Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubimy kupować ciuchy w lumpeksach

Anna Starosta
Ten sklep w Świnoujściu cieszy się powodzeniem nie tylko wśród mieszkańców, ale także turystów. Do dzielnicy nadmorskiej szybko trafiają informacje o dostawie towaru.
Ten sklep w Świnoujściu cieszy się powodzeniem nie tylko wśród mieszkańców, ale także turystów. Do dzielnicy nadmorskiej szybko trafiają informacje o dostawie towaru. Fot. Sławek Ryfczyński
Nowe, znaczy nudne. Tak mogłoby brzmieć hasło zwolenników używanej odzieży. - Takie rzeczy są trwalsze - mówi Marika. - Przecież te ciuchy mają kilka lat, były już przez kogoś noszone, a niektóre nadal wyglądają jak nówki.

Kupują w lumpeksach, bo: po pierwsze jest taniej, są kreacje najsłynniejszych projektantów (za śmieszne pieniądze), rzeczy są niepowtarzalne, jest dostępna większa rozmiarówka niż w zwykłych butikach i w końcu (to być może argument najważniejszy): jest moda na second-handy. Powstają na ten temat artykuły, strony internetowe. Celebryci chwalą się, że noszą ciuchy vintage!

Lumpeks, ale zachodni

Zaskakujące jest, jak wiele nazw powstało wraz z wyrastającymi jak grzyby po deszczu sklepami z używaną odzieżą. Zwykle mają dopisane "zachodnią", bo wciąż tkwi w nas przyzwyczajenie, że to, co pochodzi od sąsiadów "z lewej strony" mapy - jest lepsze. Swoją drogą zastanawiające jest, jak nazywają takie sklepy na przykład we Francji? Nie mogą to być ciuchy z Anglii czy Stanów Zjednoczonych, bo te kraje zapatrzonym w modę Francuzom nie kojarzą sie raczej ze stylem i dobrymi ciuchami.

Wracając do nas. Mamy: lumpeksy, ciucholandy, second-handy, szmateksy i szmatlandy i inne nazwy funkcjonujące w poszczególnych miastach czy grupach klientów. Słyszałam jak nastoletnie dziewczyny ze Szczecina szły do ciuchowa. Są też dwa modne słowa: outlet i vintage. Często mylone. Pierwsze oznacza rzeczy, które są nowe (!), ale nie zostały sprzedane. To końcówki serii, ubrania z poprzednich sezonów. W ten sposób producent pozbywa się rzeczy, które zalegają w magazynach. A klienci mają okazje kupić dobre, nowe ubrania po atrakcyjnych cenach.

Słowo vintage pochodzi z terminologii winiarskiej. Oznacza dobry rocznik wina. Sklepy z taką odzieżą, to nie typowe lumpeksy, gdzie mamy ciuchy w kontenerach, liczone często na wagę. Tutaj liczy się pewna myśl. Chodzi o markę, styl, charakterystyczne dla danej epoki kroje czy dodatki. A rzeczy, jak wino, im starsze, tym cenniejsze. Jedni twierdzą, że ubrania vintage mogą mieć minimum ćwierć wieku. Króluje come back na lata 80 i początek 90. Inni uznają za vintage także ciuchy sprzed dwóch, trzech sezonów. Nie są to jednak sportowe bawełniane koszulki, czy sukienki i żakieciki, jakich miliony. Chodzi o markowe ubrania. Jedyne w swoim rodzaju.

Przyszliśmy w piątek rano do jednego ze sklepów z używaną odzieżą w Świnoujściu. Robi prawdziwą furorę. W piątek właśnie są dostawy ubrań. Już przed godziną 10 ustawia się kolejka. Kobiety wychodzą ze sklepu, nie z reklamówkami, ale z workami ubrań. Część bierze na handel. W sklepie jest tak duży wybór fasonów, krojów, rozmiarów i firm, że można coś odsprzedać po dużo wyższej cenie.

Za 62 zł od stóp do głów

Rozmawiamy w kolejce z klientkami czekającymi na otwarcie. Dwie 40-letnie kobiety mówią, że im chodzi głównie o cenę.

- W zeszłym tygodniu kupiłam elegancką bluzkę, dobrałam do niej spódnicę i żakiet - mówi Jadwiga Helesińska. - Wszystko pasujące do siebie. Ładne i niezniszczone. W sumie zapłaciłam 62 złote. Najdroższy był żakiet - 35 złotych. Warto, bo jest ładnie wykończony, ze złotą nitką i ozdobnymi guzikami. Wykonany bardzo dobrze. Nie jakaś cienka szmatka "lnopodobna", jak to jest teraz, tylko ładne płótno, z satynową podszewką.

Koleżanka pani Heleny dodaje, że za taki zestaw w normalnym sklepie kobieta musiałaby zapłacić trzykrotnie więcej.

- A coś ty - strofuje ją nasza rozmówczyni. - Widziałam ostatnio w Szczecinie podobny żakiet. Był nawet gorszy, bo wykończenia miał byle jakie. Kosztował 380 złotych! Razem ze spodniami i spódniczką zdaje się ponad 500 złotych.

Liczy się metka

Na początku kolejki trzy studentki. Jak tylko mają wolne, przychodzą wcześniej. Muszą, jak twierdzą, pierwsze dostać się do sklepu i szybko "złowić" rzeczy, jakie wpadną im w oko.

- Wyciągamy dobre markowe ciuchy. Można tu nawet znaleźć ubrania od Pierre Cardina, Chloe czy Chanel. Oczywiście dużo częściej są ubrania masowych marek jak H&M, Reserved, Carry czy też C&A, albo sportowe Nike oraz Puma - wylicza Paulina Namilewska.

Dziewczyny tłumaczą, że lubią markowe ciuchy. Nie chodzi im tylko o nazwy na metkach. Nie muszą się chwalić, że mają spodnie od Pierre Cardina.

- Chodzi o to, że takie rzeczy są trwalsze, w dużo lepszym stanie niż "noł nejmy" (no name - z ang. w dosłownym tłumaczeniu: bez nazwy - przyp. red.) - dodaje Marika Czołowiec. - Dowodem na to jest chociażby fakt, że ciuchy mają kilka lat, były już przez kogoś noszone, a niektóre nadal wyglądają jak nówki.

Dziewczyny wyszły ze sklepu z całym naręczem kolorowych bluzeczek, krótkich spódniczek i zapinanych czy zawiązywanych letnich sweterków. Do tego zamszowy płaszczyk dla jednej i jeansowa katana dla drugiej.

Jedyne w swoim rodzaju

W rozumieniu studentek słowo oryginalne ciuchy niosło za sobą określenie dla ubrań oznaczonych konkretną marką. Oryginalne czyli niepodrabiane. Jak dresy na bazarach - śmiały się nasze rozmówczynie.

Katarzyna Podolerewicz, która stała tuż za nami, przysłuchując się rozmowie, powiedziała, że też szuka ciuchów oryginalnych. W jej przypadku jednak nie liczy się metka a nietuzinkowość.

- Nie chcę wyglądać jak kilka tysięcy innych klientek C&A, Reserved czy Orsay - mówi dziewczyna. - I to nie tylko w naszym kraju, ale w całej Europie i jeszcze dalej, gdzie te ubrania są sprzedawane.

Na pierwszy rzut oka widać, że woli styl, który można by nazwać artystyczny. Nieco hipisowski. Wybrała długą spódnicę we wzory jak z obrazu Kandinsky" iego. Ażurową kamizelkę, która mogłaby uchodzić za ręcznie robioną. Kilka apaszek, które, jeśli nie nosi ich uwiązanych na szyi, to upina na torbie lub przewleka przez szlufki w spodniach.

Większe na chwilę

Na końcu kolejki widać panie, jak same się określiły, z większej rozmiarówki.

- Dla niektórych to okres przejściowy, są w ciąży, lub tuż po urodzeniu. Nieco przytyły. Do czasu schudnięcia tłumaczymy sobie, że trzeba kupić kilka większych ubrań, potem wrócimy do normy. I ciuchy będą niepotrzebne. Lumpeksy są idealne, bo nie dość, że mają duże rozmiary, to jeszcze tanio - mówi jedna z kobiet.

Inne, jak dodaje Elżbieta Bodewicz, elegancka kobieta, w letnich spodniach, luźnej bluzce i dużej lnianej zgniłozielonej torbie, mają po prostu taką figurę i jest im z tym dobrze.

- Tylko, że ładnych ubrań w rozmiarach powyżej 42 (nie mówiąc już o 46 czy 48) jest jak na lekarstwo w normalnych sklepach - tłumaczy. Możemy sobie coś kupić w eleganckich butikach, gdzie są nudne garsonki dla urzędniczek - denerwuje się kobieta. - A ją wolę styl sportowy. Tylko, że takie ciuchy są z reguły w rozmiarach 36 i 38.

- Które zresztą są też i zawyżane, bo faktycznie sklepowe 40 czy 42 to tak naprawdę 38! - dodaje Monika Pałasińska.

Panie wynoszą ze sklepu zwiewne tuniki. Z półprzeźroczystych szyfonów, bardzo modne w tym sezonie. Pani Monika, która uwielbia spódnice, kupiła trzy.

- Jedna jest ciut obcisła. Ale to tak z nadzieją, że do urlopu nieco zrzucę - śmieje się nasza rozmówczyni.

Obie panie zostawiły w sklepie niebagatelną sumę 360 złotych! Mówią jednak, że są obkupione na lato i jesień włącznie. Martwią się tylko jak zawiozą górę ciuchów do domu. Są w Świnoujściu na urlopach.

Na rower albo do ślubu

Wśród klientów są też mężczyźni. Jak mówią nam ekspedientki, są oni jednak w zdecydowanej mniejszości. Panowie przychodzą głównie po konkretne rzeczy.

- Nie buszują między wieszakami w poszukiwaniu fantastycznej koszuli w kratkę - żartuje pani Elwira, która sprzedaje w sklepie. - Szukają raczej marynarki, bo akurat muszą iść na wesele, czy jakieś przyjęcie a nie mają w swojej garderobie takich ubrań.

Pan Wojciech, który zawstydził się rozmową z nami, powiedział tylko krótko, że szuka kurtki na lato. Jakiej? Zapytaliśmy. Normalnej! Odpowiedział, patrząc błagalnym wzrokiem na panią Elwirę, aby pomogła mu w poszukiwaniach.

Panowie często przychodzą po rzeczy sportowe. Profesjonalne ubrania dla amatorów kolarstwa czy joggingu nie są tanie.

- Wykonane są ze specjalnych materiałów, nie przepuszczających wiatru, ale oddychających, o aerodynamicznym kształcie - tłumaczy Szymon Gawoliński. Przy okazji kierując nas do innego sklepu.
Tam jest więcej panów, chociaż na wieszakach są też damskie ubrania. Na specjalne okazje. Sukienki dla matek pań młodych, albo dla nich samych, ale na ślub cywilny. Do tego cały wieszak skórzanych kurtek.

- To ubrania, które są bardzo drogie w normalnym sklepie - mówi jeden z klientów. - A czasem nawet dobrze, jak kurtka jest nieco przetarta czy używana. A nie taka szeleszcząca "nówka".

Używane w internecie

Kupowanie w lumpeksach kiedyś kojarzyło się z ubraniami na kilogramy.

Teraz w większości ciucholandów ubrania rozłożone są na wieszakach. Każde ma swoją cenę.
Kupowanie w second-handach wkroczyło do internetu.

- Czy nie na tym opiera się Allegro? - pyta Katarzyna. - Przecież tam sprzedaje się w dużej mierze rzeczy używane. A czy to samochody, meble czy ubrania. Co za różnica.

Zobacz co się dzieje w Stargardzie:
Kliknij na mmstargard.pl

Zobacz na mmszczecin.pl
XV Przystanek Woodstock w obiektywie piotrka72t

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński