Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy dzieci rodzą dzieci

Wioletta Mordasiewicz
Wioletta Mordasiewicz
Prezentujemy trzy historie małoletnich matek z Domu Dziecka nr 2 w Stargardzie. Dziewczyny nie posłuchały rad o usunięciu ciąży i zdecydowały się urodzić dzieci. Teraz chcą zapewnić im normalność.

Nastoletnie dzieci stają przed dużym wyzwaniem, któremu nierzadko nawet dorośli nie potrafią stawić czoła. Gdy zabraknie rodziny lub gdy najbliżsi odwracają się plecami, dziewczyny pozostają same. Mogą liczyć jedynie na pomoc instytucji, które nigdy nie zastąpią ciepła rodzinnego ogniska.

Mowa o nieletnich matkach, które nie posłuchały "dobrych" rad, by usunąć ciążę. Zdecydowały się urodzić i wychowywać swoje dzieci.

Agnieszka straciła ojca i matkę

Agnieszka, ładna blondynka o niebieskich oczach, chętnie opowiada o swoim życiu. ale zastrzega od razu, że na niektóre pytania nie będzie odpowiadać.

Życie, jak mówi, doświadczyło ją wielokrotnie, jednak wcale tego po niej nie widać. Jest pewna siebie, zdecydowana. Starannie i z łatwością dobiera słowa.

Agnieszka pochodzi ze Szczecina. Pierwszy życiowy cios spotkał ją gdy miała 3 lata. Straciła wtedy ojca, który zginął w wypadku samochodowym. Nie umiała tego zrozumieć, brakowało jej taty, jej ostoją była matka. Trzy lata później śmierć zabrała również mamę.

- Nie wiedziałam, że chorowała na raka - mówi Agnieszka. - To stało się bardzo szybko: szpital, śmierć, pogrzeb.W ciągu tygodnia moje życie diametralnie się zmieniło.

Czy cierpiałam? Na pewno brakowało mi bliskich mi osób. Ale byłam za mała, żeby zrozumieć wszystko do końca. Pogodziłam się, że tak musi być. Życie biegło swoim torem.

Dziewczynę zabrali do siebie dziadkowie, którzy mieszkali około 40 km od Szczecina. Mieszkała z nimi do 14 roku życia.

- To był dla mnie okres buntu - kontynuuje opowieść Agnieszka. - Za to, że nie zachowywałam się tak jak trzeba, zostałam ukarana.

Zabrano mnie do ośrodka szkolno-wychowawczego w Szczecinie, gdzie przebywałam 1,5 roku. Kontakt z dziadkami miałam tylko w weekendy i święta. W ośrodku poznałam wielu ludzi, zarówno dobrych jak i złych. Od tych drugich nauczyłam się rzeczy, których dziewczyna w moim wieku nie powinna poznać. Wydawało mi się, że stoję na jakiejś górce i albo polecę w dół, albo się podciągnę.

Przypuszczam, że moje życie wyglądałoby gorzej, gdybym nie zaszła w ciążę. Gdy się o tym dowiedziałam wszystko zmieniło się.

Nie chciała usunąć

Agnieszka opowiada, że w ośrodku większość ludzi pracowała tylko po to, by zarobić na chleb. Tylko nieliczni mieli podejście do młodzieży z problemami. Ona miała szczęście. Znalazł się ktoś kto zechciał jej pomóc. Była to wychowawczyni grupy chłopców. Tylko raz zapytała Agnieszkę czy myśli o usunięciu ciąży. Potem nie wracała do tego tematu. Nastolatka podjęła decyzję, że urodzi i wychowa dziecko.

- Nie wyobrażałam sobie tego inaczej - opowiada. - Pomyślałam, że skoro tak wyszło, to trzeba ponieść konsekwencje. Zawsze w sytuacjach problemowych miałam takie poczucie, że musi być jakiejś wyjście z sytuacji. Któryś z wychowawców zaczął szukać dla mnie miejsca, w którym mogłabym dotrwać do końca ciąży, urodzić dziecko i kontynuować naukę.

W szóstym miesiącu ciąży Agnieszka trafiła do Domu Dziecka nr 2 w Stargardzie. Nie była szczęśliwa z tego powodu, ale zgodnie ze swoją dewizą życiową postanowiła wszystko przetrwać.

W stargardzkiej placówce przebywa już 4 lata. Ma osobny pokój, ale kuchnię i łazienkę dzieli z innymi młodymi matkami. Chodzi do szkoły średniej. W tym roku przystąpi do egzaminu maturalnego. Z ojcem czteroletniego Krzysia utrzymuje kontakty. Widują się często, planują wspólne życie.

- Synek wypełnił w moim życiu pustkę uczuciową - mówi Agnieszka. - Mam kogo kochać. Zaskakuje mnie swoją dojrzałością. Co byłoby gdybym mogła cofnąć czas? Nie odbieram tego w takich kategoriach. Moje dziecko to przecież dar od Boga.

Kamila mieszka niedaleko

Wśród małoletnich matek, które będą przebywać w domu dziecka do uzyskania pełnoletności, jest także Kamila. Szczupła dziewczyna o pociągłej twarzy. Nie ma na niej wypisanego cierpienia. Wygląda beztrosko, jak nastolatki w jej wieku nie mające problemów, żyjące dniem codziennym. Również nie kryje swojej przeszłości. Ale robi to z większą powściągliwością od Agnieszki.

Kamila wychowywała się w rodzinie pełnej w miejscowości Płoszkowo, niedaleko Dolic. W jej rodzinie rak również zebrał żniwo. Zabrał matkę, której przed śmiercią amputowano obie nogi.

- Sąd uznał, że ojciec sam sobie nie poradzi - mówi Kamila. - Wraz z młodszą o rok siostrą znalazłyśmy się w Domu Dziecka nr 1 w Stargardzie, choć tata próbował nas odzyskać. Nie udało się. Obie za nim tęskniłyśmy. Ale nie było innego wyjścia. Nie pozostawało nam nic innego, jak tylko się z tym pogodzić. Trzymałyśmy się razem i nawzajem wspierałyśmy. To nam pomagało przetrwać.

Dziewczynkom nie było jednak dane być razem. Na drodze do tego stanęła ciąża Kamili. Dziewczyna miała wtedy 15 lat.

- Gdy się wydało, że będę matką, pracownicy zarówno domu dziecka jak i szkoły trochę się na mnie zdenerwowali - mówi Kamila. - Że to akurat ja. Ale nikt mi nie sugerował, żeby pozbyć się ciężaru. Mnie nawet to do głowy nie przyszło. Mój chłopak Tomek też mnie nie namawiał do usunięcia ciąży. Wspólnie postanowiliśmy, że urodzę.

Tu jest mi dobrze

Kamila musiała opuścić Dom Dziecka nr 1, koleżanki i siostrę. Szczególnie z nią rozstanie było bolesne. Ale dziewczynki pocieszały się, że będą przecież mieszkać w tym samym mieście.

A z ulicy Andersa do ulicy Staszica, gdzie teraz mieszka, jest przecież niedaleko. W domu małego dziecka zamieszkała, gdy była w 5 miesiącu ciąży. Przestała chodzić do szkoły, zorganizowano dla niej zajęcia indywidualne. U ojca w Płoszkowie nie była dwa lata, ale kontakty z nim utrzymuje.

Po urodzeniu córeczki nie chciała wracać do domu, bo tam, jak mówi, nie ma warunków dla matki z dzieckiem.

- Tu jest mi dobrze - stwierdza. - Nie muszę się martwić o ubrania, jedzenie i lekarstwa dla Wiktorii. Mam tu wszystko co potrzeba. Dotąd nie spotkałam się z tym, żeby ktoś się ze mnie śmiał lub dogryzał mi, że urodziłam dziecko w tak młodym wieku. Koleżanki to mi nawet zazdroszczą. Nie jestem matką samotną. Z ojcem córki Tomkiem utrzymujmy kontakty, kochamy się i zamierzamy wziąć ślub. Niedługo będę pełnoletnia i prawdopodobnie w tym roku opuszczę tę placówkę.

Ewa z rozbitej rodziny

Sara ma 13 miesięcy. Wychowuje się razem z innymi dziećmi małoletnich matek.

Jej mama Ewa pochodzi z Międzyzdrojów. Tam w jednym mieszkaniu żyli jej rozwiedzeni rodzice ze starszym o rok bratem Ewy.

Mieli ograniczone prawa rodzicielskie. Jakiś czas temu ojciec wyprowadził się do innej kobiety i założył nową rodzinę. Wtedy jeszcze, gdy mieszkali razem, nastolatka zaczęła przysparzać im kłopotów.

Nie chodziła do szkoły. Sąd zdecydował o umieszczeniu 15-latki w domu dziecka w Wisełce. Tam jednak nie trafiła , bo okazało się, że jest w ciąży. Ewa nie może spokojnie usiedzieć w miejscu. Niemal cały czas biega za córeczką.

Trudno stwierdzić czy ma to służyć zapewnieniu małej bezpieczeństwa czy pomóc w uniknięciu odpowiedzi na trudne pytania. Może i jedno i drugie. Jest skryta i jakby zalękniona.

- Kuratorzy sądowi byli u nas w domu - mówi. - Stwierdzili, że nie mamy warunków na to, bym mogła zamieszkać z mamą. Rodzice nie byli zadowoleni, że zostaną dziadkami. Mama żałowała, że nie skończę szkoły. Z moim chłopakiem chcieliśmy od razu wziąć ślub, ale się nie udało. Trafiłam tutaj. Nadal jesteśmy razem., Andrzej odwiedza mnie w każdy weekend. Mama też czasami przyjeżdża. Tata był rok temu, w grudniu.

Ewa chodzi do gimnazjum. Dwa lata nie uzyskała promocji do następnych klas. Po skończeniu szkoły i uzyskaniu pełnoletności planuje wyjść za mąż.

- Nie ukrywam, że moje życie miało potoczyć się inaczej - mówi. - Najpierw miała być szkoła, a dopiero potem małżeństwo i dziecko. Ale życie przyniosło to, co przyniosło i trzeba się z tym pogodzić. Pocieszam się myślą, że przecież mogło być gorzej.

Niektóre imiona bohaterów zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński