Pod koniec lat 90. Zdzisław Pacholski, artysta fotografik z Koszalina, sprowadził z Amsterdamu wystawę poświęconą Annie Frank, holenderskiej Żydówce, autorce wstrząsających pamiętników z czasów okupacji, zamordowanej przez Niemców w obozie koncentracyjnym. Gdy któregoś dnia rozmawiał na jej temat ze swoimi sąsiadami, usłyszał historię niezwykłego spotkania. W połowie lat 80., gdy mieszkali jeszcze przy ulicy Dworcowej, do drzwi ich mieszkania zapukał nieznajomy, starszy mężczyzna. Przedstawił się jako „profesor z Londynu” i zapytał, czy może obejrzeć mieszkanie, w którym żył przed wojną. W milczeniu obszedł każdy kąt, posiedział także chwilę na balkonie z widokiem na Jamno i Bałtyk, po czym podziękował i wyszedł. Kilka miesięcy później przysłał im kartkę z bożonarodzeniowymi życzeniami. Na pocztówce widniał londyński adres profesora.
- Niewiele myśląc, wysłałem nieznanemu Lesliemu Brentowi katalog wystawy i uprzejmy list. Odpowiedź wraz z entuzjastycznymi podziękowaniami i kilkoma pytaniami przyszła natychmiast – wspomina Pacholski. Liczba wymienianych przez nich listów szybko rosła. W którymś z nich profesor znad Tamizy ujawnił swoje prawdziwe imię i nazwisko: Lothar Baruch, syn Artura Barucha, skromnego, żydowskiego kupca z Koszalina.
Jakiś czas po zawiązaniu się kontaktu pomiędzy Zdzisławem Pacholskim i Lesliem Brentem, syn przyjaciół Pacholskiego ciężko zachorował. Dla artysty najgorsza była bezczynność, rozpoczął więc w internecie gorączkowe poszukiwania jakichkolwiek informacji o chorobie chłopca. Przypadkowo trafił na stronę Brytyjskiego Towarzystwa Transplantologicznego, gdzie zobaczył… nazwisko Lesliego Brenta. Towarzystwo informowało o zbliżającym się, uroczystym kongresie z okazji 50. rocznicy publikacji odkrycia naukowego z dziedziny immunologii. Jego autorami byli Rupert Bilinham, Peter Medawar oraz Leslie Brent.
Zaskoczenie Pacholskiego było jeszcze większe, gdy dowiedział się, że odkrycie brytyjskich immunologów w 1960 roku zostało uhonorowane Nagrodą Nobla. Przyznano ją tylko Medawarowi (w trakcie uroczystości publicznie podziękował swoim współpracownikom), lecz nie zmienia to faktu, że w jego badaniach, wyróżnionych najważniejszą nagrodą na świecie, uczestniczył rodowity koszalinianin! Pacholski był ogromnie zdziwiony, że chodzi o tego samego człowieka, którego znał już od kilku lat, a który nie wspomniał ani słowem o randze własnej pracy naukowej.
Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy w 2001 roku w Koszalinie po raz pierwszy osobiście spotkał się ze Zdzisławem Pacholskim. Wtedy też fotografik dokładnie poznał dramatyczną historię londyńskiego profesora. Lothar Baruch przyszedł na świat w 1925 roku. Jak opowiadał Pacholskiemu, najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa to te chwile, gdy siadał na balkonie i patrzył w stronę dobrze widocznego morza. Fantazjował wówczas o wyrwaniu się z małego miasteczka i dalekich podróżach. Nie wiedział, że los spełni jego marzenia w wyjątkowo przewrotny sposób. Nastały lata 30., szaleństwo Hitlera osiągnęło apogeum w Niemczech i dotarło też do Koszalina. Pewnego dnia jeden z nauczycieli małego Lothara, krzycząc z nienawiścią, „poinformował” chłopca, co myśli o „parszywych Żydach”. Lothar Baruch coraz częściej wracał ze szkoły z rozbitą głową. Jego rodzice potrafili na szczęście przewidzieć, co będzie dalej. W 1937 roku umieścili syna w niemieckim sierocińcu, gdyż wierzyli, że w ten sposób uratują życie chociaż jemu. Trafił do miejscowości Pankov, niedaleko Berlina, skąd razem z innymi dziećmi przewieziono go do Wielkiej Brytanii. W ten sposób niemieckie i angielskie organizacje żydowskie ratowały dzieci przed unicestwieniem.
Lothar Baruch ruszył w nieznane, mając w pamięci rodziców żegnających go na berlińskim dworcu. Prosili, aby się nie martwił i zapewniali, że niedługo się spotkają. Wtedy widział ich po raz ostatni, gdyż cała jego rodzina zginęła w obozach koncentracyjnych. W Anglii trafił do żydowskiej szkoły w hrabstwie Kent. W 1943 roku Lothar zaciągnął się do brytyjskiej armii i dosłużył się stopnia kapitana. W końcu zmienił nazwisko, stał się Lesliem Brentem.
W 2001 roku profesor Brent spędził w Koszalinie kilka tygodni, codziennie spotykając się z rodziną Pacholskich. Najbardziej wzruszające było dla niego szukanie śladów najbliższych. Szczególnie jednego śladu, o którym poinformował profesora Zdzisław Pacholski w jednej z poprzedzających jego przyjazd rozmów telefonicznych. Leslie Brent nie mógł uwierzyć w jego istnienie. Kilka lat przed jego przyjazdem do Koszalina jeden z pracowników koszalińskiego muzeum znalazł podniszczony, żydowski nagrobek, tzw. macewę. Leżała ona w zaroślach, niedaleko miejsca, gdzie kiedyś znajdował się jeden z dwóch żydowskich cmentarzy. Macewę przetransportowano do muzeum i oczyszczono jej płytę, na której z łatwością można było odczytać imię i nazwisko zmarłego. Nikomu nic ono nie mówiło, na szczęście zapamiętał je miejski konserwator zabytków. Zdzisław Pacholski opowiada o pamiętnej rozmowie z renowatorem: - Któregoś dnia siedzimy razem i gadamy. Opowiadam mu, że poznałem niezwykłego człowieka, Żyda z Koszalina, który mieszka teraz w Londynie, ale tutaj się urodził, i wtedy nazywał się tak i tak. A on do mnie „Zaraz, zaraz, jak? Baruch? A wiesz, że w naszym muzeum jest macewa z tym samym nazwiskiem?” Pobiegłem do muzeum i patrzę: jest macewa, a na niej wyryte „Dawid Baruch”. Dzwonię do Lesliego. „Dawid Baruch? To niemożliwe. Tak nazywał się mój stryjeczny dziadek”, mówi i zaczyna płakać. I gdy osobiście stanął przed macewą na muzealnym dziedzińcu, długo i w milczeniu wpatrywał się w swoje dawne nazwisko wyryte w kamieniu. Miałem wtedy wrażenie, że właśnie w tym momencie Leslie Brent ponownie stał się Lotharem Baruchem - wspomina Zdzisław Pacholski.
Leslie Brent do Koszalina przyjechał jeszcze w 2005 roku i został oficjalnie powitany przez władze miasta. Profesor m.in odsłonił wówczas pomnik upamiętniający przedwojenny cmentarz żydowski oraz pamiątkową płytę wmurowaną w ścianę kamienicy, w której mieszkał niegdyś mały Lothar Baruch.
Leslie Brent zmarł 21 grudnia 2019 w Londynie w wieku 95 lat. W uznaniu jego zasług w krzewieniu wiedzy o holokauście, został pośmiertnie odznaczony przez królową Elżbietę II Orderem Imperium Brytyjskiego (The Most Excellent Order of the British Empire). Tym samym przyznano mu tytuł szlachecki.
Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?