MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czarny, Rudy, ale Kot

Małgorzata Annusewicz
Każdy spektakl "Kota", to duże wydarzenie artystyczne i... towarzyskie.
Każdy spektakl "Kota", to duże wydarzenie artystyczne i... towarzyskie. Archiwum kabaretu
Zaczęli w "Piwnicy przy Krypcie". Potem przenieśli się do klubu "13 Muz", by w końcu osiąść w Teatrze Polskim. Kabaret Czarny Rudy Kot ma 10 lat.

Inicjatorem Kota jest Adam Opatowicz. To on zasiał ziarno kabaretu w Szczecinie. - Zabawa w kabaret to niezły szlif zawodowy dla aktora. Wymaga niezwykle wyczulonego kontaktu z widownią. To mecz tenisowy, czasami bokserski. Bo trzeba z widzem prowadzić dialog, nawet jeśli on niewiele mówi - twierdzi twórca Kota.

- Kabaret Adama to szlachetna zazdrość, by mieć piwnicę w Szczecinie - zapewnia Jan Kanty Pawluśkiewcz, artysta słynnej Piwnicy pod Baranami w Krakowie.

Andrzej Poniedzielski, znany satyryk, jeden z gości na jubileuszowym spektaklu twierdzi, że Opatowiczowi należy się medal za to, że na tak trudnym gruncie, jakim jest Szczecin, stworzył coś tak niebywałego.

- Rzadko spotykam się ze zrozumieniem, że tworzę kabaret przy teatrze. Zarzuca mi się deprecjonowanie sztuki. A przecież kabaret to nie jest żartobliwe dziecko teatru. Przykłady w historii mówią same za siebie: Zielony Balonik, Tuwim, Boy, Słonimski, Kreczmar. To wielcy ludzie, którzy patrzyli na świat przez różowe okulary - żali się Opatowicz.

Kupienie biletu do Kota jest równoznaczne z wejściem w posiadanie snobistycznej przepustki do rajskiej krainy ekstrawagancji, ekscentryczności, dekadencji, strusich piór.

- W tym, co robimy, odwołujemy się do tych twórców, klimatów, które wytyczyły drogę, ustaliły kanon: Egida, Dudek, Kabaret Starszych Panów. Jesteśmy epigonami tego wszystkiego - wylicza Opatowicz.

Humor z górnej półki

W zielonej salce, siedząc w blasku świec przy okrągłych stolikach i popijając szampana, można poczuć się trochę jak w Paryżu przełomu XIX i XX wieku albo jak w niemieckich kabaretach lat dwudziestych, obecny jest tam także klimat artystycznego Krakowa.

- To miejsce, gdzie spotykają się artyści, intelektualiści, by miło spędzić czas, znaleźć radość, rodzaj wytchnienia, życiową mądrość, komentarz do rzeczywistości. Ale przede wszystkim, by upoetyzować nasze życie. By tak się działo, musimy znaleźć treści o przemijaniu, naszym jestestwie, a nie tylko wygłupiać się - wylicza dyrektor Kota.

Humor Czarnego Kota Rudego jest abstrakcyjny, absurdalny, ironiczny, finezyjny, wyrafinowany, prowokacyjny, a także frywolny. Jak można przeczytać na bilecie: dyrekcja nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek konsekwencje wynikające z obejrzenia programu. W tym i za ewentualne szkody moralne.

Na szczecińskiej scenie oglądaliśmy już wielokrotnie nagradzane programy: pełen angielskiego poczucia humoru "Latający Cyrk Monty Pythona", "Pornograf" z "nieprzyzwoitymi" tekstami G. Brassensa i "Rewię Kabaretową" - prawdziwie kabaretowy collage piosenek, skeczów i monologów. Obecnie na scenie Kota goszczą "Sufit Jonasza Kofty" i "Dancing Szczecin".

- Kot to serce, czy może druga komora serca Teatru Polskiego. Zawsze gramy przy pełnych salach. Czasami z trudem "dźwigamy" spektakle, bo przecież przez te 10 lat przybyło nam kilogramów i lat. Ale warto zobaczyć, jak jednocześnie 500 osób, ja tak było w przypadku "Lapidarium", trzęsie się ze śmiechu. Trzeba było wręcz przerywać grę. Dwa monologi ze spektaklu udało mi się zagrać u Kuby Wojewódzkiego - wspomina z uśmiechem Michał Janicki.

Odmrożona ręka Józefowicza

Na początku był Elbląg, gdzie Adam Opatowicz jeździł do Stanisława Tyma i Janusza Józefowicza. Teraz to oni przyjeżdżają do Szczecina, czyli historia kołem się toczy. A początki nie były łatwe.

- Otóż Janusz Józefowicz, 15 czy 16 lat temu młoda, wschodząca gwiazda, przyjął zaproszenie do Szczecina, by współtworzyć "Pieśni nad pieśniami" - wspomina Janicki. - Była sroga zima. Pociąg z Warszawy do Szczecina czmychnął mu sprzed nosa. Janusz, jako człowiek słowny, ruszył w drogę starym fiatem. Zepsuły się wycieraczki, więc jedną ręką prowadził, drugą - wycierał szybę. My czekaliśmy i czekaliśmy. Żona Janusza zapewniała - wyjechał, Adam wrócił z dworca sam. Niektórzy aktorzy już zrezygnowali z próby. Adam cały czas powtarzał: czekajmy jeszcze chwilę, jeszcze chwilę. Józefowicz pojawił się około 22 z odmrożoną ręką. Za to przedstawienie okazało się sukcesem - wspomina Janicki.

To się samo nakręca

Publiczność Czarnego Kota Rudego to stali bywalcy. Każde kolejne inicjatywy uważają za lepsze. - I kiedy ta spirala się skończy? Tfu - śmieje się Janicki.

- Adam ma smykałkę do tej trudnej sztuki. Bo to tak, jak prowadzenie samolotu. Trzeba pilnować lądowania. W kabarecie nie da się nic udawać. Albo jest żart szlachetny i koronkowy, albo cisza i wiadomo, że nie wyszło - ocenia Stanisław Tym.

- Mózg kręci się u Adama pod sufitem - dodaje Janicki.

Przyjaźnie z Józefowiczem, Tymem, Piotrem Skrzyneckim z Piwnicy pod Baranami zaowocowały. Szczecinianie zapraszani byli do Krakowa.

- Tam zobaczył nas Andrzej Wajda. Mój "Łazik" z tekstem Dymnego i muzyką Adama zrobił na nim wrażenie. Teraz tę piosenkę brawurowo śpiewa Edyta Geppert. Nina Terentiew zaprosiła nas do telewizji - opowiada Janicki.

- Kocham formę kabaretową. Czuję się w niej dobrze. 25 lat z Opatowiczem i 10 z Kotem to czas mojego rozwoju i nauki - podsumowuje Adam Dziecinak, aktor Kota. -Spotykałem, i nadal to czynię, ciekawych ludzi: Skrzyneckiego, Machalicę, Zamachowskiego, Józefowicza, nawet Hankę Bielicką. Cóż więcej sobie życzyć?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński