Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Gielo: Chcę spełnić swoje marzenia o NBA

Przemysław Sierakowski
Tomasz Gielo wciąż wierzy w dostanie się do NBA.
Tomasz Gielo wciąż wierzy w dostanie się do NBA.
Rozmowa z Tomaszem Gielą, szczecinianinem, byłem koszykarzem AZS Szczecin, obecnie graczem Liberty Flames

- To twój trzeci rok w Stanach Zjednoczonych. Czy w USA czujesz się już jak w domu?

- W tym roku zdecydowanie czuję się najpewniej. Znam cały kampus. Mam bardzo dobry kontakt z trenerami oraz zawodnikami. Wydaje mi się, że okres aklimatyzacji się już zakończył. Trener ufa mi o wiele bardziej, niż w latach poprzednich. Wydaje mi się, że koszykarsko też jestem lepszym zawodnikiem, niż kilka sezonów temu. Ten pobyt zaczyna przynosić efekty, stałem się silniejszy i szybszy.

- Twoją pewność odzwierciedlają też statystyki, które znacząco poprawiłeś. Jednak twój zespół, Liberty Flames, nie ma w chwili obecnej najlepszego okresu.

- Zgadza się. Mamy do dyspozycji praktycznie wszystkich zawodników, którzy zapewnili nam zwycięstwo w zeszłorocznym turnieju konferencji. Odszedł tylko jeden gracz. Mamy doświadczoną kadrę. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego tak się dzieje, że przegrywamy. Gramy w kratkę, ale wydaje mi się, że ciężko pracujemy na treningach i powinno być lepiej. Nasz trener cały czas powtarza, że jedyny sposób na przegranie tego sezonu, to poddanie się już na starcie.

- Wymagające treningi, to chyba synonim twojego pobytu w USA. Sezon temu do sieci wyciekł film, który przedstawiał wasz obóz przygotowawczy. Łagodnie mówiąc była to harówka. Czy w tym roku było podobnie?

- Co roku, przez tydzień, przechodzimy przez taki obóz. Nie da się dobrze do tego przygotować. To taki test tego, ile jesteś w stanie wytrzymać oraz tego, jak z wysiłkiem radzi sobie twoja psychika. Wstawaliśmy przed piątą rano, by iść na salę lub iść biegać i się zajechać tylko po to, by po południu wrócić na kolejną rundę treningu. To bardzo duże obciążenie psychiczne. Jednak te przygotowania mają ważny cel. Jeśli, jako drużyna przejdziemy przez taki obóz, to w trakcie sezonu nie ma takiego momentu, który mógłby nas złamać.

- Powiedz szczerze, czy to prawda, że koszykarze w Stanach Zjednoczonych, już w czasie pobytu na uczelni, są traktowani, jako gwiazdy?

- Gwiazdy to za duże słowo. Na pewno jesteśmy rozpoznawalni na terenie kampusu, ale i w mieście. Czasami ludzie w restauracji podchodzą do nas i gratulują dobrej postawy w meczu.

- Czyli czasem zdarzy się darmowy obiad?

- (śmiech) Takich luksusów, nie mamy. Ta rozpoznawalność to na pewno miłe uczucie i spore wynagrodzenie za te hektolitry potu oraz łez wylanych na treningach. To takie fajne przygotowanie do profesjonalnej koszykówki. Jednak nie wolno do końca być zapatrzonym w to, co ludzie o tobie mówią. Trzeba pracować z całych sił, by z każdym kolejnym dniem być lepszym.

- Twoje ostatnie zdobycze statystyczne uległy poprawie. To skłoniło mnie do przemyśleń na temat, tego, jaki typ zawodnika ma większe szanse na grę w NBA. Twoim zdaniem więcej uwagi przyciągnie gracz, który fantastycznie spisuje się indywidualnie, a może lepiej grać zespołowo?

- NBA to zbiór najlepszych zawodników na świecie. Wydaje mi się, że jeżeli nie jesteś w stanie udowodnić, że należysz do tego grona, to nie masz szans na dostanie się do tej ligi. Jednocześnie nie wydaje mi się, że zawodnik, który cały czas będzie grał tylko dla siebie zajdzie tak daleko, jak ten, który będzie z wszystkich sił poświęcał się dla drużyny i jednocześnie będzie kluczowym graczem tego zespołu. Trzeba znaleźć ten złoty środek.

- W minione wakacje spędziłeś bardzo dużo czasu z najlepszymi zawodnikami w Polsce, bo takim okresem było zgrupowanie seniorskiej kadry narodowej. Czujesz, że dużo nauczyłeś się przez ten czas?

- Oczywiście. Ciężko trenowaliśmy. Można powiedzieć, że to był najciężej przepracowany okres wakacyjny, jaki miałem w życiu. Na początku efekty nie były widoczne, ale teraz po czasie mogę stwierdzić, że naprawdę wiele mi to dało.

- Nie żałujesz, że te wakacje spędziłeś tylko koszykarsko?

- Na pewno jest to nieco smutne. Można powiedzieć, że się trochę do tego przyzwyczaiłem. To mój trzeci rok w USA, ale czwarty poza domem, bo liceum kończyłem w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie. Tęsknie za rodzicami, ale oni zdają sobie sprawę, że mam marzenia i chce je spełniać. To, że jestem poza domem mocno mi w tym pomaga. Z całym szacunkiem, ale gdybym został w Szczecinie, to nie wiem, czy miałbym taką samą szansę na pokazanie się.

- Kilka dni temu zmienił się selekcjoner kadry narodowej. Nie boisz się, że może to jakoś wpłynąć na twoją karierę reprezentacyjną? Poprzedni szkoleniowiec Dirk Bauermann twierdził, że widzi w swojej kadrze miejsce dla młodych graczy.

- Gdy trener Bauermann żegnał się ze mną na ostatnim zgrupowaniu powiedział mi, że mój powrót do domu powinien być dodatkową motywacją, żebym w kolejnych latach przyjeżdżał na kadrę silniejszy. Już wiem, co mnie czeka. Nowy selekcjoner na pewno może liczyć na moją osobę, na pewno stawię się na zgrupowaniu jeśli otrzymam powołanie. Gra z orzełkiem na piersi to coś niesamowitego.

- Jest szansa na to, by zawodnik drużyny akademickiej już na początku swojej przygody z koszykówką w USA dostał propozycję gry jako zawodowiec?

- Wygląda to bardziej tak, że zgłaszają się do ciebie agenci i mówią, że nie musisz kończyć uczelni, bo i tak chcesz zostać zawodowcem. Do mnie kilku agentów też się zgłosiło. Pytali, czy planuję skończyć studia, czy może szukam gry jako zawodowiec. Pojawiło się kilka ofert z Europy, ale mnie to nie interesuję w tej chwili. Chcę skończyć studia. Tutaj mam bardzo dobre warunki do rozwoju. Całodobowy dostęp do hali i do siłowni, trenerzy są zawsze dostępni, oni zawsze pomagają. Jak skończę studia, to moim kolejnym celem będzie zostanie zawodowcem.

- W formie żartu spytam tylko, czy może nie pojawiły się jakieś propozycje ze Szczecina?

- (śmiech) Ofert co prawda nie było, ale zawsze jak przyjeżdżam, to udawało mi się potrenować z dawnym AZS Radex lub z Wilkami Morskimi. Jestem w kontakcie z trenerem Żukowskim i trenerem Majcherkiem, bo trenowałem pod ich okiem w wieku juniora. Podejrzewam, że gdybym bardzo chciał, to w Szczecinie mógłbym wylądować. Na tym etapie jednak chciałbym pozwiedzać świat, a do Szczecina wrócić na zakończenie kariery.

- Czujesz jak szczecińscy kibice wspierają cię w walce o spełnienie marzeń?

- Na pewno jest to coś bardzo miłego. To bardzo pomaga, szczególnie, kiedy się jest poza domem. Jestem za nie bardzo wdzięczny. To dodatkowa motywacja. Nie pozwala mi to spocząć na laurach.

- Wszyscy szczecinianie pamiętają twoje występy w AZS Radex. Nie byłeś wtedy typem atlety. Pobyt w stanach zmienił to o 180 stopni. Mocno przybrałeś na masie mięśniowej. Amerykanie mocno stawiają na ten atletyzm?

- Już na początku mojej przygody w Liberty trenerzy mówili mnie, że czeka mnie dużo pracy na siłowni. Nie patrzyłem na to, jako na coś złego. Widziałem, jak wyglądają pozostali zawodnicy i chciałem do tego poziomu dążyć. Czuję się zdecydowanie silniejszy. Zachowałem wszystkie moje atuty, a jednocześnie dodałem do tego siłę. Cały czas się rozwijam.

- Sportowcy dzielą się na dwie grupy. Tę która umie rozmawiać z mediami oraz tę, która tego nie potrafi. Zdecydowanie należysz do tej pierwszej. Z czego to wynika?

- Nie mam specjalnych kursów. Jedyne, co sugeruje nam uczelnia, to spis rzeczy, o których powinniśmy i nie powinniśmy pisać na portalach społecznościowych typu Facebook, czy Twitter. Staram się cały czas być pozytywny, lubię sobie pożartować. Myślę, że te relacje z mediami wynikają z mojego charakteru, to naturalna dla mnie rzecz. Staram się z każdym reporterem radzić sobie, jak umiem najlepiej.

- Często jesteś zaczepiany przez amerykańskich dziennikarzy?

- Mamy taką redakcję, która zajmuje się sportem na naszej uczelni. Praktycznie po każdym meczu proszą mnie o komentarz. Czasem też zapraszają mnie na konferencję prasową. Wydaje mi się, że wokół mojej osoby zaczęło się robić trochę szumu. Nie zmienia to jednak mnie w żadnym stopniu, to tylko miły dodatek.

- Kadra Liberty Flames to nie tylko Tomasz Gielo. Powiedz, czy koledzy z zespołu doceniają to, że już zadebiutowałeś w seniorskiej kadrze swojego kraju?

- Na pewno moi koledzy patrzą na to jako wyróżnienie dla mnie. Jednocześnie są bardzo ciekawi, jak działają profesjonalne kluby w Polsce, czy też Europie. Każdy z nich chciałby zawodowo być związany z koszykówką. Jest ciekawość z ich strony, a ja staram się odpowiadać na wszystkie ich wątpliwości.

- Pytanie, którego chyba powoli masz już dość. Tomasz Gielo zagra w NBA, czy może odpuszcza - to drugie chyba nie leży w jego stylu?

- Dokładnie tak. Na pewno nie odpuszczam. Jestem na trzecim roku studiów, zostaje mi jeszcze jeden. Większą szansę mam zostając na uczelni. Bo w tym ostatnim sezonie będą miał mniej zajęć akademickich i więcej czasu będę mógł poświęcić koszykówce. Trener też wie, że w tym czwartym roku będę chciał się pokazać i na pewno mi to umożliwi i mocno mi w tym pomoże. To moje olbrzymie marzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński