Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Zalepa: Piłkarz, kibic, student i... trener

Waldemar Mroczek
- Kategorycznie zaprzeczam jakoby w szatni panowała zła atmosfera - podkreśla Sebastian Zalepa.
- Kategorycznie zaprzeczam jakoby w szatni panowała zła atmosfera - podkreśla Sebastian Zalepa. WB
- Cieszę się, że wybrałem właśnie taką drogę, na pewno piłka mnie w dużym stopniu ukształtowała i ukierunkowała. Nie miałem czasu na młodzieńcze pokusy, podstawą był zawsze trening i tak zostało do dziś - twierdzi Sebastian Zalepa, stoper Floty Świnoujście.

- Jak spędzałeś Boże Narodzenie do tej pory?

- Jeśli chodzi o dom rodzinny w Łodzi, to zawsze przewijało się w nim dużo osób. Mam dwójkę sporo starszego rodzeństwa - siostrę i brata. Przy okazji świąt zawsze zbieraliśmy się więc w szerokim, rodzinnym gronie.

- O zakładaniu własnej rodziny jeszcze nie myślisz?

- Bardzo trudne pytanie, zwłaszcza, że taka decyzja nie zależy tylko ode mnie. Mam dziewczynę Dominikę. Pochodzi z województwa łódzkiego, ale w ostatnim czasie mieszkamy razem w Świnoujściu. Tu pracuje i uczy się. Natomiast na myślenie o ożenku mamy jeszcze czas, choć na pewno nasz związek traktujemy poważnie. Najpierw należy jednak unormować sprawy wykształcenia i zabezpieczenia materialnego, dopiero myśleć o poważnych deklaracjach.

- Najpierw zostałeś piłkarzem czy kibicem?

- Pierwsze kontakty z piłką nożną były poprzez telewizję. Piłka dominowała u mnie od najmłodszych lat, w czym na pewno zasługa mojego brata, który sam grał w piłkę i kibicował. Grywało się najpierw na osiedlu i w szkole, aż w końcu brat zaprowadził mnie na trening do osiedlowego klubu ChKS Łódź i zaczęło się. Cieszę się, że wybrałem właśnie taką drogę, na pewno piłka mnie w dużym stopniu ukształtowała i ukierunkowała. Nie miałem czasu na młodzieńcze pokusy, podstawą był zawsze trening i tak zostało do dziś.

- Dlaczego serce oddałeś Widzewowi, nie ŁKS?

- Na pewno wyszło to już z domu. Swoje dołożyli też koledzy z sąsiedztwa, ze szkoły, a nawet koledzy brata. Wszyscy oni kibicowali Widzewowi, nie było miejsca na ŁKS.

- Czyli miejsce zamieszkania?

- Różnie z tym bywa. Mam też kolegów sympatyzujących z ŁKS, czasem się z tego śmiejemy, czasem rozmawiamy. Oczywiście nie ma na tym tle między nami żadnych zgrzytów. Podstawa jednak wyniesiona od małego z domu. Jak się otrzyma pierwszą koszulkę czy szalik, to się go potem szanuje. Przynajmniej tak było w moim przypadku.

- W końcu marzenie się spełniło i trafiłeś do Widzewa.

- Trafiłem tam dość szczęśliwie. Rozgrywaliśmy tuż przed przerwą zimową towarzyskie spotkanie Szkoły Mistrzostwa Sportowego z zespołem Widzewa w Gutowie Małym, w którym występowało wielu zawodników testowanych, zarówno do Młodej Ekstraklasy jak i pierwszego zespołu. Obserwowali to działacze Widzewa i trenerzy Czesław Michniewicz oraz Radosław Mroczkowski, nota bene mój były trener z SMS. Kończyłem ten mecz tradycyjnie z uszkodzonym nosem, ale zagrałem nieźle, strzeliłem dwie bramki, co spodobało się szczególnie trenerowi Michniewiczowi i złożono propozycję SMS, z czego byłem bardzo szczęśliwy. Rozmowy były trudne, bo powszechnie nie uważano przejścia z III ligi do ME za awans sportowy, ale ja byłem zafascynowany Widzewem, świetnymi warunkami do trenowania, pod okiem znakomitych szkoleniowców. Postanowiłem spróbować, choć miałem bardzo poważną rozterkę, bo równocześnie pojawiła się propozycja z Chojniczanki, ówczesnego lidera II ligi. Poszedłem za głosem serca, czego nie żałuję, bo wykonałem tam kawał dobrej roboty. Wystąpiłem we wszystkich meczach od początku do końca, dostałem szansę debiutu w pierwszym zespole. W jednym meczu zagraliśmy na zero z tyłu, w drugim pechowo straciliśmy bramkę.

- Dlaczego odszedłeś z Widzewa?

- Po bardzo dobrym sezonie nastąpiła zmiana trenera. Czesław Michniewicz odszedł, przejął zespół Mroczkowski. Miał on swoją wizję, była silna konkurencja, oprócz mnie było czterech stoperów naprawdę na wysokim poziomie, mających po ponad sto meczów w ekstraklasie. Zaczęło brakować dla mnie miejsca, a skoro zrobiłem ten krok w przód, to nie chciałem już się cofać do Młodej Ekstraklasy. Doszliśmy wraz z trenerem do wniosku, że trzeba spróbować gry seniorskiej na przyzwoitym poziomie. Tak trafiłem do II-ligowego Tura Turek. Zespół był budowany na ostatnią chwilę, ale po rundzie jesiennej zajmowaliśmy przyzwoite dziewiąte miejsce i zimą pojawiło się kilka ofert z I ligi. Po głębokich przemyśleniach i konsultacjach wybrałem Flotę, która była jesienią 2011 roku dużym zaskoczeniem in plus.

- Czyli pod skrzydła Krzysztofa Pawlaka.

- Tak, to naprawdę świetna osobowość. Był jak ojciec, potrafił w razie potrzeby ustawić do pionu, ale potrafił też i pochwalić. Żałuję, że trafiła się ta seria meczów bez wygranej i tak się to potoczyło, że musiał odejść, bo naprawdę był to człowiek wart podania ręki i zawsze będę mu wdzięczny za to, że dzięki niemu i asystentowi Ryszardowi Kłuskowi znalazło się dla mnie miejsce w drużynie. Nie żałuję tego ruchu, wiele się tutaj nauczyłem, poznałem fajnych ludzi.

- Latem krążyły słuchy, że mogłeś odejść.

- Pojawiły się propozycje, w tym całkiem interesujące z ekstraklasy. Jakie szanse byłyby tam na granie? Nie wiadomo. Trochę żałuję, że nie udało się tego sfinalizować, ale takie jest życie; jestem we Flocie i szanuję to, co mam.

- Co spowodowało, ze zostałeś?

- Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o finanse. Trener Bogusław Baniak też przeprowadził ze mną rozmowę, widział mnie w swoim zespole, bardzo nalegał, bym został. Uznałem, że skoro trener wyciąga rękę, to jej nie odrzucę. Ja nie należę do tych co od razu próbują coś na siłę, życie trochę mnie już nauczyło. Jak ma przyjść coś lepszego, to na pewno przyjdzie, tylko trzeba na to porządnie zapracować. Nie lubię też zostawiać zespołu w trudnych momentach, a latem jak wiadomo odeszło wielu zawodników.

- Jak oceniasz szatnię i atmosferę w niej panującą?

- Jest to grupa dość hermetyczna i żeby wejść do takiego zespołu, trzeba sobie solidnie zapracować, zarówno jako piłkarz, jak i człowiek. Trzeba było podejść z dużą pokorą i włożyć dużo pracy. Kategorycznie jednak zaprzeczam jakoby w szatni panowała zła atmosfera. Jestem tu prawie dwa lata, wielu zawodników odeszło, tylu samo przyszło. Niektórych barwnych postaci z autorytetem i poczuciem humoru bardzo mi żal, ale nie ma i nie było żadnych konfliktów czy też zgrzytów. Zawsze potrafimy się dogadać, podążamy w tym samym kierunku.

- Jak godzisz granie z nauką?

- Cieszę się, ze jestem w stanie to pogodzić, nie mam z tym żadnych problemów, ani z działaczami, ani z żadnym z trenerów. Wymaga to oczy-wiście z mojej strony umiejętnego planowania i logistyki, ale jakoś sobie radzę. Jestem już na ostatnim, piątym roku, studiuję wychowanie fizyczne na Uniwersytecie Szczecińskim. Jestem na etapie pisania pracy magisterskiej. Przerwę świąteczną poświęcę w znacznej części na przygotowanie do egzaminów, z tego też między innymi powodu zostałem w grudniu dłużej w Świnoujściu, aby pozaliczać niektóre już teraz. Na szczęście nie ma z tym problemów, uczelnia docenia moją sytuację i chęci. Przy okazji dziękuję dyrektorom szkół i nauczycielom w Świnoujściu, że pomogli mi odbyć praktykę, tak na etapie gimnazjum jak i liceum. Przekazali swą wiedzę, zarówno w zakresie dydaktycznym jak i podejścia do uczniów.

- Gdybyś już dziś został trenerem...

- Uważam, że w Polsce największą bolączką jest brak komunikacji między trenerami a zawodnikami. Jeśli zaś chodzi o kwestie szkoleniowe, to myślę, że najbardziej zaniedbana jest praca u podstaw z dziećmi. Trenerzy np. często wypowiadają się na temat przygotowania motorycznego zawodników, a ja uważam że podstawą jest sprawność. Już od małego należy pracować przede wszystkim nad techniką i koordynacją. Ja to odczuwam, choćby teraz na studiach, gdzie już ukończyłem specjalizację trenerską, otrzymałem dyplom trenera II klasy, a dostrzegam braki które trzeba poprawić również u siebie. A póki co, życzę Czytelnikom przede wszystkim spokoju, dużo zdrowia, pomyślności, radości ze spotkania z najbliższymi i aby nowy rok 2014 był bardziej udany niż bieżący.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński