Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Armada po raz kolejny przygotuje stroje dla Teatru Współczesnego w Szczecinie

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
fot. Karolina Babińska, opracowanie graficzne: Ola Zielińska
“Beckomberga”, dramat Sary Stridsberg uznany za jedną z najlepszych powieści tego roku, pojawi się na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie już 12 grudnia. Widzowie będą mieli szansę "wejść" na korytarze opustoszałego szpitala psychiatrycznego nieopodal Sztokholmu i razem z jego pacjentami odbyć podróż w przeszłość. Na chwilę przed premierą rozmawiamy z Tomaszem Armadą, odpowiedzialnym za kostiumy do spektaklu.

Kostiumograf musi być bardziej artystą czy psychologiem, żeby otrzymać pożądany efekt na scenie? A może wystarczy po prostu być dobrym rzemieślnikiem?

- W swojej praktyce kostiumograficznej czuję się przede wszystkim artystą wizualnym, którego medium to ubiór, tkanina artystyczna, charakteryzacja. Moje realizacje zazwyczaj powstają w ścisłej współpracy i rozmowie z reżyserami, staram się sprostać ich oczekiwaniom i myśleć ich teatrem, dostosowywać swój język wizualny do ich założeń.

Sara Stridsberg w dramacie “Beckomberga” wyprowadza odbiorcę ze strefy komfortu i zabiera go do szpitala psychiatrycznego, czyli świata na co dzień niewidzialnego dla "zwykłych" ludzi. W jaki sposób odpowiedziałeś na to kostiumem? Pogłębiając dyskomfort czy przeciwnie, łagodząc go?

- W naszym przedstawieniu próbujemy oswoić ten temat, nie stawiamy się ponad pacjentami szpitala psychiatrycznego. Chcemy odnaleźć w naszych postaciach piękno. To piękno jest trudniejsze, ale pozostajemy w strefie komfortu, wręcz domowej. Łagodzimy. Nasze postacie tworzą oniryczny świat, który jest uszyty z lekko znoszonych, ale przytulnych ciepłych, miękkich elementów, pidżam, dresów po domu, ciepłych koców, pościeli, ale też materiałów futerkowych, baranków, dzianin frotte. Wszystko w bardzo barwnej, lecz stonowanej gamie.

Które wątki dramatu były dla Ciebie tymi kluczowymi przy projektowaniu?

- W projektowaniu kostiumu staram się czytać dramaty całościowo, polegając na swojej wrażliwości, pierwszych skojarzeniach i intuicjach.

Od czego zacząłeś? Skąd pochodzą materiały? Czy szycie/tworzenie również wziąłeś na siebie? Czy może są to kostiumy z gotowych elementów?

- Przy projektowaniu kostiumów kluczowe są dla mnie pierwsze próby. Zawsze zaczynam od wsłuchiwania się w grę aktorów, obserwuję ich, rysuje sobie ich podobizny, czasem karykatury, aby jak najszybciej z nimi się oswoić i napatrzeć się na nich, by wyobrazić sobie ich w kostiumie. W pierwszej możliwej chwili udaje się także do magazynów w danym teatrze. Beckomberga to pierwsze przedstawienie, w którym w takiej ilości korzystam z kostiumów, które swoje już nagrały. Do tej pory zazwyczaj moje prace były bardzo autorskie, krawieckie i szyte według projektów od podstaw lub wykorzystujące materiały z odzysku, ale nie będącymi wcześniej kostiumami. Tutaj postawiłem na rzeczy zastane. W nich próbowałem znaleźć nasze postacie i świat. Jednak niełatwo będzie je rozpoznać, ponieważ zostały poddane dekonstrukcji, nicowaniu, przeszywaniu i przerabianiu na wiele różnych sposobów.

“Beckomberga” jest osadzona we współczesności, choć wędrówka bohaterów w przeszłość spotyka się tu z nieco oniryczną atmosferą. Jakie znaczenie mają czas i przestrzeń przy projektowaniu? Stwarzają szanse czy je ograniczają?

- Dla mnie zawsze bardzo inspirujący jest czas, przestrzeń w projektowaniu. Bardzo często inspiruję się formami historycznymi lub ludowymi, mieszając je z impresjami na temat współczesnych i miejscowych form. Myślę, że mój styl jest skrajnie eklektyczny.

A jak było w przypadku “Kaspara Hausera”? To historia umiejscowiona w XIX wieku, ale uniwersalna czasowo.

- Przy projekcie “Kaspar Hauser” bardzo długi czas poświęciłem na analizowanie historycznych form z tego okresu. Musiałem się nauczyć tego języka i najpierw bardzo dużo ćwiczyłem przerysowując formy z albumów i rycin z epoki. Musiałem przefiltrować przez siebie i swój sposób projektowania ubiory, detale, formy okryć wierzchnich, bielizny szczególnie męskiej. Ważne też było dla mnie kreowanie sylwetki - to w jaki sposób osoby pozowały, ustawiały się do rycin, siedziały, próbowałem wyobrazić sobie ich w ruchu. Chciałem przedstawić społeczeństwo Norymbergii jako bohatera zbiorowego, ograniczając się jedynie do szarości, w której odnalazłem ponad setkę różnych odcieni, a wręcz barw. Odrzuciłem bogactwo wykończeń i pasmanterii tamtych czasów, na rzecz działania jedynie formą - w miejsce koronek i innych dekoracji znalazły się jedynie drapowania tkaniny: falbany, zakładki, szczypanki. Spodnia warstwa kostiumów została uszyta według wzorów bielizny męskiej tamtego czasu. Ówczesna moda stała się sposobem unifikacji bohaterów. Uszyte ze współczesnych tkanin stwarzają wrażenie małomiasteczkowej lub korporacyjnej odzieży zamkniętej grupy społecznej, dziwacznie futurystycznej lub poza czasem, która lubuje się w przemocy.

Ten projekt był też Twoją kolejną współpracą z Siksą. Czy dyskutowałeś z nią o formułę projektu?

- Zespół Siksa to chyba jedyne osoby, które mogę nazwać przyjaciółmi. Nasze twórczości bardzo mocno się przenikają, przez wzgląd na to, że dzielimy się doświadczeniami i pomysłami. Także w Kasparze byliśmy dla siebie wsparciem, wiele czasu poświęciliśmy na wspólne rozmowy. Zazwyczaj najwięcej rozmawiam na temat kostiumów z reżyserami, ponieważ oni mają największy wpływ na świat przedstawiony. W dotychczasowych projektach nie podejmowałem zbyt wielu rozmów z aktorami, uprzedzałem ich w co zamierzam ich ubrać, lub jak chce utrudnić im grę, ale staram się słuchać ich sugestii.

Współpraca z teatrami może być inspiracją przy pracy nad autorskimi kolekcjami? Czy nie mieszasz tych dwóch sfer?

- Te sfery się przenikają. Nie pracuję w teatrze zbyt długo, ale bardzo intensywnie. Od 2019 roku zrobiłem kilkanaście przedstawień w całej Polsce z Martyną Konieczny. Teraz moją asystentką jest Julia Kremplewska. Na początku bardzo dużo czerpałem ze swoich autorskich kolekcji i do nich uciekałem w każdej możliwej chwili. Odkąd zacząłem pracować z Anną Augustynowicz mam wrażenie, że podchodzę z większą świadomością do projektów teatralnych. Jej metoda i sposób pracy w teatrze były dla mnie bardzo inspirujące. Sprawiły, że na nowo zakochałem się w teatrze. Moja autorska kolekcja-wystawa Równorodność, w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie, którą zaprojektowałem po naszej pierwszej współpracy była o wiele bardziej teatralna, scenograficzna niż poprzednie moje autorskie realizacje.

Tomasz Armada, dyrektor kreatywny oraz członek zarządu Domu Mody Limanka. Zajmuje się rysunkiem, drukiem, projektowaniem ubiorów unikatowych, eksperymentami z modą. Współpracuje z artystami, muzykami oraz teatrami.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński