Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieli pecha

Krzysztof Dziedzic
Na turniej artystów (na zdjęciu Marcin Daniec), zwłaszcza gdy jest ładna pogoda, zawsze zajrzy kilka osób. To jednak za mało, by turniej był bardzo udany.
Na turniej artystów (na zdjęciu Marcin Daniec), zwłaszcza gdy jest ładna pogoda, zawsze zajrzy kilka osób. To jednak za mało, by turniej był bardzo udany. Andrzej Szkocki
Jeżeli ktoś powie, że zakończony w niedzielę na szczecińskich kortach turniej tenisowy Pekao Open był kiepski - nie powie prawdy.

Po co ludzie przychodzą na Pekao Open? Powodów może być co najmniej pięć: 1) chcą obejrzeć tenis na dobrym poziomie; 2) chcą obejrzeć dramatyczne spotkania, w których będzie zmieniała się sytuacja, a wynik ważył do ostatniej piłki; 3) chcą być świadkami zwycięstw polskich tenisistów; 4) chcą spędzić miło czas na świeżym powietrzu; 5) chcą być tam, gdzie coś się dzieje - gdzie np. przewijają się postaci znane nie tylko w Szczecinie, ale w całym kraju.

Brak Polaków i krecze

Prawdziwy miłośnik tenisa przychodzi na Pekao Open głównie z trzech pierwszych powodów. Niestety, w tym roku spotkał ich pewien zawód: naprawdę dobrych i emocjonujących spotkań było zaledwie kilka. Do nich na pewno można zaliczyć mecz finałowy Argentyńczyka Sergio Roitmana z Czechem Ivo Minarem (6:2, 7:5), Austriaka Daniela Koellerera z Argentyńczykiem Martinem Vassallo Arguello (6:3, 7:6), czy Włocha Filippo Volandriego z Czechem Bohdanem Ulihrachem (7:6, 6:2).

Były też mecze, w którym tenisista przegrywający pierwszego seta jednak wygrał, co zawsze wywołuje pewne emocje. I to niestety wszystko.

Największym problemem okazał się jednak brak Polaków i... krecze. Już długo przed turniejem było jasne, że z powodu dobrych występów w Pucharze Davisa, najlepsi polscy zawodnicy nie przyjadą do Szczecina. Co w takiej sytuacji zrobić? Albo liczyć, że inni nasi tenisiści wykorzystają szansę, albo postawić na gwiazdy - czyli tenisistów z pierwszej 50-tki światowego rankingu.

Organizatorzy postanowili liczyć na oba warianty - ale niestety w obu ponieśli porażki. Żaden Polak nie przeszedł eliminacji i w turnieju głównym mieliśmy tylko jednego reprezentanta, Marcina Gawrona. Z nim stała się tragedia: na początku pierwszego seta meczu pierwszej rundy z Włochem Simone Bolellim źle stanął na korcie i podkręcił nogę. Włoch i do tego momentu miał przewagę, a potem jeszcze większą. Przy stanie 0:6, 1:2 Polak poddał się.

Niestety, nie był to jedyny przykry krecz w turnieju: z kortu przed czasem zeszli także dwaj najwyżej rozstawieni gracze - Volandri i Francuz Gael Monfils. Obaj zagrali z "dzikimi kartami", jako zawodnicy z czołowej 50-tki rankingu. Mieli przynajmniej momentami pokazać tenis na najwyższym światowym poziomie. Niestety, obaj odpadli po kreczach.

Volandriego można wytłumaczyć, bo zrobił to dopiero w półfinale, więc chyba coś mu rzeczywiście dolegało. Ale Monfils zrezygnował z walki już w pierwszej rundzie, gdy wyraźnie nie chciało mu się grać w zimnym Szczecinie.

Niekorzystny zbieg okoliczności

Pogoda niestety też odegrała sporą rolę. Przy zimniej aurze mało komu chciało się przychodzić po południu i wieczorami na korty. Zwłaszcza, że tenisiści nie za bardzo rozgrzewali swą grą...

W sumie: podczas Pekao Open zdarzył się niekorzystny dla organizatorów splot okoliczności. Czy to ich wina, że w Polsce mamy tylko pięciu niezłych zawodników, albo że przez pierwsze dni turnieju było zimno...? Mieli po prostu pecha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński