Po co ludzie przychodzą na Pekao Open? Powodów może być co najmniej pięć: 1) chcą obejrzeć tenis na dobrym poziomie; 2) chcą obejrzeć dramatyczne spotkania, w których będzie zmieniała się sytuacja, a wynik ważył do ostatniej piłki; 3) chcą być świadkami zwycięstw polskich tenisistów; 4) chcą spędzić miło czas na świeżym powietrzu; 5) chcą być tam, gdzie coś się dzieje - gdzie np. przewijają się postaci znane nie tylko w Szczecinie, ale w całym kraju.
Brak Polaków i krecze
Prawdziwy miłośnik tenisa przychodzi na Pekao Open głównie z trzech pierwszych powodów. Niestety, w tym roku spotkał ich pewien zawód: naprawdę dobrych i emocjonujących spotkań było zaledwie kilka. Do nich na pewno można zaliczyć mecz finałowy Argentyńczyka Sergio Roitmana z Czechem Ivo Minarem (6:2, 7:5), Austriaka Daniela Koellerera z Argentyńczykiem Martinem Vassallo Arguello (6:3, 7:6), czy Włocha Filippo Volandriego z Czechem Bohdanem Ulihrachem (7:6, 6:2).
Były też mecze, w którym tenisista przegrywający pierwszego seta jednak wygrał, co zawsze wywołuje pewne emocje. I to niestety wszystko.
Największym problemem okazał się jednak brak Polaków i... krecze. Już długo przed turniejem było jasne, że z powodu dobrych występów w Pucharze Davisa, najlepsi polscy zawodnicy nie przyjadą do Szczecina. Co w takiej sytuacji zrobić? Albo liczyć, że inni nasi tenisiści wykorzystają szansę, albo postawić na gwiazdy - czyli tenisistów z pierwszej 50-tki światowego rankingu.
Organizatorzy postanowili liczyć na oba warianty - ale niestety w obu ponieśli porażki. Żaden Polak nie przeszedł eliminacji i w turnieju głównym mieliśmy tylko jednego reprezentanta, Marcina Gawrona. Z nim stała się tragedia: na początku pierwszego seta meczu pierwszej rundy z Włochem Simone Bolellim źle stanął na korcie i podkręcił nogę. Włoch i do tego momentu miał przewagę, a potem jeszcze większą. Przy stanie 0:6, 1:2 Polak poddał się.
Niestety, nie był to jedyny przykry krecz w turnieju: z kortu przed czasem zeszli także dwaj najwyżej rozstawieni gracze - Volandri i Francuz Gael Monfils. Obaj zagrali z "dzikimi kartami", jako zawodnicy z czołowej 50-tki rankingu. Mieli przynajmniej momentami pokazać tenis na najwyższym światowym poziomie. Niestety, obaj odpadli po kreczach.
Volandriego można wytłumaczyć, bo zrobił to dopiero w półfinale, więc chyba coś mu rzeczywiście dolegało. Ale Monfils zrezygnował z walki już w pierwszej rundzie, gdy wyraźnie nie chciało mu się grać w zimnym Szczecinie.
Niekorzystny zbieg okoliczności
Pogoda niestety też odegrała sporą rolę. Przy zimniej aurze mało komu chciało się przychodzić po południu i wieczorami na korty. Zwłaszcza, że tenisiści nie za bardzo rozgrzewali swą grą...
W sumie: podczas Pekao Open zdarzył się niekorzystny dla organizatorów splot okoliczności. Czy to ich wina, że w Polsce mamy tylko pięciu niezłych zawodników, albo że przez pierwsze dni turnieju było zimno...? Mieli po prostu pecha.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?