Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Flieger: Bilans ujemny, więc czujemy niedosyt

Przemysław Sierakowski
Marcin Flieger (rzuca) uważa, że Wilki miały dość trudnych rywali na początku rozgrywek.
Marcin Flieger (rzuca) uważa, że Wilki miały dość trudnych rywali na początku rozgrywek.
Rozmowa z Marcinem Fliegerem, rozgrywającym i rzucającym obrońcą ekstraklasowych King Wilków Morskich Szczecin.

- W minionej kolejce mierzyliście się ze Stelmetem Zielona Góra. Przed laty grałeś w tym zespole. Jakie emocje towarzyszyły ci przed tym meczem?

- Na pewno mam jakiś sentyment do klubu z Zielonej Góry. Spędziłem tam naprawdę fajne trzy sezony, podczas których odnosiliśmy sukcesy. Oczywiście bardzo zależało mi też na tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Przede wszystkim chciałem, aby to Wilki wygrały mecz. Szkoda, że to się nam nie udało, bo było naprawdę bardzo blisko, aby tak się stało. Do zwycięstwa zabrakło niewiele.

- Co twoim zdaniem zadecydowało o tym, że to Stelmet cieszył się ze zwycięstwa?

- Myślę, że początek trzeciej kwarty miał ogromny wpływ na przebieg całego spotkania. To my powinniśmy wyjść z szatni ze sportową agresją i próbować robić wszystko, by zdobyć jak najwięcej punktów. Gdyby tak się stało i osiągnęlibyśmy większą przewagę, to moglibyśmy spokojnie kontrolować spotkanie. Niestety, stało się odwrotnie. Troszkę się pogubiliśmy na początku tej drugiej połowy i pozwoliliśmy, aby to gospodarze się do nas zbliżyli. Pocieszające może być to, że mimo tego przestoju byliśmy w stanie wrócić do walki o zwycięstwo. W końcówce mieliśmy swoje szanse na wygraną. W ostatniej minucie, przy remisie, mogliśmy wyjść na prowadzenie. Niestety, nie udało się, a Steve Burtt wykorzystał swoją szansę i trafił kluczowy rzut z dystansu. Myślę, że mecz był bardzo pasjonujący i każda z drużyn miała swoje szanse, żeby to spotkanie wygrać.

- Jak scharakteryzowałbyś grę Wilków po sześciu kolejkach?

- Patrząc na tabelę można zauważyć, że graliśmy z czołówką ligi. Śląsk Wrocław wciąż nie przegrał żadnego meczu. AZS Koszalin, Asseco Gdynia i Stelmet to drużyny, które znajdują się w pierwszej szóstce. Bilans spotkań mamy ujemny i nie jest to wynik, który nas satysfakcjonuje. Czujemy niedosyt. Już w pierwszej kolejce, grając we Wrocławiu, mogliśmy sprawić niespodziankę i wygrać na wyjeździe. Tak samo było ze Stelmetem. Bilans byłby zupełnie odwrotny i myślę, że dzisiaj mielibyśmy trochę inne nastroje. Jestem zdania, że w każdym z tych spotkań zaprezentowaliśmy się dobrze i po prostu zabrakło trochę szczęścia. Dzisiaj naprawdę moglibyśmy mieć na swoim koncie dwa zwycięstwa więcej.

- W poprzednim sezonie pełniłeś rolę rozgrywającego. W tym sezonie najczęściej występujesz na pozycji rzucającego obrońcy. Na której z tych pozycji czujesz się lepiej?

- To bardzo trudne pytanie, bo na jednej i drugiej pozycji gra mi się bardzo dobrze. Zawsze lubiłem zdobywać punkty, więc problemem nie jest dla mnie występowanie na pozycji rzucającego obrońcy. Jednak w momentach, gdy Trevor Releford potrzebuje odpoczynku to ja wchodzę na pozycję rozgrywającego i taka rola w zespole też bardzo mi odpowiada.

- Wspomniałeś o Trevorze Relefordzie. Ten rozgrywający udowodnił już, że ma bardzo duże umiejętności. W ostatnim meczu ze Stelmetem błyszczał inny Amerykanin - Darrell Harris. Myślisz, że do naszej ekstraklasy pasowałoby stwierdzenie: "pokaż mi swoich obcokrajowców, a powiem ci, które miejsce zajmiesz"?

- Na pewno gracze zza oceanu są kontraktowani po to, by podnosić poziom drużyny i prowadzić ją do zwycięstw. Myślę, że podobnie było w Szczecinie. Wilki podpisały kontrakt z Trevorem Relefordem, Dino Gregorym czy Darrellem Harrisem i mają względem nich określone oczekiwania. Chłopaki na razie bardzo dobrze wywiązują się ze swoich ról i oby było tak do końca sezonu.

- Obecny sezon nie jest twoim pierwszym w ekstraklasie. Gdybyś miał porównać poziom obecnych rozgrywek do tych sprzed kilku lat, to jak wypadłoby to porównanie?

- Szczerze mówiąc, to wielu zmian nie widzę. Oczywiście jest kilka nowych nazwisk, ale one pojawiają się co sezon. Wiadomo też, że nowi zawodnicy grają inaczej i dopiero poznaje się ich umiejętności. Natomiast jest też grono osób, które w tej ekstraklasie gra już od ładnych paru lat.

- W najbliższą niedzielę Wilki Morskie zagrają z Czarnymi Słupsk. Jak trzeba zagrać, żeby wygrać?

- Myślę, że musimy patrzeć przede wszystkim na siebie i złapać odpowiedni rytm od początku spotkania. Musimy wystrzegać się też przestojów i grać na maksymalnych obrotach przez pełne 40 minut. Naszą największą bronią jest szybki atak. Gdy gramy szybko i łatwo przechodzimy z obrony do ataku, to z powodzeniem zdobywamy punkty i wygrywamy. Zawsze gra nam się trudniej, kiedy mamy gorszy dzień w obronie i nie możemy wyprowadzać szybkich ataków. Wtedy pojawia się też problem ze zdobywaniem punktów.

- Czarni to kolejna drużyna obok Śląska Wrocław i Stelmetu, w której przed laty występowałeś. Jak wspominasz czas, w którym broniłeś barw tego zespołu?

- Mam bardzo dobre wspomnienia związane z Czarnymi. To był mój pierwszy klub, z którym grałem w ekstraklasie. Dla mnie był to na pewno bardzo duży przeskok. Przeszedłem z I ligi do wyższej klasy rozgrywkowej. Myślę, że w Czarnych nauczyłem się bardzo dużo. Stąd bierze się moja pozytywna ocena tamtego okresu. Jednak mam nadzieję, że w najbliższą niedzielę to Wilki odniosą zwycięstwo.

- Na pokładzie Wilków zameldował się nowy zawodnik. Jest nim Mike Rosario. Co możesz powiedzieć o tym koszykarzu?

- Myślę, że będzie to bardzo wartościowy zawodnik w naszej drużynie. Doskonale uzupełni naszą rotację i będziemy mogli grać z jeszcze większym zaangażowaniem. Nikt nie będzie musiał obawiać się tego, że komuś zabraknie sił, czy też ktoś będzie musiał opuścić parkiet za nadmiar przewinień. Mike Rosario na pewno bardzo przyda się w zespole i dobrze, że taki zawodnik do nas dołączył.

- Przed rozpoczęciem sezonu cały klub starał się rozwijać na polu marketingowym tak, aby Wilki miały solidną rzeszę kibiców. Jesteś zaskoczony tym, co dzieje się na trybunach podczas waszych spotkań? Spodziewałeś się takiej frekwencji ze strony sympatyków koszykówki?

- Jestem bardzo mile zaskoczony. Nie ma osoby, która nie byłaby mile zaskoczona, bo chyba nikt się nie spodziewał, że będzie to tak wyglądać. Mam tylko nadzieję, że naszą grą przyczynimy się do tego, że to co dzieje się na trybunach będziemy mogli podziwiać do końca sezonu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński