Pan Maciej jest studentem dziennikarstwa. Dorabia w barze swojej mamy przy dworcu autobusowym. Dziś rano poszedł do pobliskiego kiosku. Chciał kupić kartę telefoniczną.
- Zobaczyłem oparty o kiosk plecak. Nikogo przy nim nie było - opowiada pan Maciej. - Wziąłem plecak.
W barze zajrzał do środka. Był tam duński i polski paszport, kosmetyki, jakiś notes, klucze, dokumenty samochodu i portfel.
- Z ciekawości zajrzałem do środka i oniemiałem - mówi pan Maciej. - Było 11 tysięcy koron!
W plecaku znalazł też rachunek telefoniczny z Telekomunikacji. Postanowił zadzwonić pod podany tam numer telefonu.
- Ale nikt nie odbierał - mówi pan Maciej. - Pomyślałem, że spróbuję jeszcze raz za jakiś czas.
Po czterech godzinach od znalezienia plecaka, do baru, w którym pracuje pan Maciej wszedł bardzo zdenerwowany starszy mężczyzna. Zapytał, czy przypadkiem nikt nie oddał jakiegoś plecaka.
- Zapytałem, jak wyglądał, co było w środku. Wszystko się zgadzało - mówi Maciej Zdziech. - Powiedziałem, że jest taki plecak. Zadzwoniłem po policję, żeby byli obecni przy przekazaniu tego plecaka. Nie potrafię powiedzieć słowami, jak bardzo ucieszył się ten mężczyzna.
Za oddanie pan Maciej dostał od właściciela 10 procent znaleźnego i dodatkowe 100 koron za to, że sam próbował się z nim skontaktować.
Okazało się, że właściciel plecaka ma dwa obywatelstwa - duńskie i polskie. Przypłynął promem i samochodem jechał do Łodzi, gdzie ma mieszkanie. Brak plecaka zauważył dopiero koło Gorzowa Wlkp. Natychmiast zawrócił.
- Mówił, że droga powrotna do Świnoujścia, to był dla niego prawdziwy horror - mówi pan Maciej. - Strasznie się denerwował. A na dodatek jest chory na serce.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?