- Moja żona jest bardzo chora, ma nowotwór złośliwy i w piątek źle się poczuła - opowiada mieszkaniec Stargardu (nazwisko do wiadomości redakcji). - Zbiera się jej woda w płucach i dusi się. Poszła do przychodni na ul. Szczecińskiej i półtorej godziny siedziała pod drzwiami. Musiała czekać aż pani doktor będzie miała czas. Gdy ją przyjęła, od razu wysłała ją karetką do szpitala w Zdunowie.
Nasz Czytelnik nie może się pogodzić z postawą lekarki, która później niezbyt grzecznie mu tłumaczyła, że: "tutaj wszyscy są chorzy, a ja w tym czasie kawy nie piłam".
Udało nam się jeszcze wczoraj zastać panią doktor w Niepublicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej "Zachód" w Stargardzie, gdzie przyjmuje.
- Ta pani była niezarejestrowana, siedziała między innymi pacjentami i nie było widać czy jest w ciężkim stanie - mówi doktor Jadwiga Smoląg. - Nie była umierająca. Pacjenci są zapisani co 10 minut, na zasadzie "wlazł-wylazł". W międzyczasie mogłam przyjąć tę panią i po badaniu stwierdziłam, że będzie lepiej, gdy pojedzie do szpitala pulmonologicznego, bo u nas nie ma takiego oddziału.
Pani doktor tłumaczy, kiedy jej pacjent nie musi czekać pod drzwiami gabinetu. - Gdy padnie, będzie miał drgawki albo duszność widoczną gołym okiem, wtedy nie dajemy mu czekać - mówi dr Smoląg.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?