Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Napadają na kobiety

Anna Miszczyk, 21 stycznia 2005 r.
W Dębnie huczy od plotek o grasującym zboczeńcu. Policja twierdzi, że miasto jest bezpieczne. Rozmawialiśmy z dębnianką, która jest innego zdania. Cudem uniknęła gwałtu.

O młodym mężczyźnie napadającym kobiety mówi się w mieście od kilku tygodni. Dębnowskiego komisariatu nie odwiedziła jednak dotąd żadna zgwałcona kobieta.

- Przestępstwo to jest ścigane na wniosek poszkodowanej. Jeśli kobieta się nie zgłosi, policja nic w jej sprawie nie zrobi - mówi powiatowy komendant policji Stefan Jaworski.

Komendant dodaje, że wie jedynie o gwałcie na cmentarzu w Barlinku. Zdarzyło się to 1 listopada. Poszkodowaną jest nieletnia. Według policyjnych statystyk, takie zdarzenia to w powiecie rzadkość. W minionym roku przyjęto 3 zgłoszenia zgwałceń. Prokuraturze przekazano zaś 5 spraw (część z nich była z 2003 r.). Pięć czynów miało popełnić dwóch podejrzanych. Osoby te aresztowano.

Bał się, że go rozpoznają

Pani Katarzyna z Dębna (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji) do dziś nie może się otrząsnąć z tego, co spotkało ją w wigilię. Cudem uniknęła gwałtu. Około godz. 19 wracała do domu ze szpitala, gdzie odwiedziła właśnie synową. Przeszła obok cmentarza przy ul. Kościuszki, minęła mostek na rzece Kosie i skręciła w Drogę Zieloną. Była już koło składu opału. W pewnej chwili dostrzegła, że idzie za nią mężczyzna. Przyspieszyła kroku. Nim się zorientowała, na twarzy poczuła rękę napastnika.

- Ten człowiek nie wydał z siebie żadnego głosu i robił wszystko, bym go nie widziała. Zachowywał się jak ktoś, kto nie chce być rozpoznany - mówi pani Katarzyna.

Dębnianka żałuje dziś, że miała w tym czasie nałożone rękawiczki. To przez nie trudniej było wyciągnąć z kieszeni gaz łzawiący.

- Jeszcze bym nie trafiła w tego mężczyznę, tylko siebie - mówi dzisiaj. - Gdyby nie rękawice, przeryłabym facetowi gębę. Nawet czułam, że dotykam jego oka - dodaje. - Dziś już nie noszę rękawiczek.

Byłoby po niej

Mąż pani Katarzyny żartuje dzisiaj, że dzięki zboczeńcowi dowiedział się iż jego żona jest jeszcze bardzo atrakcyjną kobietą.

- Ale miała szczęście - dodaje już poważnie. - Wystarczyłoby, by żona straciła przytomność. Nie było mrozu, ale jak by poleżała dłużej na ziemi, w ciągu paru godzin nastąpiłoby wychłodzenie organizmu. Byłoby po niej.

Napastnik mógł też zepchnąć kobietę do pobliskiej rzeki.

Panią Katarzynę uratowało to, że przyłożyła zboczeńcowi w najczulsze miejsce. Szarpali się leżąc na ziemi. Gdy mężczyzna oberwał, zsunął się po skarpie nad rzekę. Skulony uciekał w najciemniejsze zaułki. - Myślę, że on znał ten teren. Wiedział, gdzie są miejsca zacienione, a gdzie jest jaśniej, gdzie stoją lampy - mówi pani Katarzyna.

Przeciętny mężczyzna

Zaraz po zdarzeniu pani Katarzyna poszła na policję. Miała zakrwawioną twarz.

- Wróciłam z policjantami na miejsce zdarzenia - relacjonuje. - Potem trafiłam do szpitala.

Po spotkaniu z mężczyzną miała poobijaną twarz, naruszone zęby i wstrząs mózgu. Napastnik był mężczyzną około dwudziestki. Niewiele wyższym od pani Katarzyny, która ma 164 cm wzrostu. - Nie był atletą - mówi pani Katarzyna. - Miał na sobie niebieskie jeansy. Kurtka mogła być szara. Może ortalionowa.

Nie wszyscy wiedzą

Na cmentarzu przy ul. Kościuszki zastaliśmy dwie starsze kobiety. Żadna z nich nie słyszała o zdarzeniu z 24 grudnia.

- Owszem były tu napady na kobiety. Zabierano im złoto, wyrywano torebki - mówi jedna z nich. - Wiele lat temu zgwałcono też tu jedną. Ale teraz jest spokój.

Druga z pań dodaje, że przychodzi tu coraz rzadziej i tylko, gdy jest jasno. Podobnie robią ci, do których dotarła już pogłoska o napadzie.

- Na cmentarz chodzę w dzień i ze znajomym - mówi mieszkanka miasta. - Strach iść samemu.

Ludzie pamiętają też, jak przed laty na cmentarzu chętnie spotykali się narkomani. Pozostawiali po sobie strzykawki i prezerwatywy. Niszczyli pomniki. Dziś znikają stąd głównie znicze i metalowe elementy. Czasem ktoś próbuje oderwać blachę z rur ciepłowniczych, które znajdują się obok cmentarza.

Zapewniają dyskrecję

Nie wiadomo, czy pani Katarzyna była jedyną kobietą, która spotkała gwałciciela.

W mieście mówi się, że przed świętami, na ul. Daszyńskiego mężczyzna w kominiarce napadł młodą kobietę. Spłoszony miał uciec w stronę jeziora Lipowo.

Komendant Stefan Jaworski zapewnia, że zgwałcone kobiety, które zgłoszą się na komisariat, będą rozmawiać z policjantką.

- Wystarczy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - mówi. - Szczegółowe przesłuchanie przeprowadzi prokurator. Chodzi o to, by ofiara przemocy nie musiała wielokrotnie powtarzać tego samego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński