Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol Bedorf: "MMA to sport, a nie bijatyka"

Maurycy Brzykcy
Karol Bedorf.
Karol Bedorf. Berserker's Team Szczecin
Rozmowa z Karolem Bedorfem, zawodnikiem mieszanych sztuk walki z klubu Berserker's Team Szczecin, który nie tak dawno zdobył pierwszy pas wagi ciężkiej w największej polskiej federacji MMA - KSW. A pokonał Pawła Nastulę.

- Zawsze byłeś duży? Nawet jak byłeś mały, to byłeś duży?

- Tak, zawsze (śmiech). Zawsze był z tym problem, że wagę miałem ponad normę, wzrost ponad normę. W klasie zwykle byłem najwyższy i najgrubszy.

- I jak trafiłeś na matę, a później do klatki czy do ringu?

- Zaczęło się to wszystko, gdy miałem 17 lat. Poznałem wtedy mojego serdecznego przyjaciela do dzisiaj - Włodka, który już trenował rok na macie. Ja uprawiałem wtedy już sport, byłem dość duży. Włodek zaproponował mi wspólne treningi, a ćwiczył już pod okiem Piotrka Bagińskiego i Mariusza Linkego. To był mój pierwszy kontakt z matą. Sport zacząłem uprawiać w wieku 12 lat. Mój ojciec w młodości trenował podnoszenie ciężarów, miał całkiem dobre wyniki, ocierał się o polską czołówkę zawodników. Tata miał technikę, miał podstawową wiedzę i zrobił mi taką prowizoryczną siłownię. W wieku 16 lat wyciskałem już na klatkę 180 kilogramów, a to było całkiem sporo.

- To nie było zbyt duże obciążenie dla młodego chłopaka?

- Myślę, że nie. Było w porządku. Ojciec zresztą zawsze to kontrolował. Dbał też o to, co mam jeść. Nie przesadzał z treningiem. Nie pozwalał odpoczywać po jedzeniu, kłaść się od razu. Zawsze po posiłku był delikatny ruch, no a raz dziennie trening.

- Czy MMA można zacząć trenować w każdym wieku?

- Tak, myślę, że tak. Ale trzeba mieć jakąś bazę.

- Czyli posiadanie stylu źródłowego, w którym się lepiej czujesz, to konieczność? Czy można nauczyć się sukcesywnie całokształtu dyscypliny?

- Może być trochę za późno, mając powiedzmy 35 czy 40 lat, zaczynać brać się za taki sport. Organizm nie będzie przyzwyczajony do tego typu przeciążeń, chodzi o stawy, łokcie, kolana, biodra. Może być z tym duży problem. Jeżeli więc masz już jakiś styl źródłowy, wiążący się ze sportami walki, czyli karate, taekwondo, jiu jitsu czy cokolwiek, to łatwiej ci będzie wejść w treningi MMA. Od zera owszem, można zacząć. Jednak nie uważam, że to dobry sposób na zrobienie kariery czy startowanie w zawodach. Bardziej sposób na rekreację.

- Trenowanie brazylijskiego jiu jitsu to coś innego niż MMA. Miałeś momenty zwątpienia, kiedy wchodziłeś do ringu? Bałeś się o swoje zdrowie, kontuzje, czy to jak będziesz wyglądał na drugi dzień?

- Jako młody chłopak bałem się w ogóle startować w MMA. Bardzo mi się podobał ten sport. Ale miałem takie odczucia, jak pewnie reszta. Oglądało się jakieś filmiki z Brazylii, z klatek, gdzie ludzie bili się bez rękawic itd. i to faktycznie wywoływało dreszcz. Jednak, jak zaczynasz trenować MMA, to stwierdzasz, że jest to fantastyczny sport. Bo to jest sport, a nie bijatyka. Na pewno nie jest tak kontuzjogenną dyscypliną, jak inne sporty walki. Przykładowo przez 12 rund walki bokserskiej przyjmujesz średnio około 150 ciosów na swój główny komputer, czyli na głowę. Zaś podczas nawet pięciorundowej walki MMA, ona może się rozegrać w taki sposób, że większość czasu spędzicie w klinczu, w parterze, a ciosów będzie w sumie 10. Oczywiście są i takie walki, kiedy ciosów spada 80. Jednak dopiero jak wchodzisz w MMA, jak zaczynasz trenować, to widzisz, że ten sport nie jest taki straszny, jak go malują. Wykorzystujesz każdą możliwą przestrzeń do walki z przeciwnikiem.

- Liczba i długość rund w Polsce jest zbyt mała? Niektórzy zawodnicy, zwłaszcza zza Oceanu narzekają na to.

- Owszem, może i Stanach chłopaki walczą po pięć rund, tylko pamiętajmy, że oni są o kilka lat doświadczenia do przodu. I my nadal się uczymy, podpatrujemy. Nasz system treningowy nie jest jeszcze ujednolicony. Każdy próbuje znaleźć swój własny środek, by pięć rund walczyć odpowiednio przygotowanym. Faktycznie w Stanach niektóre walki, jak się ogląda, to tempo jest zawrotne. Jednak w Polsce idzie to w dobrym kierunku. Wystarczy spojrzeć na walki sprzed dwóch lat w kraju, większość była dwurundowa. Teraz biją się przez trzy, cztery, a nawet pięć rund i dają radę.

- Pewnie kiedy zaczynałeś treningi, Berserker's Team nie był taką marką, jaką jest obecnie.

- W klubie byłem od samego początku. Wtedy to nawet nie był jeszcze klub, a bardziej zbieranina kolegów, którzy zaczynali trenować. Dziś jest to marka w całej Europie. Kiedy pytam głównego trenera, Piotra Bagińskiego, ile jest filii klubu w Europie, to nawet jemu ciężko odpowiedzieć (śmiech). Nasza marka idzie do przodu i cieszę się, że jestem Berserkerem.

- Trenujesz nie tylko w Szczecinie, ale również w Poznaniu w klubie Ankos Zapasy.

- Tak, trenuję tam od dwóch lat, prawie trzy lata. Oni zaszczepili we mnie taki styl, który się sprawdza. Chodzi o mocne wejścia zapaśnicze, mocne obrony. Na początku skupiliśmy się właśnie na obronach. Ale wiadomo jak to jest, by dobrze się bronić, trzeba umieć atakować. Częste wyjazdy do Poznania sprawiły, że w ostatniej walce nie dałem nawet centymetra miejsca, by Paweł mnie obalił. Tego się najbardziej obawialiśmy, że rywal będzie się starał łapać i rzucać. Szkoła Ankosu z Poznania pokazała, że nawet tak świetny zawodnik, medalista olimpijski, jakim jest Nastula, nie mógł mnie obalić.

- Czy MMA, albo generalnie sporty walki, mogą kiedyś przebić popularnością siatkówkę, czy piłkę nożną?

- Nie porównywałbym sportu indywidualnego, czyli MMA do sportów drużynowych. Bardziej mogę to porównać z boksem, kick-boxingiem, do tego typu dyscyplin. Myślę, że tu MMA jest na przodzie. Jeżeli chodzi o finanse, to te są na razie większe w boksie, ale będzie się to wyrównywało.

- A zazdrościcie trochę tej popularności innym sportowcom?

- Nie wiem, jak inni. Ja nie zazdroszczę nikomu niczego. Trzeba cieszyć się z wyników sportowych, bo to buduje świetną atmosferę. Zazdrość wszystko niszczy.

- MMA w Igrzyskach Olimpijskich. Potrafiłbyś wymienić argumenty za i przeciw?

- Jestem jak najbardziej na tak, z tym, że nie sądzę by w tak otwartej formie, czyli bez kasków i ochraniaczy. Trzeba by to ubrać w taką formę półamatorską, czyli dołączyć minimalne ochraniacze na nogi, na głowę i wtedy więcej ludzi będzie chciało to oglądać. Mniej będzie przeciwników MMA. Teraz sporo ludzi jest zajaranych tym, ale są też tacy, którzy nie mogą na to patrzeć, bo widzą krew. To jest normalne.

- Przy jakiej muzyce wychodzisz do ringu? Czy to ma duży wpływ na Twoją koncentrację, czy może onieśmielenie rywala, coś w tym stylu?

- Muzyka ma największy wpływ na moją koncentrację. Ja wychodzę przy Bonobo. Do hip hopu jeszcze nie dorosłem (śmiech). Uważam, że jestem jeszcze zbyt młody i niedojrzały, by słuchać rapu. Lubię i podziwiam tych ludzi, ale muzyki słucham innej. Takiej bardziej dla outsiderów. Muzyka to jedna z technik mojej koncentracji. Na dwa tygodnie przed walką słucham innej muzyki, niż tuż przed pojedynkiem, czy w dniu walki.

- Najtrudniejsza twoja walka to...

- Myślę, że ta z Davidem Olivą. Musiałem pokonać mistrza wagi ciężkiej, a ten wygrał ze wszystkimi zawodnikami, którzy mu tu stanęli na drodze. Miał rekord złożony z samych wygranych walk i miał świetne zapasy. To był dla mnie sprawdzian, czy te pierwsze wyjazdy do Poznania i trenowanie z Ankosem, się sprawdzą. To była taka najważniejsza walka, przełomowa można powiedzieć. Otworzyła ten cały wór ze złotem. Potwierdziła, że idę w dobrym kierunku.

- W ostatniej walce podczas gali KSW pokonałeś Pawła Nastulę, mistrza olimpijskiego w judo, ale dokonałeś tego w stójce. To była celowa taktyka?

- Tak, to był świadomy zamysł. Zrobiłem tak z tego względu, że Paweł jest bardzo silny fizycznie i w ogóle nie chciałem z nim schodzić do parteru. Ja czuję się nieźle tam, ale on jest równie mocny. W klinczu, w zapasach: on jest niezły, ja jestem mocny. Szykowałem się do walki z czołówką polskich zapaśników. Natomiast w dystansie: ja czuję się mocny, on jest słabszy w tym względzie. Ma braki w stójce, bo do MMA przechodził z judo. Nie twierdzę oczywiście, że ja mam fenomenalną stójkę, ale myślę, że ona jest dwa kroki z przodu niż ta Pawła.

- Oddałeś bonusowe pieniądze za walkę wieczoru na cele charytatywne. To jak zarabiasz na życie?

- Prowadzę własną działalność.

- A można żyć z samego uprawiania MMA?

- Myślę, że można, bo rozwija się to bardzo dynamicznie. Sponsorzy walczą teraz o nas, a nie my o nich. Jeszcze kilka miesięcy, lat i wielu zawodników będzie mogło powiedzieć, że z tego się utrzymuje.

- Jakie plany na przyszłość? Kiedy będzie można zobaczyć Karola Bedorfa znowu w ringu?

- Znam już swoje plany, bo akurat ostatnie kilka dni przebywałem w Warszawie. Na razie jednak nie mogę ich zdradzić, wszystko zostanie w odpowiednim czasie ogłoszone.

- Twój idol w sportach walki to...

- Fedor Emelianenko. Absolutny przykład do naśladowania. Inspiruję się jego stanem ducha, treningami. To jest milioner, który trenuje w jakieś szkole, w zapomnianym mieście, na boso. Nie wychodzi poza swoje normy, to jest spory profesjonalizm.

- Słyszałeś o tym, że KSW może niedługo zawitać do Szczecina.

- Tak, wiemy o tym. W 2014 myślę, że KSW się tu pojawi. Nie chcę zdradzać planów właścicieli, bo sam ich do końca nie znam, ale wiem, że prowadzone są rozmowy, by któraś z kolejnych gal odbyła się właśnie w Szczecinie.

- Słynny BJ Penn powiedział po wyczerpującej walce z Diazem, że kończy karierę, bo nie chce, by syn oglądał go w takim stanie, czyli bardzo mocno poobijanym. Zastanawiasz się czasem nad tym samym?

- Nie, absolutnie nie. Nie zamierzam kończyć kariery. Przez ponad dwa lata budowałem zespół, który ze mną teraz pracuje. Jeden z trenerów od wydolności, Arek Kordus, wrócił właśnie z USA, gdzie brał udział w sympozjum ze szkoleniowcami takich sportowców jak Michael Phelps chociażby. Wrócił z olbrzymią wiedzą odnośnie przygotowania. Ja tę swoją karierę chcę rozwijać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński