Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryzyko to mój towarzysz. Wariuję, siedząc w domu

Rozmawiał Rajmund Wełnic
Niemal wprost ze skoczni Adam Małysz przesiadł się za kierownicę samochodu terenowego. W nowej dyscyplinie debiutował w wiosną 2011 roku. W tym roku odniósł wielki sukces – z pilotem Rafałem Martonem w barwach Orlen Teamu wygrał pierwszy rajd – Tolimpex Cup na Węgrzech.
Niemal wprost ze skoczni Adam Małysz przesiadł się za kierownicę samochodu terenowego. W nowej dyscyplinie debiutował w wiosną 2011 roku. W tym roku odniósł wielki sukces – z pilotem Rafałem Martonem w barwach Orlen Teamu wygrał pierwszy rajd – Tolimpex Cup na Węgrzech. Rajmund Wełnic
Rozmowa z Adamem Małyszem, najlepszym skoczkiem narciarskim w historii Polski, a obecnie kierowcą rajdowym samochodów terenowych, który trenuje na bezdrożach poligonu drawskiego przez rajdem Baja Poland 2013.

- Znalazł Pan chwilę czasu między treningami, aby otworzyć nową ścieżkę rowerową w Drawsku Pomorskim. Czy na co dzień też chętnie zamienia Pan cztery kółka, na dwa?

- Ależ oczywiście! Nawet częściej jeżdżę na rowerze niż biegam. Przeważnie jed­nak jeżdżę po górach i gdy skakałem, był to jeden z elementów przygotowań do sezonu. Zresztą, od kiedy pamiętam, zawsze lubiłem jeź­dzić na rowerze. Czas szyb­ciej wtedy płynie, urozmaica to trening, jest miło i przyjemnie. Tylko przyklasnąć takim inicjatywom, jak ta w Drawsku, gdzie władze dbają o rozwój infrastruktury rowerowej. Brawa dla burmistrza, który robi coś fajnego dla ludzi. Można przecież siedzieć w ratuszu i kłócić się z radnymi, a można też urządzać ścieżki rowerowe, czy budować boiska. To zachęca do sportu szczególnie młodzież, która czasem scho­dzi na manowce. Wiemy doskonale, że młodzi ludzie potrafią się zagubić, a jeżeli mają obiekty sportowe, to mają też i zajęcie, bo mogą uprawiać sport. Bez tego nie ma szans, aby wyrośli następcy moi, czy też innych polskich sportowców, odnoszących dziś sukcesy.

- Panie Adamie, na rozmowę udało mi się Pana dosłownie wyrwać z rąk fanów. Widać Polacy nadal traktują Małysza, jako skarb narodowy, bo popularnością - mimo zakończenia kariery skoczka - bije Pan wciąż rekordy. Nie bywa mę­czą­ce to wielogodzinne rozdawanie autografów i robienie pamiątkowych zdjęć z fanami?

- Można powiedzieć, że jestem przyzwyczajony. Wiadomo, wszystko na początku wymaga nabycia pewnego doświadczenia i obycia z tymi przejawami sympatii. Choć przyznam, że na początku było mi z tym bardzo ciężko. Dziś już spoglądam na to nieco inaczej, nabrałem dystansu. Wiem, że sprawiam wciąż wielu ludziom sporo radości, a popularność ma dwa oblicza: to męczące, może mało przyjemne, ale daje też zastrzyk energii, bo widać, że to co robiłem i co robię nadal sprawia, że ludzie darzą mnie sympatią. Mogę to tylko odwzajemniać. Gorzej byłoby, gdyby zaczęli mnie przeklinać, wte­dy i ja musiał­bym się wycofać w cień.

- Pewnie bliscy liczyli, że po powieszeniu nart na kołku, spędzi Pan więcej czasu w domu. A Pana wciąż nosi... Tym razem szuka Pan adrenaliny za kierownicą auta terenowego.

- Teraz spędzam więcej czasu w domu, ale nadal jestem sportowcem, a rozłąka z bliskimi to element nasze­go życia. Przyznam zresztą, że siedząc w domu często wariuję. Po tylu latach spę­dzonych na obozach, zgrupowaniach i jeżdżąc z zawo­dów na zawody, naprawdę trudno z dnia na dzień usiąść przed telewizorem w kapciach. Staram się wciąż uprawiać sport i dostarczać kibicom i sobie tej adrenaliny. Rajdy terenowe wymagają zresztą jeszcze większego poświęcenia z mojej strony, bo wciąż jestem nowy w tym sporcie. I czuję się tak, jak­bym miał sześć czy siedem lat, kiedy to zaczynałem skakać. Teraz wciąż cały czas się uczę.

- Większe ryzyko podejmował Pan siadając na belce przed rozbiegiem, czy dziś, pędząc po bezdrożach za kierownicą terenówki?

- W skokach oczywiście adrenalina jest, ale tylko przez kilka sekund, gdy siada się na rozbiegu, puszcza, jedzie po nim, odbija i leci. Wszystko trwa może z piętnaście sekund, góra dwadzieścia. W rajdach napięcie i emocje towarzyszą mi praktycznie przez cały czas, czyli zwykle kilka godzin. Motoryzacją interesowałem się od zawsze, ale będąc skoczkiem nie mogłem brać udział w imprezach off-roadowych, czy jeździć motocyklem. Miałem to wręcz zakazane, właśnie z uwagi na ryzyko odniesienia kontuzji lub urazu. Wystarczająco ryzykowałem na skoczni. Sponsorzy na ryzyko poza nią się nie godzili. Teraz mogę robić to co kochałem i kocham, choć oczywiście skoki także uwielbiałem.

- Czy jest taki, czy też był taki moment w Pana karierze, że nie chciał przekroczyć jakiejś granicy ryzyka?

- Ryzyko towarzyszyło mi zawsze. I często przekraczałem tę granicę. A wtedy już bardzo wiele zależy od doświadczenia i szczęścia. Ryzyko podejmowałem na skoczni i teraz też to robię, siadając za kierownicą. Ale nawet będąc bardzo doś­wiad­czonym, zawsze mogło się wydarzyć coś niespodziewanego. Bez dotarcia do granic swoich możliwości nie ma mowy o sukcesie. Stąd łatwo granicę bez­pie­czeń­stwa przekroczyć i zaliczyć upadek, czy teraz wypadek.

- Pan miał to wkalkulowane w swoją profesję.

- Każdy sportowiec, który uprawia sporty ekstremalne, świadomie się decyduje na ponoszenie ryzyka.

- Rodzina pewnie już niekoniecznie?

- No tak, ale moi bliscy muszą być przygotowani, że będąc sportowcem mam lepsze i gorsze momenty, że coś może mi się stać. To jest mój zawód, a przecież ludzie wykonują dziesiątki równie niebezpiecznych zawodów, ale bez kamer, świateł i zainteresowania mediów. Także są zagrożeni. Mam to szczę­ście, że mogę uprawiać sport motorowy nie wykładając własnych pieniędzy, bo są sponsorzy, którzy mi to umożliwiają. Wykładają pienią­dze, abym mógł się ścigać. Więc to robię sprawiając przyjemność sobie i kibicom.

- Najbliższa okazja do jej zrobienia już niebawem, bo na przełomie sierpnia i września pojawi się Pan ponownie w okolicach Drawska Pomorskiego, ścigając się w rajdzie Baja Poland 2013, będącym zaliczanym do punktacji Pucharu Świata rajdów terenowych FIA.

- Dla nas to bardzo ważny rajd, który zapewne rozstrzygnie się właśnie na odcinkach w okolicach Drawska. Dlatego tu trenujemy, narażając się zresztą na krytykę, że znamy tu każdą drogę i ścieżkę. Ale przecież każdy może przygotowywać się tak jak my. Zresztą, nie ma innego sposobu, jak trening, aby podnosić swoje umiejętności.

Kariera na skoczni

Adam Małysz ma dziś 36 lat. Karierę skoczka narciarskiego oficjalnie zakończył w roku 2011. W zawodach Pucharu Świata debiutował w roku 1995, zajmując na koniec sezonu miejsce dopiero na początku szóstej dziesiątki. Następne sezony także nie były zbyt udane, choć zdarzało się Adamowi Małyszowu wygrywać pojedyncze turnieje, a w zimie 1996 roku zająć nawet 7. miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Eksplozja talentu przyszła w roku 2001, gdy skoczek z Wisły wygrał prestiżowy Turniej Czterech Skoczni i zdobył pierwszą Kryształową Kulę za zwycięstwo w całym PŚ. W ciągu całej kariery wywalczył ją w sumie cztery razy, tyle samo co legendarny skoczek Matti Nykännen. Polskę ogarnęła małyszomania, która trwa do dziś. Polacy nadal kochają Orła z Wisły.

W sumie w czasie swojej kariery Adam Małysz wygrał 39. turniejów PŚ (daje mu o trzecie miejsce w klasyfikacji wszechczasów), a 92. razy stawał na podium (tuż za Janne Ahonenem). Lista sukcesów najlepszego polskiego skoczka jest zresztą gigantyczna - cztery złote, srebrny i brązowy medale mistrzostw oraz trzy srebrne krążki na igrzyskach olimpijskich czynią z niego jednego z najbardziej utytułowanych zawodników w historii polskiego sportu. Do pełni szczęścia zabrakło chyba tylko złota na igrzyskach, które dwukrotnie sprzątnął sprzed nosa Simon Ammann. W sumie na olimpiadzie pan Adam wywalczył trzy medale srebrne i jeden brązowy. Na mistrzostwach Polski przez lata nie miał sobie równych i 39. razy stawał na najwyższym stopniu podium.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński