W tym tygodniu sąd zamknął przewód. Strony wygłosiły mowy końcowe.
- Wysłałem list do Die Welt, gdy ten artykuł się ukazał. Odpowiedzi nie otrzymałem. Stwierdzenie, że to były polskie obozy koncentracyjne dotyka mnie osobiście, bo moi dziadkowie byli ofiarami hitleryzmu - uzasadniał swoje racje świnoujścianin, z zawodu informatyk.
Według niego używanie takich zwrotów jest niesprawiedliwe i powoduje, że zachodnia opinia publiczna utwierdzana jest w nieprawdziwych opiniach o Polakach.
- Jeden z moich dziadków zginął podczas prac przymusowych w Iławie, w podobozie obozu koncentracyjnego w Sztutowie. Drugi dziadek, partyzant z AK, był w obozie śmierci, ale udało mu się uciec - przypomina historię.
Jego pełnomocnik, mec. Szymon Topa, zgodził się reprezentować go w sądzie za darmo. Przypomniał, że niemiecka gazeta kłamliwego zwrotu użyła kilka razy.
Pełnomocnicy wydawcy gazety nie kwestionują użycia kłamliwych słów. Zwracają jednak uwagę, że nie był to celowy zabieg, a jedynie niefortunne wskazanie miejsca zbudowania obozów. Uważają, że Osewski nie może powoływać się na tożsamość narodową, bo to uniwersalne dobro, na które może powoływać się państwo, a nie obywatel. Powództwo Osewskiego popiera prokuratura.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?