Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weroniki już tu nie ma

Emilia Chanczewska, 21 kwietnia 2006 r.
Monika nie może pogodzić się z tym, że jej kuzynka, matka małej Weroniki, zeznała na komendzie, że to pod jej opieką zostawiła dziecko. Opiekowała się nią, ale dwa dni wcześniej. Pokazuje kapcie i ciuszki małej, które jeszcze u niej zostały.
Monika nie może pogodzić się z tym, że jej kuzynka, matka małej Weroniki, zeznała na komendzie, że to pod jej opieką zostawiła dziecko. Opiekowała się nią, ale dwa dni wcześniej. Pokazuje kapcie i ciuszki małej, które jeszcze u niej zostały. Emilia Chanczewska
Pięć lat więzienia. Tyle maksymalnie grozi 26-letniej kobiecie, której 2-letnie dziecko utopiło się w nocy z niedzieli na poniedziałek w małej, brudnej sadzawce.

W wielkanocny poniedziałek nad ranem Iwona F. trafiła na komendę. Na drugi dzień rano została zwolniona. Ma policyjny dozór, musi teraz regularnie odwiedzać policję. Wcześniej usłyszała zarzut: narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia osoby, którą miała obowiązek się opiekować plus nieumyślne spowodowanie śmierci. Kodeks karny przewiduje za to od 3 miesięcy aż do 5 lat pozbawienia wolności. Na początku śledztwa mówiło się o zarzucie pozostawienia małego dziecka bez opieki, w wyniku czego nastąpiła jego śmierć, za co grozi do 8 lat.

- Na początku braliśmy pod uwagę ewentualność porzucenia dziecka, ale to musiałoby być umyślne działanie, trzeba by udowodnić, że matka miała zamiar zostawić dziecko - mówi Adam Szurek, prokurator rejonowy w Stargardzie. - Trudno uznać, że ona to dziecko porzuciła. Dość często oskarżamy o narażanie na niebezpieczeństwo utraty życia, nie pamiętam natomiast, by w ostatnich latach stawiany był zarzut porzucenia małego dziecka czego następstwem była jego śmierć.

Chciała się powiesić

Iwona F. jest w kiepskim stanie psychicznym. Jak dotąd nie zajął się nią żaden psycholog czy psychiatra. Zaraz po znalezieniu martwej córeczki ogarnęły ją myśli samobójcze, chciała się powiesić. Gdy wyszła z komendy, nie wróciła na Główną w Kluczewie. Znaleźliśmy ją u rodziny, ale nie chciała rozmawiać. W ogóle się nie odzywa, po urzędach chodzi ze szwagrem, który za nią wszystko załatwia. Nie może przeżyć, że nie wydają jej ciałka córeczki, że nie może jej pochować. W przypadkach tak tragicznej śmierci przeprowadzana jest sekcja zwłok, której wyniki będę znane dopiero za 2 tygodnie. Badanie ma wyjaśnić, ile czasu dziecko leżało w wodzie, zanim - w środku nocy - matka zaalarmowana przez siostrę zorientowała się, że nie ma go w domu.

Słabo chodziła

Weronika na początku roku skończyła 2 latka.

- Ona jeszcze bardzo słabo chodziła, mało mówiła, nie umiała robić na nocnik - opowiada Ewa, kuzynka Iwony. - Matka cały czas zostawiała ją po sąsiadach. Dawała 10 zł za nockę, ale pampersów czy jedzenia to już dla dziecka nie dała. W sumie w porządku dziewczyna, tylko że piła.

- Na pewno będę ją odwiedzać, jaby poszła siedzieć - deklaruje Jola, sąsiadka z Głównej. - To dobra dziewczyna, nie miała tu z nikim konfliktów. Jak jechała do Stargardu na dyskotekę, to zawsze pod opieką zostawiała małą.

Iwona miała w życiu pod górę. Wychowywała się w domu dziecka. Ma aż trzy siostry i jednego brata, ale ze wszystkimi wspólną tylko matkę. Sama wychowywała dziecko. Nie chciała ujawniać, kto jest ojcem Weroniki, choć ludzie wiedzą, że w tym czasie spotykała się z młodszym od siebie Pawłem ze Stargardu.

Ostatnio żyła z Robertem z Witkowa. Chciał się żenić, adoptować małą. Jednak Iwona wybrała wolność. Przynajmniej tak się jej wydawało. Żyła na Głównej, gdzie ludzie pozbawieni są podstawowych wygód. Nie miała pieniędzy.

- Pożyczała, ciekawe skąd teraz odda? - ze złością mówi Ewa, kuzynka Iwony. - Ma też niezapłacone kolegia za picie na ławce. A jak mogła skorzystać z pomocy opieki społecznej, to nawet jej się nie chciało tam iść.

Jak ona mogła?!

Strasznie rozgoryczona jest w dalszym ciągu także siostra Ewy, Monika.

- Jak ona mogła powiedzieć, że to ja się zajmowałam małą?! - powtarza tak od poniedziałku. - Opiekowałam się nią, ale nie tego dnia. Tylko jak wracałam z ryb, tak koło 14-15, widziałam jak mała stoi koło rzeki, odgoniłam ją stamtąd. Wtedy widziałam ją ostatni raz.

Na Głównej szybko wyrabia się opinie.

- To było po prostu zaniedbanie - mówi Waldek, sąsiad. - Nie dopilnowała dziecka - prosta sprawa. Tak się stało, trudno.

Za chwilę jednak, na wspomnienie Weroniki, mięknie mu serce.

- To była taka piękna dziewczynka... - mówi z płaczem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński