Prezenty, które podarowaliśmy dzieciom, mogą być niebezpieczne.
Kilkuletnia córeczka Wiesława Pucka ze Szczecina to mały inżynier. Lubi rozkładać lalki na części. Ojciec dobrze zna upodobania córki. Nie kupuje zbyt małych zabawek i nie obawia się, że dziecko połknie jakąś odkręconą część. Nie wszyscy rodzice potrafią być tak przewidujący. Często dopiero po fakcie zgłaszają Państwowej Inspekcji Handlowej, że dziecko skaleczyło sobie rączkę ostrym jak żyletka brzegiem klocka.
PIH zna też przypadki, gdy mięciutki pluszak miał oczy przypięte na gwoździe lub szpilki. Zdarzało się, że wystawały z niego druty.
Państwową Inspekcję Handlową zainteresowało swego czasu żelowe jojo. Dziecko mogło je sobie nałożyć na szyję, bo materiał się rozciągał. Problem w tym, że równie szybko się kurczył.
- To działało jak broń agenta Jamesa Bonda. Dziecko mogło się udusić - mówi Wiesław Pucek.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?