MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pigułka dzień po. Fakty i mity. Rozmowa z prof. dr hab. n. med. Anetą Cymbaluk-Płoską

Bogna Skarul
Bogna Skarul
Prof. dr hab. n. med. Aneta Cymbaluk-Płoska
Prof. dr hab. n. med. Aneta Cymbaluk-Płoska Andrzej Szkocki
Rozmowa z prof. dr hab. n. med. Anetą Cymbaluk-Płoską - ginekolożką, kierownikiem Kliniki Ginekologii Rekonstrukcyjnej i Onkologicznej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego.

Trwa debata wśród Polaków o tabletce „dzień po”. Pojawia się mnóstwo opinii, często sprzecznych, jak ona działa, do czego służy. Co to za tabletka?
Od razu chcę obalić panujący dość powszechnie mit, że są to tabletki antykoncepcyjne. Nie, tak nie jest. One nie mają rutynowego zastosowania antykoncepcyjnego i to chcę bardzo wyraźnie podkreślić. Mamy wiele innych metod antykoncepcyjnych, które są dedykowane dla kobiet. Tabletki „dzień po” służą do czego innego.

Ile kobiet w Polsce sięga po tabletki „dzień po”?

Statystyki z 2020 roku mówią, że zaledwie niecały jeden procent rozważa zastosowanie u siebie tej tabletki.

Dlaczego tak mało?

To właśnie jest pytanie. Czy dlatego, że my, kobiety w Polsce, tak dbamy o siebie pod tym względem, czy jest to strach, czy brak wiedzy, że coś takiego istnieje. Tymczasem mamy dostępne na rynku dwa preparaty, czyli dwa rodzaje tabletek „dzień po”. One zawierają różne substancje czynne - lewonorgestrel lub octan uliprystalu. Działanie obu tych środków polega na hamowaniu owulacji, czyli momentu, w którym komórka jajowa opuszcza jajnik.

W tych tabletkach są hormony, więc może stąd bierze się ten strach?

Zawsze są to hormony, ale różnie działają, różne mają dawki tych hormonów.

To jak działają te tabletki?

A to akurat zależy od ich rodzaju, czyli substancji występującej w ich składzie. Lewonorgestrel hamuje owulację, o ile jeszcze nie nastąpiła, ale też zapobiega zapłodnieniu poprzez zmianę konsystencji śluzu, co utrudnia dotarcie plemnikom do komórki jajowej oraz prowadzi do zmian w endometrium, uniemożliwiając zagnieżdżenie się zarodka w błonie śluzowej macicy. Taką tabletkę należy przyjąć do 72 godzin od stosunku płciowego bez zabezpieczenia lub gdy inne metody antykoncepcji zawiodły. Jednak najlepiej, jeśli zostanie ona podana w przeciągu 12 godzin. Przyświeca tu prosta zasada - „im szybciej, tym lepiej”, tym większa skuteczność. Natomiast octan uliprystalu hamuje lub opóźnia owulację, jeśli jeszcze nie nastąpiła, może też wpływać na zmiany w endometrium uniemożliwiające zagnieżdżenie się zarodka. Tę tabletkę należy przyjąć do 120 godzin od stosunku płciowego bez zabezpieczenia lub gdy inne metody antykoncepcji zawiodły.

Często spotyka się pani z pytaniami na temat tabletek „dzień po”?

Raczej rzadko. Myślę jednak, że przydałaby się edukacja wśród młodych kobiet, jak te tabletki działają i jak je należy stosować. Chcę podkreślić fakt, iż są to leki hormonalne i tak jak w przypadku każdego leku, mogą wystąpić skutki uboczne.
Jakie?
Mogą pojawić się plamienia lub krwawienia czy też bóle głowy.

To jest niebezpieczne?

Nie spotkałam się w swojej karierze z większymi problemami u pacjentek, które zastosowały tabletkę „dzień po”. Owszem, czasami przychodzą pacjentki i zgłaszają, że krwawią. Wtedy je uspokajam, bo tak może organizm zareagować. Myślę, że pacjentki są bardziej zestresowane tym, że przyjęły taką tabletkę, niż że odczuwają jakiś dyskomfort. Czasami u pacjentek występuje także przesunięcie kolejnej miesiączki, ale to też w ciągu dwóch cykli wraca do normy. Nie jest również prawdą, że hormony w tabletkach „dzień po” rozregulowują organizm kobiety czy prowadzą do niepłodności. Oczywiście, trzeba pamiętać, aby nie nadużywać tych tabletek.

A dużo pacjentek nadużywa? Spotkała się pani z tym?

Nie, ani razu. Ale spotkałam się za to raz z przypadkiem, kiedy pacjentka wzięła tabletkę „dzień po” i poczuła się na tyle bezpieczna, że odwlekała stosowanie antykoncepcji planowanej.

Dlaczego?

Bo poczuła się bezpieczna, bo już wiedziała, że jest jakieś „światełko w tunelu”, czyli wiedziała już, jak w konkretnej sytuacji się zachować. Tymczasem przy stałej antykoncepcji trzeba zrobić badania, a kobiety są zabiegane, nie mają czasu dla siebie. Odwlekają więc wizytę u ginekologa. Lecz bywają też przypadki odwrotne, czyli po zażyciu tabletki „dzień po” kobiety od razu idą do lekarza ginekologa i interesują się antykoncepcją planowaną.

Słyszała pani pewnie takie stwierdzenie, że kobiety tabletki „dzień po” zażywają niemal tak, jak jedzą cukierki. Rzeczywiście tak jest?

Nie spotkałam się z czymś takim. Owszem, znam parę kobiet, które zastosowały te tabletki dwa czy trzy razy, ale na przestrzeni kilku lat. Poza tym kobiety boją się hormonów i nie sięgają po tę tabelkę zbyt często.

Dlaczego się boją hormonów?

Bo u nas obowiązuje taki mit, że jak kobieta weźmie tabletkę hormonalną, to od razu zwiększy się jej masa ciała. Dowodem na to jest chociażby pytanie o to właśnie przy pierwszej wizycie przed planowanym zażywaniem tabletek antykoncepcyjnych. Pacjentka decyduje się na antykoncepcję, ale warunkiem jej przyjmowania jest to, aby absolutnie od niej nie przytyła.

To co z tym tyciem?

Nie spotkałam się z czymś takim. Tycie zależy raczej od naszej diety, od naszej aktywności fizycznej, a nie od tabletek antykoncepcyjnych czy tabletek „dzień po”.

To teraz kolejny mit. Co z późniejszą planowaną ciążą po zażyciu tabletki „dzień po”?

Nie ma żadnych obaw. Tabletka nie powoduje żadnych późniejszych zaburzeń. To tak nie funkcjonuje. Nie trzeba się tym stresować. Nie ma żadnych utrudnień dla planowanego zajścia w ciążę. Oczywiście mogą wystąpić przesunięcia w owulacji, ale dotyczy to tylko dwóch, najwyżej trzech cykli.

To może zmierzmy się teraz z kolejnym mitem. Chodzi o zażywanie tabletek „dzień po” przez 15-latki.

Proszę pamiętać, że 15-latki nie powinny współżyć, bo to jest jeszcze nie ten wiek, to za wcześnie. Natomiast inicjacja seksualna przesunęła się na tyle, że musimy mieć świadomość, że do tego dochodzi. Po to między innymi szczepimy na HPV w wieku 11-13 lat, aby zdążyć przed inicjacją seksualną. A jeśli chodzi o 15-latki, to po zażyciu tabletki „dzień po” organizm takiej dziewczyny dłużej dochodzi do tzw. normalności. Ale to związane jest raczej z niedojrzałym gonadostatem („wewnętrzny czynnik” hamujący czynność osi podwzgórze-przysadka-jajnik - dop. red.). Natomiast należy też pamiętać o tym, że organizm młody zazwyczaj doskonale sobie daje radę z powrotem do tak zwanej normalności. Jednak ja jako lekarz ginekolog, ale też matka, uważam, że większą rolę powinniśmy przypisywać edukacji seksualnej. Już w szkołach podstawowych należałoby informować młodzież, jakie są możliwości antykoncepcji. Powinniśmy także spowodować, aby była większa dostępność różnych metod antykoncepcji. Nie da się ukryć, że kiedy 15-latki sięgają po tabletkę „dzień po”, to dla nich jest ogromny stres.

Dlaczego?

Bo to nadal jest w Polsce tabu. Poza tym dużo zależy od tego, jaki jest w domu kontakt z młodą dziewczyną, czy ona ma się do kogo zwrócić ze swoimi problemami. Mamy oczywiście poradnie ginekologii dziecięcej, ale zazwyczaj rodzic jest obecny przy badaniach, a nie jest to zawsze komfortowe dla 15-latki. Dlatego podkreślam jeszcze raz - edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Do edukacji seksualnej należy podchodzić choćby tak jak do edukacji przeciwcukrzycowej. Chodzi o to, aby przeciwdziałać, zapobiegać, i nie chodzi mi tu absolutnie o zachęcanie, ale wręcz tłumaczenie, iż pierwszy stosunek jest to bardzo poważna i dojrzała decyzja.

Jednak z tą edukacją seksualną w szkołach nie jest najlepiej. Czy jest jakiś inny pomysł, aby dziewczyny dowiedziały się więcej na temat swojej seksualności?

Może taką ścieżką dotarcia z tymi problemami do młodych ludzi jest edukacja dorosłych, rodziców. Oni też potrzebują wiedzy. W swojej praktyce wiele razy spotkałam się z opinią właśnie rodziców, że oni nie wiedzieli o wielu metodach, nie znali możliwości, w ogóle o czymś takim jak antykoncepcja nie pomyśleli.

Kiedy pani zdaniem rodzice powinni rozpocząć rozmowy na temat seksualności z dziećmi?

Myślę, że szósta klasa to najlepszy czas na taką rozmowę. Właśnie w szóstej klasie na lekcjach biologii nauczyciel przekazuje pewną wiedzę podstawową na ten temat. Taka rozmowa z rodzicami jest także dlatego ważna, że daje dziecku poczucie bezpieczeństwa i sygnał, że jest furtka, że w razie kłopotów jest możliwość otrzymania pomocy, że jest mama czy tata, którzy będą wiedzieli , co dalej zrobić, jak się zachować.

Czy w pani gabinecie pojawia się więcej nieletnich pacjentek z rodzicami, czy przychodzą same?

Zdecydowanie częściej z rodzicami. Jednak czasami rodzic jest obecny tylko w pierwszym momencie czy przy pierwszej wizycie. Później nie krępuje swojej nastolatki. I uważam to za bardzo dojrzałe postępowanie. Wprowadzanie córki do ginekologa na pierwszą wizytę daje dziewczynie poczucie akceptacji i zrozumienia przez rodziców. Potem pozostawienie córki pod opieką lekarza umożliwia jej swobodne zadawanie pytań, bez skrępowania i bariery, bo te pytania są zbyt intymne, że jednak rodzic słucha i ocenia.

Ostatnio w mediach sporo mówiło się na temat tabletki „dzień po”. Czy zauważyła pani w swojej praktyce większe zainteresowanie tą tabletką?

Powiem szczerze, że nie. Za to zauważyłam większe zainteresowanie antykoncepcją planowaną. To dobrze, to dobry kierunek. Nadal bowiem większość kobiet boi się stosować tabletkę „dzień po” i ona jest przez nie traktowana jak „ostatnia deska ratunku”. I to też jest dobrze. Bo ważniejsza jest planowana antykoncepcja. Ale my lekarze i całe społeczeństwo musimy dać paletę wyboru różnych metod. Ten wybór dla człowieka jest niesłychanie ważny.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pigułka dzień po. Fakty i mity. Rozmowa z prof. dr hab. n. med. Anetą Cymbaluk-Płoską - Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński