Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna ma prawo żyć

Anna Miszczyk [email protected]
– Kiedy znalazłam tę kotkę, miała na nóżce guzy. Okazało się, że jest to nowotwór – mówi pani Róża.
– Kiedy znalazłam tę kotkę, miała na nóżce guzy. Okazało się, że jest to nowotwór – mówi pani Róża. Anna Miszczyk
Pomóżcie uratować kotkę - apeluje pani Róża, która znalazła zwierzę na działkach. Nie stać jej jednak na jego kosztowną operację.

Razem z Katarzyną, jak nazwała znalezione zwierzę pani Róża, w domu jest 10 kotów. Wszystkie ze smutną przeszłością. Kiedy nie chorują, na ich miesięczne utrzymanie potrzeba około tysiąca złotych.

- Ja się mogę nie mieć w co ubrać, ale koty muszą mieć co jeść - zapewnia pani Róża. - Dbamy z mężem, by było im dobrze. Kłopot w tym, że znaleziona niedawno na działkach czarna kotka Katarzyna, musi mieć operację.

- Jedną już przeszła - opowiada pani Róża. - Kiedy ją znalazłam, miała na nóżce guzy. Okazało się, że jest to nowotwór. Na szczęście, niezłośliwy i zwierzę można uratować. Najpierw chodziłam z kotką przez miesiąc na zastrzyki. Później była operacja i guzy jej usunięto. Kosztowało mnie to w sumie około tysiąca złotych. Teraz jednak guzy znów się pojawiły.

Pytałam lekarzy, czy konieczne jest uśpienie zwierzęcia, żeby się nie męczyło. Powiedzieli, że nie. Ale trzeba amputować łapkę. Z trzema kot też może żyć. Na operację i rekonwalescencję Katarzyny potrzeba około 3 tys. zł.

- Żaden lekarz nie będzie dziś leczył kota za darmo, nawet jak jest znaleziony - mówi pani Róża i nie ukrywa, że ma o to żal do weterynarzy.

Pani Róża liczy, że znajdą się ludzie, którzy będą gotowi ją finansowo wesprzeć. Świnoujskie koło Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt utworzyło dla kotki konto (60 1240 3914 1111 0010 0457 7105, z dopiskiem "na leczenie zwierzaka-kota").

- Ten kot ma szansę żyć - mówi mąż pani Róży. - Dlaczego mamy mu ją odebrać? Każdy chce żyć. Dlaczego nie ma w mieście wsparcia dla takich ludzi jak my, którzy troszczą się o zwierzęta, a alkoholicy dostają pieniądze na wódkę? Oboje z mężem przygarniają z ulicy koty chore i pokrzywdzone. Karmią też te spotkane w mieście i te, które pojawią się pod ich blokiem. Szczerze przyznają, że nie wszyscy podzielają ich miłość do zwierząt.

- Kiedyś pod blokiem struto nam koty - mówią. - Krew leciała im z pyszczków. Weterynarz musiał je uśpić. Zdarza się też, że zwierzęta zaatakuje pies z sąsiedztwa. Pani Róża nie wyobraża sobie życia bez kotów.

- Zawsze mam przy sobie puszeczkę z jedzeniem dla kota - mówi. - Nawet, gdy jestem w podróży. Sytuację finansową pani Róży komplikuje to, że ma problemy zdrowotne i sama niebawem będzie musiała pojechać do szpitala.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński