Kamil też był taki żywy, szybko dostosował się, kiedy trafił do naszej klasy i od razu dał się lubić - dodaje Anna Jachimowicz, wychowawczyni Kamila.
Widzieli się ostatni raz
W piątek w podstawówce, gdzie uczyło się rodzeństwo, wyprawiano Andrzejki. Uczniowie po lekcjach spotkali się z sobą na szkolnej zabawie.
- Patrycja i Kamil też byli - opowiada Wojtek Bielawski, kolega z klasy Patrycji. - Pamiętam, że Patrycja tak fajnie się bawiła. Widzę w myślach, jak tańczy na andrzejkowej dyskotece. Nikt z nas nie pomyślał, że widzimy się ostatni raz.
- Potem był weekend i mieliśmy się spotkać w szkole po niedzieli. Ale w poniedziałek rano pani przyszła na lekcje z tą informacją, że nie zobaczymy już Patrycji i Kamila - dodaje Patryk Jancelewicz. - Tak dziwnie się robi, kiedy spoglądam na puste krzesło Patrycji.
W pamięci rówieśników Patrycja zapisała się jako wyjątkowo koleżeńska osoba. W klasie była prawdziwą gospodynią.
- Zawsze biegała z gąbkami, ścierała tablicę, nawet jak nie miała dyżuru - wspomina Paweł Pytlak. - Grzeczna, uczynna, pomagała każdemu w lekcjach i ciągle się uśmiechała, dlatego wszyscy ją lubili. Kamila też lubiliśmy. Wiadomo, to był chłopak, więc często wspólnie chodziliśmy kopać piłkę i czasem razem rozrabialiśmy.
Teraz po Patrycji i Kamilu najbliższym pozostały wspomnienia i wspólne fotografie. - A co zrobić z bólem, żalem i rozpaczą? - zadaje sobie pytanie pani Celina, babcia rodzeństwa. - Czas nie goi takich ran. Nie wszystko w życiu można zapomnieć. Skąd wziąć siłę, żeby dalej żyć?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?