Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świnoujście w łapach bandytów

Hanka Lachowska, 5 sierpnia 2004 r.
W połowie czerwca banda osiłków wpadła do jednego ze świnoujskich hoteli. W holu wybuchła bitwa. Bandyci szybko obezwładnili ochronę. Uwięzili około 200 osób. Policja odbiła hotel. Podczas śledztwa ustalono, że napastnicy byli ochroniarzami. Wynajął ich poprzedni dzierżawca hotelu, który nie pogodził się ze sprzedażą budynku. Ochroniarzom zlecił przejęcie hotelu. Do dziś drzwi budynku pilnują strażnicy wynajęci przez nowego właściciela.
W połowie czerwca banda osiłków wpadła do jednego ze świnoujskich hoteli. W holu wybuchła bitwa. Bandyci szybko obezwładnili ochronę. Uwięzili około 200 osób. Policja odbiła hotel. Podczas śledztwa ustalono, że napastnicy byli ochroniarzami. Wynajął ich poprzedni dzierżawca hotelu, który nie pogodził się ze sprzedażą budynku. Ochroniarzom zlecił przejęcie hotelu. Do dziś drzwi budynku pilnują strażnicy wynajęci przez nowego właściciela.
Grupa napastników skatowała czterech policjantów. Dość tego! To kolejny bandycki atak w nadmorskim mieście.

Policjanci od czterech godzin byli po służbie. Mieli cywilne ubrania. Kolejny dyżur powinni rozpocząć dopiero w środę, późnym wieczorem. Chcieli odpocząć. Nocą z wtorku na środę wybrali się na plażę.

- Mieliśmy wolny czas, spotkaliśmy się z dwoma kolegami - opowiada policjant Marek Z. z Gryfina.

Dochodziła godzina 2. Policjanci nie mieli służbowej broni. Z plaży wracali drogą przy dużym kompleksie gastronomicznym "Gryf". Było ciemno. Nagle, jak spod ziemi, wyrosła przed nimi spora grupa mężczyzn. Jej przywódcy zachowywali się agresywnie, ubliżali spacerującym. W rękach mieli tzw. tulipany - nadtłuczone butelki.

- Nie chcieli pieniędzy czy telefonów komórkowych - opowiada Marek Z. - Wyraźnie szukali zaczepki.

Funkcjonariusze próbowali uniknąć rozróby. - Jesteśmy policjantami - powiedział jeden z nich.
- To podziałało jak płachta na byka - mówi Marek Z. - Nie mieliśmy szans na obronę.

Policjanci uszli zaledwie kilka kroków. Wtedy na plecach poczuli ciosy. Napastnicy bili i kopali. Próbowali pokaleczyć policjantów ostrymi tulipanami. Jeden z funkcjonariuszy stracił przytomność. Drugiemu udało się zadzwonić do dyżurnego komendy. Przyjechały radiowozy. To uratowało katowanych.

Więcej w papierowym wydaniu "Głosu"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński