Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkadiusz Jarymowicz: Po meczu z Lechem możemy mieć cztery punkty przewagi

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Arkadiusz Jarymowicz jest obecnie trenerem Iskierki Szczecin.
Arkadiusz Jarymowicz jest obecnie trenerem Iskierki Szczecin. Sebastian Wołosz
Fajnie, że kreujemy sytuacje, ale jak nie zamkniemy meczu, to przytrafi nam się jakiś remis, który może pogrzebać nasze szanse – mówi Arkadiusz Jarymowicz, były pomocnik Pogoni.

Jarymowicz to wychowanek Pogoni, ale w latach 90. nie przebił się do pierwszego składu. Dużo sezonów grał w lubuskich zespołach. Wrócił przed rozpoczęciem sezonu 2007/08, gdy Pogoń rozpoczynała odbudowę klubu od IV ligi. Jarymowicz został wtedy pierwszym zakontraktowanym piłkarzem w nowej Pogoni.

Później pograł jeszcze trochę w Chemiku, Hutniku Szczecin i tam rozpoczął karierę trenerską. Pracował też z juniorami Pogoni w klubowej akademii, a obecnie jest szkoleniowcem Iskierki Szczecin.

Potencjał na mistrzostwo jest czy jeszcze Pan nie zaryzykuje z taką opinią?

Arkadiusz Jarymowicz: Serce mocniej działa niż rozsądek i chciałbym, żeby to był ten czas. Od małego czekałem na takie emocje i wierzę, że one będą do końca. Chciałbym byśmy zdobyli te mistrzostwo, ale chłodno na to patrząc boję się, że jeszcze czegoś nam może zabraknąć. Mamy za sobą dwa zwycięstwa w tym roku, ale w meczu z Zagłębiem to balansowało. W pewnym momencie pachniało tylko remisem, a nawet przy remisie widać było, że Lubin poczuł się pewniej. Porównuję to z ostatnimi występami Lecha czy Rakowa i w ich spotkaniach tej jakości piłkarskiej było więcej. Mam obawy, bo mieliśmy problemy z zamknięciem meczu. Fajnie, że kreujemy te sytuacje, że te okazje są, ale jak nie zamkniemy meczu, to przytrafi się nam jakiś remis, który może pogrzebać nasze szanse. W takiej walce, gdzie 2-3 zespoły walczą o mistrza i na razie wszystko jest na styku, to może decydować nawet jeden remis. Super oglądało się I połowę z Zagłębiem – Pogoń narzuciła tempo, intensywność była wysoka, fajnie wyglądała współpraca na lewej stronie Grosickiego, Maty i Kowalczyka. Widać, że są świetnie przygotowani, zgrani, dużo biegają, rotują, a z tego wynikają wykreowane sytuacje. Ja zawsze powtarzałem swoim zawodnikom, że jak masz 3-4 okazje to musisz strzelić bramkę, a jak nie strzelasz lub zdobywasz tylko jedną, to musisz tych okazji mieć jeszcze więcej.

Obawia się Pan, że ten brak skuteczności będzie się powtarzał?

Nie był to przecież pierwszy taki występ drużyny. Pamiętam oba spotkania z Wartą Poznań, gdy mieliśmy przewagę, sytuacje i nie wygrywaliśmy. Gdy tej skuteczności brakuje to trzeba cały czas wierzyć, że w kolejnej akcji się uda i te szanse trzeba kreować. Pogoń miała sporo okazji z Zagłębiem, ale zdobyła tylko jedną bramkę i później inicjatywę przejęli lubinianie. Dlatego waham się przed stwierdzeniem, że mamy zespół na mistrza. Serce oczywiście mocno wierzy w to, wierzę, że nasz czas nadszedł, kibicować będę do końca, ale mam w środku trochę obaw.

Mecz w Mielcu to może być okazja na spokojniejsze zwycięstwo?

Spokojniejsze na pewno nie będzie. Wiosna to tak specyficzny okres, że każdy zespół gra o coś. Jesienią wszystko się krystalizuje – zespoły łapią się do walki o czołowe lokaty lub wiedzą, że będą grać tylko o utrzymanie. Wiosną ktoś gra o mistrza, ktoś o puchary, a ktoś o uniknięcie spadku. Jesteśmy w okresie rozgrywek, gdy każdy przeciwnik ma jeszcze przed sobą konkretny cel i nikt nie odpuszcza. Oczywiście, że mamy przewagę nad Stalą, ale nie możemy sobie pozwolić na drzemkę. Gramy o mistrza i żadnej taryfy ulgowej nie będzie. Nastawiam się na wyszarpane punkty i za dwa tygodnie czeka nas piękny mecz w Szczecinie.

Spotkanie z Lechem może być decydujące? Jeszcze będzie 11 spotkań do końca, ale wynik hitu może mentalnie zbudować zwycięzcę meczu…

Ja wierzę w prawo serii, taki rozpęd, że jak się dobrze rozpoczyna rundę, nawet gdy się jakiś mecz „przepchnie” to zespół nabiera większej pewności siebie. Piłkarze czują moc, wierzą, że nawet słabsza forma jednego zawodnika nie wpłynie na wynik, bo ktoś inny błyśnie. Wierzę, że wygramy w Mielcu i będziemy spokojniej czekać na spotkanie Lecha w Gdańsku. Lechia u siebie gra dobrze, jest w stanie wygrać z każdym i jak to potwierdzi, to będziemy liderem, a jak za tydzień pokonamy u siebie Lecha to już będą cztery punkty przewagi. A to już będzie dużo. Wtedy uwierzę na 100 procent w mistrzostwo. Pamiętam o Rakowie, ale wtedy będzie sytuacja, że wszystko w naszych rękach, nogach, głowach. Na razie gonimy i nie wszystko od nas zależy.

Jak ocenia Pan wejście do ligi i zespołu Vahana Biczachczjana?

Tu trzeba zacząć od pochwał pod adresem osób w klubie, które stały za tym transferem. W przeciwieństwie do innych klubów, teoretycznie bogatszych, to u nas już ktoś wcześniej pomyślał, że powstanie duża wyrwa w środku i ktoś nad tym pracował. Ten transfer to nie był przypadek, ale dłuższy proces. To jakie ma teraz wejście to jest nieprawdopodobne. Jakość tego zawodnika bije po oczach. Jest to lewonożny zawodnik, a zawsze jest deficyt z takimi piłkarzami. Nawet gdy pracowałem w akademii Pogoni to też miałem z tym kłopot. Widać też, że Vahan jest nieszablonowym zawodnikiem – wie, co chce zrobić i śmiało to wykonuje. Widziałem jak zachował się defensywny pomocnik Zagłębia przy golu Vahana. Chyba spodziewał się, że on pójdzie na prawą nogę i stąd zrobiło się miejsce. Ale to jeszcze trzeba wykorzystać. Na pewno Vahan daje nam fajne opcje na granie, a może to być też kandydat na duży transfer w przyszłości, więc i zarobek dla klubu.

Możliwe, że teraz będzie już miał trudniej.

Nie wierzę, że rywale nie obserwowali sparingów Pogoni w których on już strzelał bramki. Musieli wiedzieć, czym on grozi. Zobaczymy jak sobie będzie radził w kolejnych meczach, ale jakość ma dużą.

Kto zaskoczył Pana pozytywnie w tych dwóch pierwszych meczach?

Pomijając Vahana to muszę przyznać, że jestem fanem Sebastiana Kowalczyka. Zawsze widziałem w nim środkowego pomocnika i jak na dobre już został graczem środka to dla mnie jest kluczowy w zespole. Jest bardzo mobilny, chce być pod grą, lubi mieć piłkę, widać też, że bardzo mocno przeżywa mecze, ale daje też pozytywnego kopa dla partnerów. To wpływa na wszystkich. Już to mówiłem, że bardzo podoba mi się współpraca Kowalczyka z Matą i Grosickim na lewej stronie. Indywidualnie – godne podkreślenia są te pierwsze występy Mateusza Łęgowskiego. Mam sentyment do tego chłopaka, bo pamiętam go jeszcze ze spotkań w akademii. Mocno mu kibicuje i cieszę się, że w Gliwicach wszedł i miał udział przy bramce. Z Zagłębiem wszedł w trudnym momencie i też miał udział przy bramce. Jeśli więc mogę to go chcę wyróżnić.

Póki co nie widać braku Kacpra Kozłowskiego, a takie obawy były.

Kwestia młodzieżowca to też mądrość w klubie, bo byliśmy przygotowani na odejście Kacpra. Jest teraz „Łęgi”, jest Maciek Żurawski i nie widać wielkiej różnicy w jakości między tymi zawodnikami. Nie wpływają na obniżenie poziomu gry zespołu. O Kacprze nie chcę mówić, bo gdy ja byłem w akademii to Kacper zawsze był gdzieś wyżej, ale to dlatego, że umiejętnościami przerastał rówieśników. Mam nadzieję, że już do końca sezonu nie będzie widać, że odszedł zimą.

Rozmawiał Jakub Lisowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński