Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kaczyński o Szczecinie, prawie jazdy i polityce [wywiad]

ROZMAWIAŁ MARIUSZ PARKITNY
- Miał pan moment w tej kampanii, że zwątpił w zwycięstwo PiS?

- Sondaże wskazują na nasz dobry wynik. Ale sondaże są zmienne. Ja nie miałem chwili zwątpienia, bo nie miałem powodu. Codziennie analizujemy sondaże, także wewnętrzne i wynika z nich, że nasza sytuacja się poprawia.

- Jeśli po wyborach to panu przypadnie prawo formowania rządu, czy znajdzie się w nich miejsca dla polityków szczecińskiego, czy regionalnego PiS?

- Oczywiście, że jest bardzo duża szansa, że tak będzie.

- Jakieś nazwiska?

- Zdecydowanie za wcześnie na nazwiska. O składzie Rady Ministrów rozmawia się po wygranych wyborach.

- Zdaniem polityków PiS, Szczecin i region są marginalizowane przez rząd, szczególnie, gdy chodzi o inwestycje. Czy nie jest to jednak skutek wojenek, które parlamentarzyści regionu prowadzą ze sobą zamiast wspólnie walczyć o pieniądze na rozwój regionu?

- W moim przekonaniu, wycofanie się z koncepcji odbudowy gospodarki morskiej, ale także wielu przedsięwzięć dotyczących Szczecina i regionu, wynika z decyzji strategicznej tego rządu, aby płynąć w głównym nurcie Unii Europejskiej, to znaczy nie wchodzić w jakiekolwiek spory z Niemcami. A przecież tu są pewne konflikty interesów. Jest pytanie, Rostock czy Szczecin, jest sprawa Nord Streamu oraz blokowanie portu w Świnoujściu. Nie wiem czy Niemcy byliby tak bardzo szczęśliwi, gdyby był tunel łączący Świnoujście ze stałym lądem. Jest sprawa linii kolejowej wzdłuż Odry, co byłoby szansą dla portu, jest sprawa korytarza Północ-Południe. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na pierwszym miejscu stawiamy nasze interesy, czy interesy kogoś innego. I tutaj, jak sądzę tkwi źródło złego traktowania Pomorza Zachodniego. Także w przypadku stoczni można byłoby się dopatrzyć różnic interesów. W końcu niemieckie stocznie są na minusie, a mimo to funkcjonują.

- Podczas poprzedniej wizyty w Szczecinie zadeklarował pan, że gdy PiS dojdzie do władzy, zostanie uruchomiony fundusz wspierający biedniejsze regiony. Wymienił pan w tym kontekście zachodniopomorskie. W dobie kryzysu chyba będzie musiał się pan z tej obietnicy wycofać.

- Nie. Jest jak najbardziej aktualna. Ten pomysł zawsze koncentrował się na wschodzie kraju, ale my go rozszerzyliśmy m.in. o zachodniopomorskie. Ale chciałbym, aby ta sprawa była dobrze zrozumiana. Chodzi o rozwój tych części województwa, które są naprawdę w złej sytuacji. To jest kwestia tego, że tutaj są liczne obszary biedy, społecznego wykluczenia i zapóźnienia. I my chcemy się temu zdecydowanie przeciwstawiać używając także środków z Unii Europejskiej w połączeniu z własnymi. Takie miejsca są na Wschodzie i w Zachodniopomorskiem. Niestety. Chodzi o to, aby te po peegerowskie tereny mogły się wreszcie rozwijać.

- PiS mówi o odbudowie stoczni w Szczecinie, ale na przykład Marek Tałasiewicz, były członek zarządu Porty Holding uważa, że nie ma już szans na stocznię taką jaka była kilka lat temu. Nie te czasy, nie te warunki. Wierzycie, że powrót do przeszłości jest możliwy, czy to raczej wyborczy chwyt?

- My uważamy, że jest szansa, bo zawsze po okresach bessy jest hossa na budowę statków. To normalny rytm gospodarki, jeśli nie nastąpi jakieś gigantyczne załamanie. Daj Boże, że nie nastąpi. Będzie więc szansa wykorzystać ten potencjał, który jest przede wszystkim w ludziach. Najważniejsze, że są ludzie, którzy się na tym znają. Resztę można kupić, wypożyczyć, wziąć na kredyt. Oczywiście stocznie powinny być elastyczne. Umieć się przestawiać, produkować także inne rzeczy, niekoniecznie związane ze statkami. Konstrukcje stalowe, elementy elektrowni wiatrowych itp. Ważna rzeczą jest oczywiście specjalizacja. Np. gdybyśmy opanowali sztukę robienia gazowców, to na pewno mielibyśmy duży rynek zbytu. Tak samo ze statkami luksusowymi, czy jachtami pełnomorskimi, promami pasażerskimi. To bardzo dobry biznes z dużymi możliwościami. Potrzebna jest wola i inwencja. Zdaję sobie sprawę, że jesteśmy w Unii i nie jest to takie proste. Potrzebne jest jakaś inwencja państwa. W innych krajach taka inwencja jest. Tu trzeba więcej odwagi. Trzeba powiedzieć, także w Komisji Europejskiej, że skoro wy pomagacie swoim krajom, to czemu my nie mamy pomagać.

- Panie premierze, czy myślał pan kiedyś o swoich następcach. Rosną pokolenia młodych, którzy kiedyś będą rządzić Polską. Będą bardziej ideowi niż wy? A może cyniczni i pragmatyczni do bólu?

- Nie chcę ich oceniać. Pokolenie piętnasto, dwudziesto, trzydziestolatków jest na pewno inne niż nasze. Przed nimi będą inne wyzwania niż stoją przed nami. Trudno przewidzieć jakie. Ze względu na postępy medycyny na pewno będą żyli dłużej. Ale proszę zauważyć, że dystans do wartości jest ściśle związany z modelem gospodarki, który zaczął tryumfować w latach 80-tych i nazywany jest neoliberalizmem, czy kapitalizmem. I to się teraz na naszych oczach zawala. Powstaje pytanie co później. Jestem pełen nadziei, że później, będzie jednak system przyzwoitszy. Ten obecny jednak trochę odrzucał wartości. To odbijało się poprzez różne mechanizmy medialne na postawach ludzi, szczególnie młodych ludzi. On potrzebował takiego konsumpcyjnego stylu życia. Sądzę, że świat jest u progu wielkich przekształceń. I my jesteśmy tego świadkami. Jeśli to ma się nie skończyć katastrofą, to musimy wrócić do wartości. Nie ma innego sposobu dobrego zorganizowania życia społecznego niż w oparciu o wartości. I to te wartości tradycyjne. Tu ludzkość nic nowego poza dekalogiem nie wymyśliła. Nie satanizm, szczególnie w telewizji publicznej, ale dekalog. To, to co powinno w przyszłości kształtować nasze życie. I mam nadzieję, że tak będzie.

- Pewnie wykładowcą akademickim, naukowcem. Zajmowałem się teorią państwa i prawa. To mnie bardzo wciąż interesuje. Może powiem nieskromnie, ale wydaje mi się, że już dzisiaj byłbym profesorem. Tym chciałem się w życiu zajmować. Ale przyszły czasy opozycji w latach 70-tych i zmieniły się moje kierunki życiowe. Bo uważałem, że tak trzeba. Ale ja jeszcze w 1989 roku starałem się o powrót na uczelnię i gdyby mi się to wtedy udało, to nie kandydowałbym do parlamentu w 1989 r. W pewnym momencie okazało się, że zostałem na lodzie. Co ciekawe, osobą, która mnie najbardziej przekonywała do polityki, była Barbara Labuda, z którą kiedyś byłem w dobrych stosunkach. Pomyślałem: mam 40 lat i co dalej ze sobą robić. Zdecydowałem się na kandydowanie. A ponieważ miałem mocną pozycją, a szczególnie mój brat, to zadzwoniłem do niego i powiedziałem, aby mnie wpisał na listę. I w ten sposób zostałem senatorem z Elbląga. I tak zaczęła się polityka.

- Przed spotkaniem z panem, rozmawiałem z pana kierowcami o samochodach. Nie jest tajemnicą, że nie ma pan prawa jazdy. Nie ciągnie pana za kółko?.

- Tak się złożyło. W pierwszym okresie mojego dorosłego życia nie było mnie stać na samochód. Prawo jazdy nie było mi potrzebne. Dzisiaj mam już swoje lata, wiele strasznych rzeczy mnie spotkało i machnąłem na to ręką. Ale żałuję. Prawo jazdy to rodzaj wolności. Nie mogę, gdy mam gorszy dzień, wsiąść w auto i pojechać przed siebie.

- Szczecin kojarzy się panu z...

- Urodą. To jedno z tych ładnych miejsc w Polsce. Szczecin poznałem z powodu polityki. Po raz pierwszy byłem tu w 1991r. Poznałem wiele wspaniałych osób. Szczecin kojarzy mi się więc też towarzysko, z sympatycznymi ludźmi. Lubię tu przyjeżdżać. Znam całą Polskę, ale Szczecin jest w czołówce moich miejsc, które z chęcią odwiedzam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński