- Wczoraj w radiu usłyszałem, że pewna firma potrzebuje ludzi do odśnieżania dachów, więc przyszedłem dziś do urzędu pracy i spytałem, czy dostanę od nich jakiś kontakt - opowiada pan Andrzej, 56-letni bezrobotny, którego zagadnęliśmy przy wyjściu z Powiatowego Urzędu Pracy. - Okazało się, że w urzędzie nie mogą udzielać takich informacji osobom prywatnym. Poza tym, do takiej pracy trzeba mieć papiery z badań wysokościowych. Innych propozycji nie było, więc odchodzę z niczym.
W siedzibie szczecińskiego PUP tłumy. Już o godzinie 8.30 automat drukował numerki ponad 200. Ludzie czekali godzinę, dwie, a nawet trzy na przyjęcie, coraz bardziej się denerwując.
- Byłam kilkanaście minut po ósmej i automat wybił mi numerek 223 - opowiada pani Anna. - Poszłam do okienka i dowiedziałam się, że mam małe szanse na to, by dziś być obsłużoną, a numerek nie przechodzi na jutro. Idę więc sobie. Może jutro coś się zmieni.
W grudniu, gdy lustrowaliśmy PUP, było dużo mniej osób. Zarejestrowało się do końca roku 879 osób spośród 2,8 tys. stoczniowców zwolnionych z pracy. Zrobili to, by uzyskać ubezpieczenie. Dziś głównie są to osoby z innych firm.
- Kiedyś było lepiej, bo dla każdego była praca - opowiada mężczyzna, z zawodu tokarz frezer, który wiele lat przepracował w zakładach Polmo. - Teraz jestem na bezrobociu, z małymi przerwami, już od trzech lat. Latem udaje mi się zdobyć zajęcie na kąpieliskach, na Arkonce lub na Dziewokliczu. No, a poza sezonem trzeba sobie jakoś radzić. Dla ludzi w moim wieku nie mają żadnych ofert. Uważam, że jest to wyniszczanie własnego narodu.
- Mnie już będzie bardzo trudno coś znaleźć, jestem po pięćdziesiątce, a w tym wieku nie ma wielu możliwości - dodaje kolejny nasz rozmówca. - Młodym jest dużo lepiej, oni są wykształceni i mają przed sobą jakieś perspektywy, nie mają rodzin na utrzymaniu. A ludzie w moim wieku skazani są egzystencję, jak w krajach trzeciego świata.
Ludzie wchodzą, wychodzą, wracają i znowu wychodzą. Nerwowa atmosfera. Część z nich powtarza tę samą wersję, co nasza rozmówczyni, czyli że dziś nie mają szansy na rozmowę z urzędniczką, bo ich numerek jest trzycyfrowy.
- To nieprawda, prostuję tę informację - kategorycznie mówi Tadeusz Kaczmarek, wicedyrektor PUP. - Każda osoba, której w danym dniu został wydany numerek, zostanie przyjęta. Bywa, że automat przestaje wydawać numerki, co znaczy, że wyczerpał się limit osób, który danego dnia mogą być zarejestrowane.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?