Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy całą dobę ratują zwierzęta. Jednego psa nawet przygarnęli

(af)
Internauta Gniewomir
Gaszą pożary, zabezpieczają miejsca wypadków, wypompowują wodę z piwnic, kiedy leje. Wśród wielu zadań, jakie na co dzień wykonują strażacy jest także pomoc zwierzętom. Nigdy nie ignorują takich zgłoszeń, tym razem też przyjechali.

Wtorek, ok. godz. 17, Zakole. Dyżurny miejski odbiera telefon. Zatroskany głos prosi o pomoc dla uwięzionego na drzewie kotka. Podobno siedzi tam już trzeci dzień, nie je, nie pije, bo nie może zejść.

Na miejsce został wysłany zastęp straży pożarnej z jednostki przy ul. Klonowica. W wozie przyjechało pięciu strażaków. Świadkiem zdarzenia był nasz Internauta, który przesłał zdjęcia na adres [email protected].

- Okazało się, że zwierzak jest osiem metrów nad ziemią. Strażacy uruchomili 10 metrową drabinę. Kiedy jeden z ratowników próbował sięgnąć kota, ten zrobił unik i zeskoczył z drzewa - śmieje się - mówi Mirosław Siewierski, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie. Mieli pecha, ale na szczęście nic mu się nie stało, uciekł.

Wszystko wskazuje na to, że kot nie był tam uwięziony. Zadaniem strażaków było jednak przyjąć zgłoszenie, które zabrzmiało bardzo poważnie.

- To dowód na to, że zanim zgłosimy takie zdarzenie powinniśmy z dystansem podejść do sytuacji - dodaje Siewierski. - Kot na drzewie bardzo często doskonale potrafi sobie poradzić sam. Co innego, gdy np. utknąłby w kanale czy piwnicy, gdzie nie mógłby dostać się do usytuowanego wysoko okna.

Do takich wezwań jedzie zawsze cały zastęp straży - od 3 do 6 strażaków. Biorą ze sobą obowiązkowy sprzęt, jadą strażackim wozem. To wszystko kosztuje, jednak jeśli chodzi o działania ratownicze nie ma mowy o oszczędnościach.

Straż pożarna jest właściwie jedyną mobilną służbą działającą całą dobę, która może przyjść na ratunek uwięzionym zwierzakom. Co z tego, że na miejsce przyjedzie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, łowczy miejski. Nie mają takiego sprzętu, który pozwoliłby im zadziałać.

- Zwierzęta bardzo często odwozimy potem do lecznicy, schroniska - kończy Mirosław Siewierski. - Jeden pies, którego wyratowali strażacy już dawno temu, został z nimi. Nikt się po niego nie zgłosił, a szkoda było go oddać. Mieszkał w jednostce nr 4 przy ul. Nad Odrą. Można powiedzieć, że kilka procent wszystkich zgłoszeń dotyczy zwierząt. Zdecydowanie na pierwszym miejscu są właśnie uwięzione koty. Zdarza się, że z opresji trzeba ratować też zaklinowane ptaki, przymarznięte łabędzie, psy w studzienkach, czy sarny na krze na środku jeziora. Robimy to, bo tylko my możemy uratować im życie.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński