Rondo Pileckiego. Pod koniec lipca pojedziemy nową trasą

Piotr Jasina
W tej chwili na rondzie przygotowywany jest podkład pod warstwy wierzchnie i asfalt.
W tej chwili na rondzie przygotowywany jest podkład pod warstwy wierzchnie i asfalt. Fot. Andrzej Szkocki
Na rondzie u zbiegu ulic Ku Słońcu, Sikorskiego i al. Bohaterów Warszawy rozpoczęły się już prace naziemne, robotnicy przygotowują podkład pod wierzchnie warstwy i asfalt.

Jerzy Geniusz ze szczecińskiego Energopolu zapewniał w rozmowie z "Głosem", że prace związane z budową ronda na skrzyżowaniu ulic Ku Słońcu, Sikorskiego i al. Bohaterów Warszawy przebiegają zgodnie z planem. Wykonawca wykonał już najbardziej czasochłonne roboty. W obrębie ronda trzeba było wymienić na nowe i przełożyć sieci: wodociągową, gazową i ciepłowniczą, energetyczne. To wymagało całkowitego rozkopania obu jezdni przy wiadukcie i zablokowania przejazdu pod nim samochodów. Jeżdżą tędy tylko tramwaje.

Informujemy, że w ciągu najbliższych dniach zostanie zlikwidowany przejazd z al. Bohaterów Warszawy w ul. Sikorskiego. W tej chwili można jeszcze zawracać przed wiaduktem.

Rondo powinno być gotowe pod koniec lipca. Termin został przesunięty z czerwca w związku ze wspomnianymi pracami i koniecznością wymiany i przełożenia instalacji.

Kierowcom przypominamy o objazdach. Jadącym do centrum na rondzie Gierosa radzimy jechać ul. Europejską, przez rondo Uniwersyteckie, ul. Południową, Mieszka I, al. Piastów i ul. Narutowicza. Można też skręcić w ul. Dworską, dalej Wierzbową.

Jadącym od pl. Zwycięstwa do ul. Derdowskiego, polecamy ulicę Krzywoustego i 26 Kwietnia.

Chcąc ominąć al. Bohaterów Warszawy i ul. Sikorskiego i dojechać do głównej bramy Cmentarza Centralnego z obu kierunków: radzimy jazdę ul. Ku Słońcu, Santocką, 26 Kwietnia, Krzywoustego i al. Piastów.

Uwaga! Na ul. Ku Słońcu i al. Bohaterów Warszawy zmieniony został przebieg drogi z pierwszeństwem przejazdu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

m
mason
CZŁOWIEKA Z MARMURU HISTORIA PRAWDZIWA
Autor: Hubert Wilk

„Nad Wisłą, nad Wisłą szeroką
Murarzy rozdzwonił się śpiew
I płynie piosenka murarska wysoko
I płynie przez noce i dnie
Sto domów wyrosło nad Wisłą
I tysiąc dróg do nich na wprost
Piosenka murarska wyrosła nad
przyszłość
I łączy dwa brzegi jak most ”
Tak sławiła nowe, pierwsze w Polsce socjalistyczne miasto „Piosenka o Nowej Hucie”.

Przed Nową Hutą stawiano cele ambitne i nie tylko produkcyjne. Już sama decyzja o jej lokalizacji nie pozostawiała wątpliwości: „Definitywnie na korzyść Krakowa przesądziła chęć uzupełnienia tego starego ośrodka kultury narodowej nową, socjalistyczną treścią produkcyjną i tym samym uchronienia go przed skostnieniem i przekształceniem się w oderwany od nurtu produkcji socjalistycznej zakątek administracyjny i uczelniany.” Aby tego dokonać, największa z inwestycji planu sześcioletniego nie mogła się obejść bez własnych bohaterów, których czyny rozsławiałyby nowego człowieka, ale także nowe miasto. Pionierski okres budowy kombinatu metalurgicznego w podkrakowskiej Mogile, tuż obok średniowiecznych murów klasztoru Cystersów, miał swoją legendę. Legendę, z której ciemną stroną zmierzył się Andrzej Wajda w „Człowieku z marmuru”. Jej ucieleśnieniem był Mateusz Birkut, który dzięki rekordom w murowaniu stał się sławny na całą Polskę. Potem okazał się zbędny decydentom, którzy bez wahania strącili go z piedestału.

Niewielu wie, że Aleksander Ścibor-Rylski, twórca scenariusza „Człowieka z marmuru”, wykorzystał fakty z życia autentycznego murarza rekordzisty Piotra Ożańskiego.

Jego życiorys jest typowy dla tysięcy junaków, którzy przyjechali budować Nową Hutę. Ożański pojawił się tam niedługo po tym, jak w ziemię została wbita pierwsza łopata. Pochodził ze wsi Mołodycz koło Jarosławia. Po wojnie, w której stracił ojca, służył w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego i walczył z UPA w Bieszczadach. Jak się okaże, ten epizod zaważył na jego późniejszym życiu. W Nowej Hucie Ożański został przydzielony do 51. Brygady ZMP, której członkowie jako pierwsi pośród junaków wykonali ponad 300 proc. normy, co natychmiast podchwyciły i rozpropagowały prasa i radio.

Jak większość młodych robotników nasz bohater początkowo wykonywał proste prace ziemne, głównie wykopy. Jednak, jak pisze kronikarz pierwszych lat budowy Nowej Huty Henryk Gołaszewski: „ambitny i zdyscyplinowany, szybko zdobył sobie sympatię kolegów i przełożonych. Już po paru dniach przesunięto go z wykopów na murarkę. Nowy fach opanował tak dobrze, że wkrótce został nie tylko samodzielnym murarzem, ale nawet przodownikiem murarskim.” Ówczesny sposób murowania, słynne trójki murarskie, nie wymagał zbyt dużych umiejętności fachowych: „Piotrek był silny i dość sprytny, więc szybko opanował sztukę brania cegły od podręcznego, pewnego kładzenia jej na murze, chlapnięcia cementem, stuknięcia trzonkiem kielni i brania cegły następnej” – pisał Andrzej Wróblewski. Wspomnieć należy, że trójki murarskie święciły triumfy na budowach całej Polski, jednak najbardziej spektakularny wyścig na kielnie i cegły toczył się na warszawskim Mariensztacie. Murarze Nowej Huty nie mogli pozostać w tyle, należało tylko znaleźć odpowiedniego człowieka.

WŁAŚCIWY CZŁOWIEK NA WŁAŚCIWYM MIEJSCU

Tym człowiekiem był Ożański. Nie jest pewne, czym kierowano się przy dokonywaniu wyboru przyszłego bohatera. Można się domyślać, że musiał się legitymować odpowiednim pochodzeniem społecznym. Ożański takowe posiadał – „był synem małorolnego, trzymorgowego chłopa.” Musiał także podołać fizycznie zadaniu. Zapewne liczył się też wygląd zewnętrzny. Andrzej Chwalba tak opisał Ożańskiego: „jakby wyjęty ze stereotypowego obrazu ludowego bohatera – budowniczego Nowej Huty niski, krępy, silny, z wystającymi kośćmi policzkowymi, o kwadratowej twarzy.” Pozostawało wybrać odpowiedni moment do pobicia rekordu. Jako że większość zobowiązań podejmowano dla uczczenia świąt państwowych lub ważnych rocznic, zdecydowano się, że wyczyn uświetni rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN, kolejne „urodziny systemu”.

Oficjalna propaganda widziała w Ożańskim pomysłodawcę próby bicia rekordu. „Od dawna już myślałem o ustanowieniu nowego wyczynu – mówił nowohuckiemu periodykowi „Budujemy socjalizm”. – „Dążenia moje stały się realne z chwilą, kiedy dowiedziałem się, że przy zabetonowanym już bloku nr 2 miasta Nowej Huty można by przystąpić do ustanowienia nowego wyczynu. Wszyscy moi koledzy, z którymi miałem zamiar przystąpić do wyczynu, już się pokładli spać. Przebudziłem ich i przedstawiłem im mój projekt. Miało nas przystąpić do wyczynu sześciu. Naszym wyczynem chcieliśmy uczcić 6. rocznicę Manifestu Lipcowego.” Podobnie całą sytuację opisuje Gołaszewski: „pierwszy rzucił myśl, żeby pobić w Nowej Hucie rekord Polski, który posiadali dotychczas murarze warszawscy. ZMP-owcy przyklasnęli inicjatywie i powzięli odpowiednią uchwałę. Ustalono z dyrekcją budowy, że próba przeprowadzona będzie przy wymurówce z betonowanego już bloku nr 2 Osiedla A-Południe. Ożański przystąpił niezwłocznie do prac przygotowawczych. 11 lipca odbyła się krótka narada brygady stającej do rekordowej próby. Przełamano ostatecznie wszelkie wahania. Jako cel wyznaczono ułożenie 24 tys. cegieł w ciągu 8 godzin przez sześcioosobową grupę 51. Brygady Ochotniczej ZMP.” Jednak ówczesna praktyka pozwala z całą pewnością stwierdzić, iż za inicjatywą musiała stać lokalna komórka PZPR.

Ostatecznie próba wymurowania rekordowej ilości cegieł miała miejsce 14 lipca 1950 roku. Nad postępem wymurówki czuwała specjalna komisja notująca dokładnie postęp prac. Henryk Gołaszewski relacjonował w sportowym stylu: „Krzywa chronometrażu idzie gwałtownie w górę. Nie 4500 cegieł w ciągu dwóch godzin, jak było zaplanowane, lecz 6720 cegieł ułożono w przeciągu godziny i 20 minut. Następuje kilkuminutowa przerwa z powodu awarii betoniarki. Wykorzystano ją na omówienie dotychczasowych wyników Zespoły trójkowe okrążają coraz szybciej i coraz sprawniej obszar budowy. Zainteresowanie organizacji ZMP-owskiej, Dyrekcji Budowy i załogi tym poważnym wyczynem ZMP-owców jest wielkie. Dodaje to energii ambitnemu zespołowi. Trójki idą równomiernie naprzód, nikt nie pozostaje w tyle, nikt nie usiłuje uchylić się od pracy. Po ośmiu godzinach pracy dokonano obliczeń. Dotychczasowy młodzieżowy rekord murarski został poważnie przekroczony. Zetempowska brygada Muranowa ułożyła w ciągu 8 godzin 14 000 cegieł, podczas gdy brygada Ożańskiego wymurowała 34 728, wykonując tym samym normę dzienną w 525,5%. Jest to pierwsze poważniejsze osiągnięcie ZMP-owców w Nowej Hucie.” Rekord pobito, a w trakcie obchodów szóstej rocznicy PKWN przodownika odznaczono Sztandarem Pracy II klasy.

50 TYS. CEGIEŁ

Jednak była to tylko przygrywka do tego, co miało nastąpić dwa miesiące później. Dla uczczenia 33. rocznicy rewolucji październikowej zespoły murarskie Piotra Ożańskiego
i Stanisława Szczygły postanowiły pobić swój dotychczasowy rekord i w ciągu jednej ośmiogodzinnej zmiany ułożyć ponad 50 tys. cegieł. Rankiem 26 września 1950 roku murarze rozpoczęli zmagania z czasem. Gołaszewski pisał: „O godz. 8 rano, w upalnym słońcu, zespół rozpoczął pracę, której przebieg był żywo obserwowany i krytykowany. Próba przeprowadzona była przy wymurówce murów zewnętrznych i ściany działowej nośnej, grubości 51 cm. Ku podziwowi kolegów brygada Ożańskiego rozwinęła tak wielkie tempo, że mury rosły wprost w oczach.”

I wtedy właśnie zdarzyło się to, co do legendy przeniósł film Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru” – murarzowi podrzucono słynną „gorącą cegłę”. „I właśnie w momencie największego nasilenia pracy wydarzył się wypadek, który mógł zniweczyć ambitny zryw ZMP-owców. Uwaga murarzy skupiona była na tym, by coraz sprawniej wykonywać swoje czynności, łączące się w łańcuch budowania. Nikt też nie zauważył, że jakaś zbrodnicza ręka podłożyła brygadziście rozpaloną cegłę. Nietrudno to przyszło, bo obok paliło się ognisko, przy którym robotnicy podgrzewali lepik do izolacji. Ożański w ostatniej chwili cofnął rękę. Zrobił nawet awanturę podręcznemu o nieuwagę, ale zaraz zorientował się, że nie był to przypadek. Ktoś tę cegłę musiał podłożyć, ale kto? Musiał to być ktoś, komu zależało na tym, żeby hamować budowę Nowej Huty.” Według innych przekazów Ożański chwycił gorącą cegłę. Aleksander Szczygło, siostrzeniec Ożańskiego, mówił, że jego wuj nie cofnął ręki, „a opowieść o spisku przeciwko rodzinnej brygadzie przodowników pracy stała się legendą opowiadaną przy okazji kolejnych imienin, chrztów czy ślubów.”

Nigdy nie ustalono, kto podrzucił murarzom gorącą cegłę. Najmłodszy syn Ożańskiego Ryszard twierdził, że stali za tym koledzy z pracy, którzy „nie wytrzymywali tego morderczego współzawodnictwa, które on podkręcał.” Pomimo owego incydentu Ożański stał się bohaterem. W pracy awansował na stanowisko inspektora budowlanego, wszedł do zarządu powiatowego ZMP, został także delegatem na Kongres Obrońców Pokoju w Warszawie.

UPADEK BOHATERA

W lipcu 1951 roku trójka Ożańskiego ustanowiła kolejny rekord. Tym razem z okazji Zlotu Młodych Bojowników o Pokój w Berlinie: ułożono 29 tys. cegieł, czyli 838 proc. dziennej normy. Wkrótce jednak Ożański znikł z oficjalnych przekazów. Dlaczego? Aby to wyjaśnić, trzeba się cofnąć do pierwszych rekordów murarskich. Andrzej Chwalba pisze, że całe życie przodownika zostało podporządkowane propagandzie: „Ożański był obwożony i pokazywany jak małpka w klatce. Wszędzie wzywał do bicia rekordów, do walki o wykorzystywanie każdej minuty, do wzmożenia tempa budownictwa Nowej Huty. gdy brał ślub, wyłącznie cywilny, to o jego wybrance, przodownicy, decydowała partia. W końcu bohater tego wszystkiego nie udźwignął. Źle się czuł w nowej, sztucznej rzeczywistości. Rozpił się i przestał być partii potrzebny.”

Kwestia ślubu przodownika wyglądała trochę inaczej, niż ją opisuje Andrzej Chwalba. Urzędnik USC nie wyraził zgody na ślub, ponieważ wybranka Ożańskiego Stanisława miała tylko 15 lat. Nie pomogły prośby ani groźby oficera UB, który był na ceremonii. Ze względu na czekającą przed urzędem ekipę Polskiej Kroniki Filmowej, która przyjechała sfilmować ślub przodownika pracy, postanowiono udać, że takowy się odbył. W rzeczywistości para pobrała się dopiero rok później (biorąc także ślub kościelny).

Nowa rzeczywistość, w której po swoich rekordach znalazł się Piotr Ożański, chyba przerosła przodownika. Awansowany na inspektora budowlanego, zaczął zarabiać jedną trzecią dotychczasowej pensji. W aktach związkowych możemy znaleźć informację, że z sześciu awansowanych na „stanowiska wyższe” robotników pięciu pracowało bez zarzutu, a „jedynie Orzański swoim zachowaniem się (pije wódkę) nie daje pełnej satysfakcji. Problemy z alkoholem, które rozpoczęły się w czasie służby w KBW, powróciły ze zdwojoną siłą. Maciej Siembieda pisał, że przodownik przepił mieszkanie, jakie otrzymał w prezencie ślubnym. Pod wpływem alkoholu miał przemawiać na wspomnianym już Kongresie Obrońców Pokoju (Maciej Miezian twierdził nawet, że „wszedł na mównicę i nie mógł powiedzieć ani słowa. Ledwo ustał”).

Kongres miał być początkiem końca Ożańskiego: „ „Trybuna Ludu” uwieczniła moment jego serdecznego uścisku, i to nie dłoń w dłoń, ale uścisku wpół z towarzyszem Bierutem. Nic dziwnego, że kiedy wrócił potem do Nowej Huty, trudno mu było ugiąć karku i że przy pierwszej lepszej okazji, kiedy uparł się, że czegoś tam nie zrobi, bo on wie lepiej, wypomniano mu kupione na raty, następnie przepite i niespłacone meble. Ci, którzy się z nim ściskali w ślad za towarzyszem Bierutem, nagle gdzieś się zapodzieli, nikt nie miał ochoty go bronić i tak wczorajszy delegat został zmuszony do podpisania wymówienia z pracy, a następnie do opuszczenia Nowej Huty. Nikt go nie żegnał, nikt nie mówił „do zobaczenia”. Po cichu i samotnie primadonna jednego sezonu opuszcza scenę swojej wielkiej sławy.” Ostatecznie w 1952 roku został wydalony z PZPR i zwolniony z pracy w Nowej Hucie. Wspólnie z rodziną postanowił się udać w Olsztyńskie, gdzie w wyniku przesiedleń związanych z akcją „Wisła” znalazła się jego rodzina z Rzeszowskiego. Jednak i tam sobie nie poradził. Jako bohater z pierwszych stron gazet szybko znalazł nową pracę – został przewodniczącym spółdzielni produkcyjnej we Frankowie. W nowej pracy nie sprawdził się – brakowało mu przygotowania teoretycznego i wciąż dużo pił. Siembieda tak opisał epizod z życia przodownika: „Defraudował państwowy majątek, brał z banku spółdzielcze pieniądze i rozrzucał je ludziom na ulicy. Co uczciwsi oddawali – inni nie. Więc ścigała go milicja, a on uciekał przed nią konno po polach. I tak złapali. Dostał wyrok. Przed więzieniem uciekł do Huty, do dawnej brygady.”

Do Nowej Huty Ożański powrócił na przełomie 1955 i 1956 roku. Nie wrócił do zawodu murarza. Zresztą współzawodnictwo po Październiku ‘56 straciło ideologiczny pazur. Znalazł zatrudnienie najpierw w Zakładzie Koksowniczym Huty im. Lenina, potem na wydziale Walcownia Karoseryjna. W 1980 roku przeszedł na rentę, podejmując jednocześnie pracę w Kombinacie Budownictwa Miejskiego na Osiedlu Teatralnym w Nowej Hucie. Zmarł w czerwcu 1988 roku.

TY JESTEŚ BIRKUT...

Czy Piotr Ożański był świadomy tego, że został bezwzględnie wykorzystany przez decydentów, którzy poświęcili go dla uzyskania propagandowego efektu? Z pewnością rozumiał, iż pewne jego działania były propagandowym zabiegiem. Opisując jeden z rekordów, mówił: „To nie była murarska robota, to był sport mój plac budowy szykowali przez dwa tygodnie. Inżynierowie, technicy, codziennie zajeżdżał dyrektor i się przyglądał, wszystko było wyrównane, wyprzątnięte, a najważniejsze, że miałem specjalnie dobrany materiał, cegłę nie z rozbiórki i niepopękaną. Jak robiłem na co dzień, to musiałem latać do magazyniera, do kierownika, to się zacięło, tego nie dowieźli i tak schodziło pół dniówki.” Stefan Słysz, dowódca 51. Brygady ZMP, odczarował nieco rekord Ożańskiego: „Jego rekord oczywiście był naciągany. Zresztą i ściana domu, na którym ten rekord padł, ma wychylenie od pionu przeszło dziesięć centymetrów. Jednocześnie przyznawał, że nie chodziło tylko o samą rekordową ilość wymurowanej cegły – potrzebny był ktoś, kto stanowiłby ostrogę dla młodych, coś, co by ich zagrzewało. Stworzyliśmy Ożańskiego. W pierwszym okresie spełniało nieocenioną funkcję wychowawczą.” Podobnie uważał jeden z inżynierów, którzy nadzorowali rekordową próbę: „choć starano się wielokrotnie zdewaluować, a nawet ośmieszyć wysiłki zmierzające do bicia rekordów, to przecież miały one zupełnie inne cele, niż starano się to później przypisać. Chodziło nie o tworzenie młodzieżowych bohaterów pracy, choć to także miało wielkie znaczenie, ale przede wszystkim o naukę organizacji pracy. Jeśli tworzono trójki, to po to, by wykorzystać będącego tam najlepszego fachowca. On bowiem kładł cegły, a dwóch pozostałych było pomocnikami. Oczywiście musiała zagrać organizacja pracy, czyli że musiał być przygotowany pod ręką cały potrzebny do tego materiał. To, że robiono z bicia rekordów pokazówki, gdzie paru pracowało, a dziesiątki innych przyglądało się, nie było winą samych uczestników.”

Andrzej Wajda przyznał, że postać przodownika pracy była „narzędziem w rękach tych, którzy tworzyli ówczesny system. Narzędzie do budowania socjalistycznej propagandy. Używali go, jak mogli, wyciskali z niego, ile się dało. Potem o nim zapomnieli. Tragedia Piotra Ożańskiego polega na tym, że on wierzył, iż zawsze będzie potrzebny jako przodownik pracy. Że na tym właśnie zbuduje swoją przyszłość. Skończył jako ofiara systemu, który do końca go wyeksploatował.” Synowie Ożańskiego równie surowo oceniają ówczesną rzeczywistość: „jego harówkę ktoś zauważył, wyciągnął do góry. najpierw był sławny, a potem wszyscy o nim zapomnieli, po prostu naiwny chłopak ze wsi. Najpierw pili z nim wszyscy potem wszyscy go zostawili. Teresa Semik napisała: „Zdjęto ze ściany jego plakat – bohatera pracy socjalistycznej, ale człowiek pozostał.”

Piotr Ożański, jeden z symboli Nowej Huty, został przypomniany szerszej publiczności dopiero w filmie Andrzeja Wajdy. Sam pojawił się w nim kilkakrotnie – w scenach, w których wykorzystano materiały PKF. Ożański o filmie wypowiadał się dość obojętnie: „Cała Huta mi powiedziała tak: Pietrek, ty jesteś ten Birkut , bo tobie podano gorącą cegłę. Ale to i ja, i nie ja. Bo Birkut potem ubrał się w gang i jeździł po akademiach, w urzędniki poszedł ja robotnik jak byłem, tak jestem. ”

Niecały rok po śmierci przodownika sztukę Człowiek z marmuru – początek i koniec według scenariusza Joanny Olczak-Ronikier w reżyserii Krzysztofa Orzechowskiego wystawiono w nowohuckim Teatrze Nowym. Jednak dopiero przełom 2005 i 2006 roku przyniósł swoisty renesans i powrót postaci Ożańskiego. Na wniosek radnego z Nowej Huty Macieja Twaroga w styczniu 2006 roku Rada Miasta Krakowa nadała terenowi położonemu u zbiegu ulic Stanisława Mierzwy i Gustawa Danikowskiego nazwę plac Piotra Ożańskiego. Nazwa ostała się trzy lata – w marcu br. radni ją zmienili.

Ciekawe, że gdy Piotr Ożański powrócił do Nowej Huty, to inicjator współzawodnictwa Wincenty Pstrowski stracił swoją ulicę w Warszawie na rzecz Zgrupowania AK „Kampinos” oraz patronat nad Politechniką Śląską w Gliwicach, który sprawował od 1951 roku.

--------------------------------------------------------------------------------
C
C6
W dniu 03.06.2009 o 08:41, tt napisał:

ja chcę by rondo nazwać im Birkuta bohatera pracy socjalistycznej - czy IPN ma na niego kwity że nie można jego uczcić?a może Birkut powinień być Radiu Maryja?



Nawet nie wiadomo o co ci chodzi, człowieczku - Birkut to postać fikcyjna, Pilecki to prawdziwy bohater...
L
Levy
W dniu 03.06.2009 o 07:28, weran napisał:

I znowu opóźnienie: "Rondo powinno być gotowe pod koniec lipca. Termin został przesunięty z czerwca w związku ze wspomnianymi pracami i koniecznością wymiany i przełożenia instalacji."Jak zwykle. Tylko tym razem nie dało się zwalić winy na "wyjątkowo ciężką" zimę.



Skąd opóźnienie? Firma E. zdobywa większość przetargów na roboty drogowe. A że ludzi i sprzętu trochę ma za mało żeby to wszystko naraz pociągnąć to miasto idzie jej na rękę i zgadza się na przesuwanie terminów. Ot, jak skończą w jednym miejscu to mogą "przerzucić siły na inny front" i jakoś to leci. Niedawno na Ku Słońcu przez jakiś czas niewiele się działo i, co pewnie jest oczywiście zwykłym przypadkiem, akurat skończyli poprawki przy obwodnicy śródmiejskiej a tutaj zaczął się wzmożony ruch w robocie.
Ostatnio E. w konsorcjum z firmami z innych miast wygrał przetarg na budowę odcinka drogi S7 w okolicach Ostródy. Możemy już chyba obstawiać które kolejne prace w Szczecinie zostaną "opóźnione z powodu ciężkiej zimy lub zbyt dużych upałów".
t
tt
ja chcę by rondo nazwać im Birkuta bohatera pracy socjalistycznej - czy IPN ma na niego kwity że nie można jego uczcić?a może Birkut powinień być Radiu Maryja?
w
weran
I znowu opóźnienie:
"Rondo powinno być gotowe pod koniec lipca. Termin został przesunięty z czerwca w związku ze wspomnianymi pracami i koniecznością wymiany i przełożenia instalacji."
Jak zwykle. Tylko tym razem nie dało się zwalić winy na "wyjątkowo ciężką" zimę.
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński
Dodaj ogłoszenie